środa, 1 maja 2019

Takie sobie Święto Pracy....




Właśnie mamy święto, które kiedyś było świętem prawdziwym. Dziś jest po prostu dniem wolnym od pracy. Mowa oczywiście o 1 Maja czyli tzw. Święcie Pracy.
Oczywiście, że „tak zwanym”, bo dziś mało kto świętuje, czyli celebruje ten dzień. Teraz siedzę w domu i tworzę, znaczy się piszę różne teksty, a rok temu spędziłam ten dzień na własnej działce rekreacyjnej.

Na sąsiednim polu rolnik rozrzucał wówczas obornik. Znaczy się pracował. Chyba nawóz jakiś kiepski, bo nie śmierdziało.

Zbierałam chrust w lesie, paliłam ognisko i odkurzyłam przyczepę campingową. I bardzo dobrze, bo karkówka co prawda się odpowiednio ugrillowała (taki neologizm), ale do spożycia jej pod wiatą nie doszło. Nad polem i lasem przeszła majowa burza. Jedliśmy zatem w przyczepie. Burza była przyjemna, świat po niej zrobił się jasny i czysty.

Fajna majówka w gronie rodzinnym. Lubię przyjeżdżać na swój kawałek trochę ucywilizowanego pola pod lasem (jest prąd i sławojka). Ale nie było wyjątkowa. Tak spędzamy letnie dni często, bo mięso z grilla lubimy, pies ma się gdzie wybiegać, a starsza młodzież odpocząć po dniach ciężkiej pracy. Być może przyjedziemy tu na Święto Konstytucji i Święto Wojska Polskiego. Nie, Dzień Niepodległości spędzimy w domu, wiadomo listopad. Kiedyś proponowałam, żeby urządzić tu Wigilię. Nie przeszło. Za ważne święto, żeby dzielić się opłatkiem w przyczepie campingowej.

A więc mieliśmy Święto Pracy, czyli dzień wolny od pracy.... Podejrzewam, że spory odsetek Polaków spędzał ten dzień na słodkim lenistwie...

Tymczasem kiedyś, za komuny, było inaczej. 1 Maja to był dzień wyjątkowy. Jedyny taki w roku. Przez miasta przechodziły pochody. Było kolorowo i radośnie. Ktoś twierdzi, że nie? Dziwne, ja pamiętam barwne tłumy, balony bynajmniej nie czerwone, biało-czerwone chorągiewki, które wykonywało się ręcznie podczas lekcji rysunków i stragany. Masa straganów z …. jak to dziś określić.... normalnie, stragany ze wszystkim. Takie dzisiaj spotykamy na odpustach wokół kościołów, na świętach chleba, miodu i w Niedzielę Palmową.

Za moich czasów kupowało się tu pierścionki i lusterka ze zdjęciami ówczesnych idoli. Królował wódz Apaczów Winnetou. Były pistolety na korki i kapiszony, trocinowe kulki na gumce, zaraz jak one się nazywały.... ?

Są tacy, którzy mówią, że zmuszano ich do marszu w pochodzie. Mnie też, ale dopiero w drugiej miejscowości, w której zamieszkałam. Miasto było małe i musiało się jakoś zaprezentować. Nie chodziłam w tych pochodach. Nie dlatego, że miałam takie a nie inne przekonania polityczne. Najpierw byłam nastolatką i ogólnie była przeciw, a potem mnie to zostało.
I uwaga kochani – nigdy nie poniosłam z tego powodu żadnych konsekwencji. I jakoś nie poznałam nikogo, kto takie by poniósł. Wiadomo dlaczego – kto oglądałby taki pochód, jeśli każdy szedł w nim?
W dużym mieście, w którym spędziłam dzieciństwo, nigdy nie słyszałam o przymusie. Mama nie chodziła, bo pilnowała dzieci, czyli mnie i brata. A ojciec szedł zawsze dumnie jako poczet sztandarowy ukochanego klub u sportowego. To był zaszczyt.

Nigdy go nie doświadczyłam. Kiedy trenowałam lekkoatletykę w ukochanym klubie, trener wybierał dziewczyny do udziału w pochodzie. Każda na czas pochodu dostała reprezentacyjny dres z nazwą klubu na plecach. Mnie nie wybrał. Powiedział, że wybrał najładniejsze. Płakałam.
Na wiadomym portalu przewijają się wspomnienia z tamtych, ponoć wstrętnych lat i tego komunistycznego święta. Coraz mniej tych wspomnień... wiadomo, ludzie się wykruszają... Większość opisuje z sentymentem ówczesne świętowanie.
Ktoś po pochodzie poszedł nad Wisłę, pił piwo i jadł kiełbasę z rówieśnikami, potem rozmawiał, aż zastała go tam noc. Wrócił do domu i dostał porządną burę od rodziców, bo małoletni jeszcze był...
„ Po pochodzie szliśmy całą grupą z przyjaciółmi: na lody, do kawiarni, czy sami organizowaliśmy sobie imprezkę. Było naprawdę przyjemnie. Nie byliśmy otoczeni kordonem policji, wtedy milicji, jak to się dzieje dzisiaj” - napisał ktoś.

Może i sprawdzano listę obecności, zwłaszcza w szkołach, ale kto chciał to się po prostu z pochodu 
urywał... - taka wersja powtarzana była wielokrotnie.

Większość jednak wspomina nie tyle sam pochód, co cały dzień, liczne atrakcje, zabawy, imprezy sportowe, potańcówki... sama kiedyś byłam na dyskotece z okazji Święta Pracy. Odbywała się na … asfaltowym boisku do koszykówki na stadionie. A najważniejsze w tym wszystkim było spotkanie ze znajomymi. Nikt z nikim nie umawiał się na spotkanie. Wszyscy wiedzieli gdzie będą.

I wszędzie były tłumy.

I wszędzie ludzie cieszyli się.

I wszędzie dzieci płakały po pękniętym balonie.

I wszędzie dziewczyny czekały na kogoś, kto kupi im pierścionek z czerwonym oczkiem...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz