film i książka na dziś "Szatan z siódmej klasy"
Mam nadzieję, że dziś będzie
pozytywnie. A trudno o to, gdy świat tkwi w szponach małego
wrednego hitlerka i właściwie stoi w miejscu. Politycy nieudolnie
coś tam próbują robić, żeby naród nie powiedział, że są do
niczego niepotrzebni. Znany nam kościół i wszelkie inne wyznania –
milczą.
Dobrze, w porządku ktoś tam zrobił zrzutkę na respirator, nawet dwa.
Skontaktowałam się też z wyznawcą innej religii, czy może oni jakąś zrzutę robią. Nie, oni się modlą. Wirtualnie. Ktoś tam wykupił, ktoś tam zainstalował specjalne oprogramowanie i teraz widząc siebie wzajemnie – modlą się razem.
Pytam znajomego, jaki to program i ile
kosztuje. Nie wie. Ktoś im to sfinansował. Taka ich nadrzędna
władza.
Marzeniem jest, żeby nauczyciele mieli taką nadrzędną władzę. I uczniowie zresztą też. Siada sobie taki nauczyciel przed kompem i widzi swoich uczniów w liczbie takiej na przykład 25. Oni też go widzą i sobie taka lekcja leci, jak kabarecik. Lekko, łatwo i przyjemnie.
Poniosło mnie, wiem, ale bardzo pozytywnie poniosło i uniosło ponad obłoki.
Póki co takie nauczanie w przeciętnej polskiej szkole mieści się w pojęciu science fiction. Marząc o zdalnym nauczaniu w stylu zdalnej modlitwy pewnej religii, zadzwoniłam do koleżanki, nauczycielki sześciolatków czyli tzw. „zerówki”, pracującej w przeciętnej wiejskiej szkole.
„ I jak sobie radzisz? Jak zdalnie pracujesz z maluchami?: - zapytałam z uśmiechem od ucha do ucha spodziewając się fali narzekań i złorzeczeń. O przekleństwach już nie wspomnę.
Tymczasem koleżanka całkiem spokojnie odpowiedziała, że sobie radzi i to spokojnie.
Skąd ten spokój?
Otóż koleżanka założyła na czas zdalnego nauczanie specjalnego maila. Wysłała go do rodziców na ich maile. Poinformowała, że tą właśnie drogą będzie wysyłała zadania dla dzieci. I wysyła. Każdego dnia. Pisze, co dziecko powinno zrobić w związku z tzw. nauczaniem szkolnym (literki i cyferki), co powinno narysować, proponuje zabawy edukacyjne wykorzystując te zamieszczone w sieci, jakiej piosenki może się nauczyć....
I koniec. I finito.
Czy maluch to wykona? Tego oczywiście nie jest pewna. To już w przypadku „zerówki” wszystko w rękach rodziców.
I proszę, efekty są. Otrzymuje
zdjęcia prac plastycznych i filmiki przedstawiające zabawy.
Nie, nie wymaga, by rodzic z dzieckiem
usiadł przy kompie o określonej godzinie. Wiadomości odbierze,
kiedy będzie chciał. Zadania wykona też w dowolnym terminie.
Tak, rodzice mają swoje wirtualne
adresy od wielu lat. Nauczycielka nie pamięta już czasów, kiedy
ich nie mieli.
„Przecież to pokolenie na
komputerach wychowane!” - uświadamia mi w czasie rozmowy.
Racja, obecnie trzydziesto -, a nawet
czterdziestolatkowie od czasów dzieciństwa lub młodości kontakt z
kompem mieli.
„To znaczy, że wszyscy w domach
posiadają komputery?” - drążę dalej temat.
Koleżanka roześmiała się tak
głośno, że mój telefon się poruszył też ze śmiechu.
„Jeśli ktoś nie posiada, niech
dzwoni do szkoły. Szkoła wypożyczy. A zresztą, czy widziałaś w
interenecie apele o wypożyczenie komputera dla ucznia, który go nie
posiada?”.
No, jeden, albo dwa, a może to była
prośba o wypożyczenie dla rodziny, w której jest dużo dzieci?
Nie da się ukryć, wiadomy portal nie jest zarzucony prośbami o
sprzęt.
„Gorzej, jak dostęp do sieci jest słaby....”.
I tu wreszcie koleżanka zgodziła się ze mną. Ustaliłyśmy jednak, że jest to sławetne „coś za coś”. Dostępu do sieci nie ma w głuchej głuszy. Na takiej mojej działce na przykład. W zamian za internet mamy czyste powietrze i mniej ludzi wokół. Mniejsze ryzyko zarażenia.
W sumie więc nauczycielka „zerówki” pracuje po tzw. najmniejszej linii oporu. Wszyscy są zadowoleni.
A gdyby tak tacy nauczyciele polskiego i takiej historii pracowali tak samo? Maile do uczniów ze wskazówkami, zadaniami, linkami zamiast zwoływania ich codziennie od …. do... przed monitor? A czy uczeń zadania wykona, czy zechce się uczyć... to już jego sprawa.... Powtarzam to od zawsze.