niedziela, 28 kwietnia 2019

Obowiązki nauczyciela








I oto strajk jednej z najbardziej wykształconej grupy społeczeństwa zakończył się. Wyhejtowani, wyjajani przez rząd nauczyciele stają ponownie przed spragnionymi wiedzy uczniami.
Właśnie spotkałam grupę swoich uczniów – gimbaza oczywiście. Zapytali, czy nie mogliśmy jeszcze tak postrajkować do majówki, znaczy się jeszcze dwa dni, bo mogliby zaplanować wspólnie z rodzicami jakiś wypoczynek w górach albo nad morzem.... rodzice właśnie wzięli trzy dni urlopu, by mieć dziewięć wolnych.... A tu nic z tego, koniec strajku i potomstwo wypada oddać na te dwa dni do szkoły pod opiekę nierobów, nieuków i leni, znaczy się nauczycieli. Jak to biedny rodzic przeżyje?
Dobra, zostawmy to, sprawa rodziców.
Pytanie dlaczego spragnieni wiedzy, znaczy się uczniowie, do szkoły się nie garną. Cóż, polski uczeń ma nadal mentalność upadłego PRL-u.... szkoła jest jak kibel, znaczy się WC, znaczy się toaleta – chodzisz, bo musisz. Z pojęciem, że życie jest jak papier toaletowy – długie, szare i do du... mamy obraz prawdziwego Polaka. Do tego dochodzi pojęcie pracy. Bo, według większości narodu, która objawiła się podczas strajku nauczycieli, pracuje ten, co pracuje fizycznie. Nie kopiesz rowów, nie układasz kostki brukowej, nie nosisz cegieł, nie sprzątasz ulic – znaczy się nie pracujesz. Ponownie wracamy do czasów PRL-u, ulubionego okresy obecnej władzy.
Dobra, zostawmy to, nie o tym miałam pisać.
Zajmijmy się pracą nauczycieli. Naród w postaci owych fizycznych i hejterów uświadomił nam, że pracujemy tylko 18 godzin tygodniowo. Powinniśmy tę wolę uszanować. Czy potrafimy wypełnić wszystkie ciążące na nas obowiązki w ciągu słynnych 3,6 godzin dziennie – zapytał wczoraj jeden z ludzi na wiadomym portalu społecznościowym. Oczywiście.
Zatem do działania. Oto pełna lista obowiązków – według Karty Nauczyciela https://www.lexlege.pl/karta-nauczyciela/rozdzial-2-obowiazki-nauczycieli/6150/ i moje propozycje realizacji:
Nauczyciel obowiązany jest:
1. rzetelnie realizować zadania związane z powierzonym mu stanowiskiem oraz podstawowymi funkcjami szkoły: dydaktyczną, wychowawczą i opiekuńczą, w tym zadania związane z zapewnieniem bezpieczeństwa uczniom w czasie zajęć organizowanych przez szkołę;
Podstawowym zadaniem szkoły jest nauczanie. Uczymy. Podczas lekcji – wychowujemy (wszak każda lekcja, nawet matmy powinna mieć cel wychowawczy). Opiekujemy się. Po lekcjach obowiązki opieki przejmuje taka np. świetlica. Nie jest napisane, że musimy organizować wycieczki, wyjścia do kina, teatru... Nie jest napisane, ze musimy organizować akademie ku czci i apele o kulturze jedzenia.
2. wspierać każdego ucznia w jego rozwoju;
Oczywiście, ze wspieramy – dobrym słowem oczywiście, prośbą, by dziecię rozwiązało zadanie z gwiazdką, znaczy się trudniejsze. Nie jest napisane, że mamy z tym maleństwem siedzieć po lekcjach, wyjaśniać, przygotowywać zadania i sprawdzać je. Jeśli dostaniemy tzw. godziny na kółko matematyczne, płatne oczywiście, to będziemy uczyć.
3. dążyć do pełni własnego rozwoju osobowego;
3a) doskonalić się zawodowo, zgodnie z potrzebami szkoły;
Genialny punkt! Rozwijamy się poprzez taki kontakt z przyrodą i jedziemy na majówkę z rodziną, wszak rodzina, nasza też, to podstawowa komórka społeczna. Nasz rozwój osobowy następuje w wyniku czytania odpowiedniej literatury. Związane jest to ściśle z doskonaleniem zawodowym, zgodnie z potrzebami szkoły. Poloniści niech oglądają produkcje marvelowskie – filmy oparte na literaturze komiksowej. Warto je polecić również informatykom w celu zapoznania się z komputerowymi efektami specjalnymi. Dla nauczycieli przedmiotów ścisłych obowiązkowe filmy to „Teoria wszystkiego” - życiorys Hawkinga i „Piękny umysł” - Nash.... wybaczcie pełnej listy filmów dziś nie podam. Zatem kochani – nie jest napisane, że macie uczestniczyć w szkoleniach, studiach podyplomowych, zwłaszcza na własny rachunek.
4. kształcić i wychowywać młodzież w umiłowaniu Ojczyzny, w poszanowaniu Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, w atmosferze wolności sumienia i szacunku dla każdego człowieka;
Ojej, ojej niebezpiecznie się robi... O ile umiłowanie Ojczyzny, wolność, szacunek to jeden z celów wychowawczych lekcji, to z poszanowaniem Konstytucji mamy problem.... skoro wiadomi ludzie twierdzą, że jest reliktem złej przeszłości, to jak należy ją szanować.... Ot i zagwostka.... Zostawmy to zagadnienie i niech każdy belfer zgodnie z sumieniem rozstrzygnie sprawę na swojej lekcji w ramach 18 godzin tygodniowo... w końcu też ma wolność sumienia.
5. dbać o kształtowanie u uczniów postaw moralnych i obywatelskich zgodnie z ideą demokracji, pokoju i przyjaźni między ludźmi różnych narodów, ras i światopoglądów.
I wpadliśmy jak przysłowiowa śliwka w kompot. Weź tu człowieku mów o przyjaźni między narodami, rasami i światopoglądami skoro uchodźców nie chcemy, ludzi z grupy LBGT potępiamy, jedyną słuszną religią jest wiadoma... Może na przykład na chemii.... zasady, kwasy, związki.... Nie jest napisane jakie.
No dobra, na dziś koniec. Mój czas na napisane felietonu minął, o czym przypomina mi pies, bo chce na dwór.
Kochani nauczyciele, wykorzystajmy nasz osiemnaście godzin zgodnie z wolą społeczeństwa. Nie wysuwajmy się, w ramach podlizywanie władzy, przed szereg!

środa, 24 kwietnia 2019

Zawód najmniej potrzebny




Kiedy wprowadzano zakaz handlu w niedzielę, oznajmiano, że najtrudniejszym zawodem świata jest praca na kasie w owadowym sklepie. Bo to i hemoroidów można dostać, i kręgosłup siada, i w ogóle samo zło. Dziś kolej na inny, bardzo sławny, a równocześnie najmniej potrzebny zawód świata.
Nauczyciel.
(Oświadczam, że wszelkie poglądy są tylko i wyłącznie moje, zaś przykłady nie pochodzą tylko ze szkoły, w której obecnie pracuję. Obejmują wielki nieprzebrany świat internetu oraz plotek ze spacerów z psem)
Obecnie trwa nadal i jeszcze strajk nauczycieli. Od przeszło dwóch tygodni każdy z nich dowiaduje się kim jest i ile znaczy dla budowy którejś już z rzędu Rzeczpospolitej.
Jak wynika z moich obserwacji nauczyciel (w tym ja) jest prawie nikim i nic nie znaczy.
Proszę, już uzasadniam.
Kiedy nauczyciele ogłaszali, że nie odpuszczą i będą strajkować, tzw. społeczeństwo wespół z rządem wzruszało ramionami. Naczelnik mówił o krowach i świniach, premier uprawiał propagandę sukcesu, a rodzice nie dopuszczali myśli, że sprawa jednak się rypnie.
W poniedziałek rano zastali szkoły i przedszkola zamknięte z powodu strajku. Jak Polska długa i szeroka rozpoczęło się wycie pt. „Co ja mam zrobić z dzieckiem!?”.
Jak to, zrobili dzieci, a teraz nie mają co z nimi zrobić? A trzeba było nie robić! - wrzeszczałam do telewizora i laptopa.
Okazało się, że najważniejszym problemem rodziców był brak miejsca, gdzie można by potomstwo zostawić. Nikt nie zapytał, co z programem nauczania, w jaki sposób nauczyciele nadrobią braki, nikomu nie przyszło do głowy, by zapytać, czy może wśród niestrajkujących są spece od polskiego, matmy, żeby tak całkowicie dzieciaki od nauki nie odwykły?
Nie, nie było żadnego hasła związanego z procesem nauczania. Wniosek z tego oczywisty – szkoła to przede wszystkim przechowalnia dzieci. Jeśli więc jest tak postrzegana, to po co tam magister dyplomowany, jak wystarczy taka babcia Grażynka na przykład?
Oprócz tego nauczyciele są źli, niedobrzy i paskudni. Niczego nie potrafią, niczego nie nauczą. Po co więc dzieci chodzą do szkoły? Tylko dlatego, że przymus? Informuję, że przymusu nie ma. Można rozpocząć tzw. edukację domową lub powołać do życia stowarzyszenie, która z kolei powoła szkołę. Prywatną. Przy najbliższym kościele na przykład. Nie bójcie się tego kroku kochani rodzice! Subwencję oświatową dostaniecie! Zatrudnicie, kogo będziecie chcieli! Pani Basia z kuchni może uczyć dziewczęta podstaw gotowania, a ksiądz literatury starożytnej.
Po co komu nauczyciel?
Odbyły się egzaminy klas ósmych i gimnazjalne. Kiedyś, żeby być członkiem komisji podczas owych egzaminów, trzeba było zaliczyć specjalne szkolenie prowadzone przez dyrekcję szkoły. Komisje składały się z członków Rady Pedagogicznej w danej szkole, a czas pracy podczas pilnowania uczniów wliczony był w nauczycielki etat. Wszystko regulowały ustawy, uchwały, rozporządzenia....
Dziś możemy sobie z nich zrobić papier toaletowy. Wystarczy mieć władzę, większość w Sejmie i jedną noc, żeby przewrócić system do góry nogami. Okazuje się, że do pilnowania uczniów podczas egzaminów wystarczą leśnicy, właściciele warsztatów samochodowych, kosmetyczki i oczywiście strażnicy więzienni. O ile pojawienie się tych ostatnich w szkole może mieć swoje uzasadnienie, o tyle sprawa przybycia na egzamin specjalistki od peelingu kontrowersje wzbudzić może.
I nie macie racji! Pani od miękkich pięt ma uprawnienia pedagogiczne! Musi je mieć, żeby na przykład przyjąć na praktykę studentkę i uczyć ją fitokosmetologii lub fitokosmetyki.
Niedługo matury. Właśnie posiadający większość w parlamencie rząd w trybie natychmiastowym opracował listę zmian w prawie oświatowym pozwalającym na dopuszczenie do matur, każdego kto na liście uczniów w danej szkole figuruje. Można? Można!
Matury też się odbędą. Bez udziału nauczycieli oczywiście. Po co nad głową ucznia ma stać belfer, który stresował go przez trzy lata? Lepiej żeby stał pan Władek z najbliższego ośrodka penitencjarnego. Ma już przecież praktykę pedagogiczną, bo zaliczył egzamin gimnazjalny i ósmoklasisty!
Po co więc nauczyciele? Po co więc szkoły?
Żadnego pożytku, tylko obciążenie dla budżetu. Niczego nie produkują. Są niepewni politycznie, nie nigdy nie wiadomo na kogo zagłosują.
A rozgonić to całe towarzystwo na cztery wiatry, a w budynkach ulokować …. no dobrze, już nie powiem, że chlewnie...
Aha, takie będą Rzeczpospolite, jakie młodzieży chowanie....
Ośmieszenie i zdyskredytowanie nauczycieli to właśnie obecny element wychowywania młodego pokolenia. Poczekajcie krytycy, za kilka lat zbierzecie owoce swojej pracy.
Na szczęście mnie już wtedy na tym świecie nie będzie. Hi hi!

poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Mój Górnik – Rzucający za trzy


Stanisław Ignaczak i Poldek Podstawczyński (na pierwszym planie) (foto z książki "70 lat koszykarskiego Górnika Wałbrzych" Tomasza Piaseckiego)

Ponad sto lat temu ludzie zajmujący się dzisiejszą socjologią i psychologią doszli do ciekawych wniosków. Uznali, że człowiek jest w stanie rozpoznać ok. 3000 twarzy innych ludzi i z taką grupą ludzi współdziałać tworząc w miarę jednolitą społeczność. Jako że bogaci mieszkali w pałacach lub wielkich kamienicach, sprawa dotyczyła zabudowań dla robotników. Rozpoczęto budowę osiedli, w których usytuowanie budynków tworzyło duże podwórko. Każde podwórko było miejscem centralnym. Tu znajdowały się „komórki” na węgiel, czasami hodowano zwierzęta, tu bawiły się dzieci i spotykali sąsiedzi. Każdy każdego znał.
Najsłynniejszym tego typu miejscem jest osiedle górnicze na Górnym Śląsku – Nikiszowiec, powstałe na początku XX wieku.
Bardzo podobna jest zabudowa dzielnicy Nowe Miasto w Wałbrzychu. Miejsce mego dzieciństwa otaczają zabudowania czterech ulic: Ogińskiego, Namysłowskiego, Sygietyńskiego i Kazury. I jest tak, jak kiedyś ustalili mądrzy ludzie – wszyscy się znają. Nie zawsze osobiście, ale na pewno z widzenia, bo mijają się codziennie idąc do pracy, robiąc zakupy w tym samym sklepie, wyrzucając śmieci do tego samego śmietnika.
Pamiętnego dla mnie dnia – 3 lutego 1971 roku, kiedy zakochałam się w koszykówce – doznałam jeszcze jednego szoku. Otóż w drużynie sławnego w Polsce pierwszoligowego Górnika Wałbrzych zobaczyłam …. swego sąsiada.
Mieszkał wraz z rodzeństwem i mamą w jednym z „ramion” mego podwórza. Często przechodził obok mojej kamienicy. Kłaniał się moim rodzicom. Mówili wtedy: „To taki dobrze ułożony chłopak”. Na ramieniu miał najczęściej sportową torbę. 
Kiedy więc ujrzałam POLDKA PODSTAWCZYŃSKIEGO w barwach wielkiego i sławnego Górnika, zaniemówiłam. Rety, tak blisko mam prawdziwego sportowca! Pierwszoligowca! Przecież znam go od zawsze! 
Poldek było oczywiście „stary”, różnica trzynastu lat, kiedy ma się dopiero dwanaście, to pokoleniowa przepaść. Zawsze jednak był dla mnie taki sam.... wysoki blondyn o dyskretnym uśmiechu. Bez wątpienia - prawdziwy wałbrzyski koszykarz.
Trenował u słynnego Stanisława Rytki. W książce poświęconej wałbrzyskiej koszykówce „60 lat minęło” jego nazwisko pojawia się w opisie sezonu 1963/64. Junior Poldek wraz z kolegami zdobywa mistrzostwo Dolnego Śląska. 
W kolejnych sezonach koszykarz stał się kluczową postacią w zespole. Zdobywał dużo punktów i był członkiem drużyny, która wkrótce awansowała do najwyższej ligi.
Stało się to w sezonie 1969/1970. 

Apolinary Podstawczyński miał w tym wielki udział. W każdym meczu zdobywał punkty. Czy wcześniej tak samo rzucał, jak wtedy kiedy go poznałam?
Nie wychodził wówczas w pierwszej piątce. Był owym „szóstym”, może nawet "siódmym" zawodnikiem. Ale jak już się pojawiał na boisku, to jego udział w meczu był szczególnie widoczny.
Poldek miał tylko 185 cm wzrostu, nie toczył walki pod koszami. Był mistrzem w rzutach z dystansu. Ustawiał się za „trumną” (dziś obszar zwany „pomalowanym”) i pewnie rzucał do kosza. Kibice każdy rzut nagradzali wielkimi oklaskami, takimi samymi jak dziś nagradza się „wsady” do kosza. Rzuty z dystansu to była wówczas rzadkość. Niestety, nikt wtedy nie liczył ich inaczej. Każdy rzut to dwa punkty. Zatem, jeśli przeglądamy dziś statystyki z dawnych lat, przy nazwisku „Podstawczyński” dodajmy jeszcze jedną trzecią zdobytych punktów. On rzucał „za trzy”.
Sezon 1975/1976 był ostatnim w jego karierze.

Zawsze w barwach Górnika.

Zawsze w Wałbrzychu.

Ostatni raz widziałam Poldka w 2006 roku podczas Meczu Wspomnień. Skromnie usiadł na widowni hali OSiR-u, obok mnie. Uśmiechnął się. Chyba mnie poznał. Był już wtedy po, lub w trakcie walki z ciężką chorobą. Podszedł do niego jeden z organizatorów meczu: „Panie Poldku, proszę do szatni, do swojej drużyny.” - „Ale ja nie gram” - rzekł cicho i bardzo nieśmiało. „Nie szkodzi. Proszę za mną”.
Wstał i dołączył do swoich kolegów. Kim był organizator, nie pamiętam....
O mały włos, a Poldek nie stałby się członkiem mojej rodziny. Bo było to tak: kilka razy przyjechała do nas kuzynka Basia w wieku odpowiednim dla młodego koszykarza. Ten, jak to na wspólnym podwórku bywało, zauważył ją i pewnego dnia powiedział memu tacie, że Basia mu się bardzo podoba. Jako że moim rodzicom Poldek zawsze bardzo się podobał, rozpoczęli zachęcanie Basi, by przyjrzała się chłopakowi z sąsiedztwa. Niestety, dziewczyna zakochana chyba była, bo nie wykazała zainteresowania...
Tymczasem po zakończeniu kariery koszykarskiej życie Poldka nie głaskało - ciężka choroba, śmierć brata, syna, żony i matki… to dużo jak na jednego człowieka, zbyt dużo....
Teraz odszedł również on.... na biało-niebieskie boisko wśród chmur.... dołączył do zmarłego niedawno kolegi z boiska – Staszka Ignaczaka....
Na pewno zagra tam jeszcze nieraz i na pewno jego rzuty z dystansu niebiańscy sędziowie policzą tym razem za trzy punkty....

wtorek, 2 kwietnia 2019

Beton




Tak się aktualnie w moim życiu złożyło, że powiało w nim pesymizmem.... Zdarza się. Spowodowało to jednak bardziej pesymistyczne spojrzenia na naszą polską rzeczywistość. Nie mam wyjścia. W ramach terapii antydepresyjnej, muszę się z Wami refleksjami (ale się rymnęło) podzielić, znaczy się wyrzucić z siebie to, co na wątrobie mi leży.

Zacznijmy od spraw religijnych, przepraszam – pseudoreligijnych, bo z Bogiem nie mających nic wspólnego.

Oto trójka ludzi przewraca pomnik. Cóż, taki los pomników. W ostatnich czasach wiele zniszczono, wiele usunięto z widoku. Wiele nowych postawiono, a przy niektórych nawet swego czasu postawiono policję. Cóż, taki los pomników. Jedni stawiają, inni obalają. Jednak ten ostatni obalony na opony (ciekawe ekologiczne działanie) jest szczególny. Bo współczesny. Bo nie komunistyczny. I do takiego ludzie się modlą, pod takim składają kwiaty. Przepraszam, nie modlą się do leżącego na boku wizerunku. Czczą cokół.

Starożytni przynajmniej czcili słońce.

Oto człowiek publicznie mówi drugiemu człowiekowi, że nie chodzi do kościoła. Drugi, zamiast zapytać dlaczego i rozpocząć intelektualną rozmowę na tematy filozoficzne, wali od razu twierdzeniem, iż nieuczęszczanie w każdą niedzielę na mszę oznacza totalny ateizm. A niby dlaczego? Wszak można chodzić do cerkwi, meczetu, synagogi czy na spotkania Świadków Jehowy. Nie, to nie jest miernikiem wiary w Stwórcę. Jedynie kościół katolicki jest jedyny i prawdziwy. „Nawet w serialu „Ranczo” ludzie ze słynnej ławeczki tak mówili” - grzmi niczym Zeus gromowładny człek praktykujący.

Serial telewizyjny jako wiarygodne źródło dogmatów wiary, czy jak to tam zwał...

Oto człowiek dostaje propozycję udzielania korepetycji małolatowi z podstawówki. W trakcie rozmowy zatroskany rodzic wypytuje o stosunek nauczyciela do kościoła, katolickiego oczywiście, gejów i lesbijek. Gdy słyszy o tolerancji, nawet dla zagorzałych katolików, z mety informuje, że propozycję dodatkowych lekcji wycofuje. Nigdy nie wiadomo, czy taki podejrzany belfer nie zechce przekazać uczniowi owych tolerancyjnych idei podczas nauki tabliczki mnożenie – bo o zajęcia z matmy tu chodzi.
Takie zadanie na przykład... spotyka się trzech gejów i trzy lesbijki. Ile z tego będzie dzieci?

I po co korepetycje....

Oto na maturze już matmy ma nie być. O, gdyby powiedziano to x lat temu, kiedy ja zdawałam maturę, o, ileż to byłoby radości. Nie było radości. Kolega musiał mi dyktować rozwiązanie zadania z logarytmami. Do dziś nie wiem, co to logarytm, ale wiem, jak się tę choler.... zapisuje. Drugi kolega podał ściągę z zadaniem sprawdzonym przez nauczyciela. Pięć godzin taka matura trwała, to i matematyk coś rozwiązał i pomógł takim tępym uczniom z przedmiotów ścisłych jak ja.

Dziś, w czasach rozwoju techniki, bozonów Higssa, czarnych dziur i wszechobecnych algorytmach, wydawać by się mogło, iż nauki ścisłe są najważniejsze. Nie, humanistyka górą. Najważniejsze w dyskusjach polityków jest, czy „Pan Tadeusz” ma być omawiany w podstawówce w całości, czy wyrywkowo, jakie i czyje wiersze mają znaleźć się w podręczniku do klasy piątej . I tak rośnie pokolenie takie jak ja, co to nawet na kalkulatorze potrafi się pomylić.

I w tym miejscu powinnam się cieszyć, ale jakoś mi nie do śmiechu.

Oto babcia. Codziennie rano odprowadza wnuczkę do szkoły, pierwsza klasa. Rodzice małej, wraz z jej młodszym bratem przebywają za granicą. Babcia już jest schorowana. Pochyla się, ale dzielnie dźwiga szkolny plecak wnusi. Dlaczego dziecko nie jest z rodzicami i bratem? „Bo teraz bardzo trudno wychować dwoje dzieci, nawet za granicą, a własnym dzieciom trzeba pomóc. A u mnie zdrowie już nie te, co kiedyś... Co się stanie z dzieckiem, jak ja umrę? Kto się nim zajmie?” - babcia prawie płacze.

Chyba nóż w kieszeni sam mi się otworzył. Nie jestem jedyną kobietą w tym kraju, która sama wychowała dwoje dzieci i wszyscy, łącznie ze mną, żyją.

I może na dziś już koniec. Trochę mi ulżyło.

moja twórczość literacka na  https://www.czarownice.kosz.pl/




Cytaty - Polska! Biało-Czerwoni!

 
P1230238z trenerem Mike Taylorem, który poprowadził polską reprezentację w koszykówce do awansu na Mistrzostwa Świata...  

Polska! Biało-Czerwoni! – okrzyk kibiców

Bez cienia wątpliwości - najwięcej barw narodowych jest na imprezach sportowych. To nie te wciągane na maszt dla zwycięzców sportowej rywalizacji, to nie te wieszane podczas państwowych uroczystości są symbolem naszej miłości do biało - czerwonej.

To flagi, transparenty i szaliki w biało-czerwonych barwach, przynoszone na mecz przez kibiców bez nakazu, bez przymusu, bez „bo wypada”, są wyrazem współczesnego patriotyzmu.
Byłam we Włocławku na meczu eliminacyjnym do EuroBasketu 2017. Grały koszykarskie reprezentacje Polski i Portugalii. Z pełną świadomością oglądałam ten mecz w grupie najgłośniejszych kibiców, tych, którzy doping na meczach organizują i prowadzą, zagrzewają do swoich do walki o każdy punkt. Ich miejsce znajdowało się na samym szczycie włocławskiej hali. 

Poprzez media społecznościowe zmobilizowali kibiców innych drużyn do przyjazdu, by wspólnie dopingować polskich koszykarzy. Zjechali ludzie z wielu stron kraju.Wspólnie odśpiewaliśmy hymn narodowy. Cały. Cztery zwrotki. Dwa razy. Na początku i na końcu meczu.

Młodzi ludzie tekst znakomicie znają. Skąd ? – wypadało by zapytać. Jeszcze tak niedawno hymnu po prostu wysłuchiwano. Kiedy powiedziałam o tym koledze, który nie ma nic wspólnego ze sportem, był zdziwiony. Hymn kojarzy głównie z smutnymi uroczystościami z okazji rocznic kolejnych historycznych klęsk. Z okazji wielkich sportowych imprez typu Igrzyska Olimpijskie, wysłuchuje Mazurka Dąbrowskiego i ogląda wciąganie flagi na maszt, jeśli Polak zdobędzie złoty medal. Kiedy ostatni raz śpiewał, tak spontanicznie, tak od serca, tak po prostu? Chyba w latach osiemdziesiątych …. – przyznaje po cichu. Tymczasem hymn śpiewany na hali czy stadionie autentycznie jednoczy, spaja, sprawia, że człowiek czuje się prawdziwym patriotą.

Jakie emocje towarzyszą temu momentowi, dowie się tylko ten, który taki moment przeżyje. Wyobraźcie sobie, jeśli kibicami nie jesteście, co przeżywa kibic z podniesioną do góry własną flagą śpiewając z tysiącami podobnych sobie narodową pieśń?

Taki jest dzisiejszy patriotyzm młodych ludzi. Wspierają swoich na sportowych arenach, przeżywają porażki, cieszą się ze zwycięstw i są, po prostu są.

Ekologicznie o nieekologii

 
pobrane6

Nikt mi nie może zarzucić, iż jestem nieekologiczna. Odpady przetwarzam już na etapie domowym. Stare torebki foliowe wraz z opakowaniami tekturowymi przerabiam na torebkę na psie odchody. Tym samym wykorzystuję to, co zostało już raz wykorzystane i nie kupuję nowych.

To taka rada dla tych, co niedawno pytali o sens sprzątania psich kup właśnie w folię, bo takowe „pojemniki” na wiadomą rzecz kupili w sklepie zoologicznym.

W wyniku tej działalności nie wrzucam praktycznie nic do pojemnika z napisem „papier”. Jeśli trafiają się jakieś metale czy druty ,zostawiam je pod śmietnikiem. To samo z puszkami po napojach. Przyjdą tacy, którzy zabiorą, sprzedadzą i być może kupią coś ekologicznego. Ludzie buszujący po pojemnikach na śmieci robią bowiem znakomitą ekologiczną robotę.

W domu mam zatem tylko dwa pojemniki na plastik i pozostałe odpady. Więcej, choćbym nawet się wściekła, nie mam gdzie postawić. Takie typowe polskie mieszkanie, mniej niż 50 metrów kw.

Tymczasem niedawno przeczytałam, że będą nowe zasady segregacji odpadów. Najbardziej zaciekawiła mnie informacja, że do pojemnika o jakimś tam kolorze trzeba będzie wrzucą fusy po kawie i herbacie.
No i w tym momencie moja ekologiczna dusza nie wytrzymała. Na nic zdały się próby wymyślenia, jak owe fusy przechowywać od momentu wypicia kawy do momentu wyrzucenia. Do torebki foliowej? A może od razu z drugiego piętra biegiem z kubkiem do śmietnika i wrzucać bezpośrednio?

W wymyślaniu brnęłam dalej. Zjadam na obiad jedno kurzęcie udko, pozostają dwie kostki. Psu oczywiście nie daję, bo takowych kosteczek psy jadać nie mogą. Kolejna torebka foliowa?
Ktoś sugeruje mi, że pojemnik plastikowe to najpierw powinnam wymyć, a potem dopiero wyrzucać. A wody to już oszczędzać nie powinniśmy?

Taki mój znajomy śmieci nie segreguje. Uważa, że za segregowane i wykorzystywane wtórnie to jemu owi wykorzystujący powinni płacić. Wszak on, kupując wodę w plastikowej butelce, za tę butelkę płaci. Dlaczego jeszcze ma płacić na to, że ją oddaje?

W sumie zabrnęłam ekologicznie i odpadowo w ślepą uliczkę. Człek by chciał, ale jakoś mu nie idzie.
W końcu trafiłam na znośmy temat odpadowy. Ciuchy. Na wiadomym portalu wywiązała się dyskusja, co dzieje się z ciuchami umieszczanymi w pojemnikach z napisem pewnej organizacji. Niektórzy naiwnie wierzyli, że ich sweterek ogrzeje biedne dziecko w piwnicznej izbie. A prawda jest inna....

Czy zauważyliście, że we wszystkich publikacjach na temat segregacji odpadów brakuje pojemnika na zużytą odzież? Tę rolę pełnią poustawiane w całym kraju zupełnie inne pojemniki. Stoją z dala od śmietników, są zamknięte ( i oczywiście powinny być w miarę często opróżniane, z czym niestety jest kłopot...). Oczywiście, że mają napisy w stylu „pomoc dla potrzebujących”. Firmy zajmujące się tymi ciuchami przeznaczają pewne sumy na rzecz organizacji wymienionych na pojemnikach. Inaczej owe organizacje nie pozwoliłyby na umieszczanie tam swego logo.

I oczywiście, że ktoś na tym zarabia.

Tak jak na wywózce śmieci. Czy uważacie, że kierowca śmieciarki, kierownik wysypiska, człowiek umieszczający zbiornik z odpadami na platformie nie zarabia na naszych śmieciach? Robi to charytatywnie dla dobra Matki Ziemi?

Podobnie z tymi ciuchami. Nawet jest lepiej. Segregować nie musisz! Wrzucasz wszystko w jednej torbie, majtki razem z butami, suknię ślubną łącznie z dziurawymi spodniami, a ludzie zatrudnieni w firmie dzielą wszystko na określone grupy. Część idzie na sprzedaż (z tego są pieniądze dla organizacji z pojemnika), część do Afryki (słynna historia koszulki drużyny koszykówki Trefla Sopot https://treflsopot.pl/afrykanska-historia-pewnej-koszulki/ ), a część ( w tym moje ciuchy) – do utylizacji.

Oczywiście, że możemy przekazać bezpośrednio swoje ubrania potrzebującym. Jeśli takowych znamy. 

Oczywiście, że możemy wziąć udział w akcjach wieszania ubrań w okresie zimy w centrach miast, by każdy zmarznięty mógł wziąć sobie ciepłą kurtkę.

Ale co zrobić z ciuchem, który już naprawdę do niczego się nie nadaje, a wytworzony jest z tkaniny bardziej sztucznej niż nasza plastikowa butelka?

Wrzućcie go do owego pojemnika. Jest wielka szansa, że wasza koszulka z poliestru, poliamidu, nylonu czy diabli wiedzą czego sztucznego, zostanie odpowiednio zlikwidowana. Będziecie wtedy super eko!