film na dziś "Stawka większa niż życie"
I proszę, wystarczyło nadać
felietonowi tytuł „Nuda”, a mało kto go czyta. Rację mają ci,
co twierdzą, że tytuł przyciąga czytelnika. Zanim więc skończę
ten tekst, jakiś przyciągający tytuł wymyślę.
Wczorajszy dzień minął całkiem
spokojnie. Pewnie wszystko przez tabletkę nasenną, którą
łyknęłam. Nie śniły mi się koszmary. Nie budziłam się w nocy.
Spacer z psem nie przyniósł nic
ciekawego. Pijaczki tzw. „ławkowicze” regularnie spotykają się
pod drzewem albo w okolicach śmietnika. Omijam ich w odległości co
najmniej 200 metrów. Tacy to nawet nie zauważą, że mają objawy
wirusa. Do piwnicy już nie przychodzą. I bardzo dobrze. Tyle tylko,
że ludzi jakby ciut więcej na ulicach. Częściej musiałam
zmieniać trasę spaceru, co nie podobało się mojej suni.
W wyniku braku tematów godnych
klikania w klawiaturę, zaapelowałam do znajomych, by takowe mi
dostarczyli.
Koleżanka zaproponowała, by napisać
o rodzicach, którzy teraz muszą zająć się swoimi dziećmi i są
z tego powodu wkurzeni. Nic z tego. Nie mam dowodów. W sieci są
tylko memy na ten temat, a wypowiedzi wkurzonych starych nie ma.
Czyli tematu nie ma.
I nagle temat się pojawił. Dostałam
donos od ekipy dziennikarskiej. Oczywiście tajny. Bez możliwości
podania danych. Dobra, będziemy używać terminy „telewizja”.
Jest tak:
Wszyscy pochylają głowy nad pracą
służb medycznych, sprzedawców, listonoszy, transportowców. Nikt
jeszcze nie pochylił głowy nad ekipami dziennikarskimi, które
walkę z wirusem nam pokazują. Mój informator myślał, że pracuje
w środowisku bezpiecznym. Kręcił się wśród naczelnych władz.
Co jak co, kto jak kto, ale władza w czas kryzysu bezpieczna być
powinna. Bez względu na opcję polityczną.
Okazało się, że nie. Wiadomy
minister okazał się być pod wpływem wirusa. „Wszyscy dostali
sraczki” - usłyszałam. Oczywiście rządzący i ich okolice od
razu poddali się testom. A ekipy telewizji?
Oczywiście, że nie. Zupełnie
nieważne, że na co dzień stykali się z władzą, podsuwali jej mikrofony i kamery pod nos, żeby naród się dowiedział. Testy im
się nie należą. Nie było wyjścia. Do tej pory ekipy różnych
telewizji pomagały sobie. Teraz postanowiły nie stykać się ze
sobą.
Już wyjaśniam, na czym to ma polegać.
Informator przysłał mi zdjęcie spod
jakiegoś ministerstwa z zagadką: „Poszukaj ekip”. Przeniosłam
zdjęcie do kompa. Zaczęłam powiększać. Poczułam się jak
bohater niedawno oglądanego przez mnie filmu Antonioniego
„Powiększenie”. Znalazłam tylko jedno stanowisko reporterskie.
Poddałam się. Informator podesłał to samo zdjęcie z czerwonymi
kółkami i nazwami stojących telewizji. Cztery były w znaczącej
odległości od siebie. Jak się jakaś telewizja zarazi, to
przynajmniej nie zarazi innej. I jakiś przekaz do narodu będzie.
Podobnie ze służbą zdrowia. Znajomy,
po uzyskaniu informacji, że lekarz ma wirusa i na pogotowiu jest
kwarantanna, zadał w sieci pytanie: „Kiedy wreszcie służba
zdrowia się zbuntuje i zacznie chociaż sobie robić testy! Bez
zgody PiS!” - zakończył politycznie. No właśnie, kiedy? Za
PRL-u, w czasie wrocławskiej epidemii ospy, szczepiono najpierw
personel medyczny....
Po południu koleżanka dała znać, że
pracuje normalnie w biurze, bo jej szef uznał, że nie ma takiego
zagrożenia, by nie pracować.
Druga poinformowała, że jej mąż
składa w Niemczech domki letniskowe i nie może wrócić. Nie
dlatego, że granice zapchane. Po prostu jego firma podpisała
kontrakt na te domki i jeśli ich nie złożą, kontrakt zostanie
zerwany. Niemcy nie tylko nie wypłacą nawet części wynagrodzenia,
ale również zażądają forsy za zerwanie kontraktu. Nie ma
wyjścia. Trzeba składać.
Wieczorem przyjechał syn. Przywiózł
zakupy i pyszną drożdżówkę od synowej. Rozmawialiśmy w
bezpiecznej odległości na podwórku. Żeby kontaktu nie było.
Uściski między nami przenosił pies.
Jak zatem to będzie dalej? Ludzie
przebywający bezpośrednio przy chorych testów nie robią. Inni
ludzie normalnie pracują. A my - matka i syn – stoimy w odległości
od siebie, żeby się nie zarazić?
A teraz wybaczcie, co napiszę.....
W obliczu tego wszystkiego wiadomość
o śmierci Emila Karewicza, słynnego Brunnera, wydała się być
najspokojniejszą informacją dnia.... Sympatycznie kojarzący się
wszystkim człowiek umiera śmiercią naturalną w wieku 97 lat...
Może więc świat jeszcze nie zwariował....
Film na dziś? Jest tylko jeden....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz