Kiedy wprowadzano zakaz
handlu w niedzielę, oznajmiano, że najtrudniejszym zawodem świata
jest praca na kasie w owadowym sklepie. Bo to i hemoroidów można
dostać, i kręgosłup siada, i w ogóle samo zło. Dziś kolej na
inny, bardzo sławny, a równocześnie najmniej potrzebny zawód
świata.
Nauczyciel.
(Oświadczam, że
wszelkie poglądy są tylko i wyłącznie moje, zaś przykłady nie
pochodzą tylko ze szkoły, w której obecnie pracuję. Obejmują
wielki nieprzebrany świat internetu oraz plotek ze spacerów z psem)
Obecnie trwa nadal i
jeszcze strajk nauczycieli. Od przeszło dwóch tygodni każdy z nich
dowiaduje się kim jest i ile znaczy dla budowy którejś już z
rzędu Rzeczpospolitej.
Jak wynika z moich
obserwacji nauczyciel (w tym ja) jest prawie nikim i nic nie znaczy.
Proszę, już uzasadniam.
Kiedy nauczyciele
ogłaszali, że nie odpuszczą i będą strajkować, tzw.
społeczeństwo wespół z rządem wzruszało ramionami. Naczelnik
mówił o krowach i świniach, premier uprawiał propagandę sukcesu,
a rodzice nie dopuszczali myśli, że sprawa jednak się rypnie.
W poniedziałek rano
zastali szkoły i przedszkola zamknięte z powodu strajku. Jak Polska
długa i szeroka rozpoczęło się wycie pt. „Co ja mam zrobić z
dzieckiem!?”.
Jak to, zrobili dzieci, a
teraz nie mają co z nimi zrobić? A trzeba było nie robić! -
wrzeszczałam do telewizora i laptopa.
Okazało się, że
najważniejszym problemem rodziców był brak miejsca, gdzie można
by potomstwo zostawić. Nikt nie zapytał, co z programem nauczania,
w jaki sposób nauczyciele nadrobią braki, nikomu nie przyszło do
głowy, by zapytać, czy może wśród niestrajkujących są spece od
polskiego, matmy, żeby tak całkowicie dzieciaki od nauki nie
odwykły?
Nie, nie było żadnego
hasła związanego z procesem nauczania. Wniosek z tego oczywisty –
szkoła to przede wszystkim przechowalnia dzieci. Jeśli więc jest
tak postrzegana, to po co tam magister dyplomowany, jak wystarczy
taka babcia Grażynka na przykład?
Oprócz tego nauczyciele
są źli, niedobrzy i paskudni. Niczego nie potrafią, niczego nie
nauczą. Po co więc dzieci chodzą do szkoły? Tylko dlatego, że
przymus? Informuję, że przymusu nie ma. Można rozpocząć tzw.
edukację domową lub powołać do życia stowarzyszenie, która z
kolei powoła szkołę. Prywatną. Przy najbliższym kościele na
przykład. Nie bójcie się tego kroku kochani rodzice! Subwencję
oświatową dostaniecie! Zatrudnicie, kogo będziecie chcieli! Pani
Basia z kuchni może uczyć dziewczęta podstaw gotowania, a ksiądz
literatury starożytnej.
Po co komu nauczyciel?
Odbyły się egzaminy klas
ósmych i gimnazjalne. Kiedyś, żeby być członkiem komisji podczas
owych egzaminów, trzeba było zaliczyć specjalne szkolenie
prowadzone przez dyrekcję szkoły. Komisje składały się z
członków Rady Pedagogicznej w danej szkole, a czas pracy podczas
pilnowania uczniów wliczony był w nauczycielki etat. Wszystko
regulowały ustawy, uchwały, rozporządzenia....
Dziś możemy sobie z nich
zrobić papier toaletowy. Wystarczy mieć władzę, większość w
Sejmie i jedną noc, żeby przewrócić system do góry nogami.
Okazuje się, że do pilnowania uczniów podczas egzaminów wystarczą
leśnicy, właściciele warsztatów samochodowych, kosmetyczki i
oczywiście strażnicy więzienni. O ile pojawienie się tych
ostatnich w szkole może mieć swoje uzasadnienie, o tyle sprawa
przybycia na egzamin specjalistki od peelingu kontrowersje wzbudzić
może.
I nie macie racji! Pani od
miękkich pięt ma uprawnienia pedagogiczne! Musi je mieć, żeby na
przykład przyjąć na praktykę studentkę i uczyć ją
fitokosmetologii lub fitokosmetyki.
Niedługo matury. Właśnie posiadający większość w parlamencie rząd w
trybie natychmiastowym opracował listę zmian w prawie oświatowym
pozwalającym na dopuszczenie do matur, każdego kto na liście
uczniów w danej szkole figuruje. Można? Można!
Matury też się odbędą.
Bez udziału nauczycieli oczywiście. Po co nad głową ucznia ma
stać belfer, który stresował go przez trzy lata? Lepiej żeby stał
pan Władek z najbliższego ośrodka penitencjarnego. Ma już
przecież praktykę pedagogiczną, bo zaliczył egzamin gimnazjalny i
ósmoklasisty!
Po co więc nauczyciele?
Po co więc szkoły?
Żadnego pożytku, tylko
obciążenie dla budżetu. Niczego nie produkują. Są niepewni
politycznie, nie nigdy nie wiadomo na kogo zagłosują.
A rozgonić to całe
towarzystwo na cztery wiatry, a w budynkach ulokować …. no dobrze,
już nie powiem, że chlewnie...
Aha, takie będą
Rzeczpospolite, jakie młodzieży chowanie....
Ośmieszenie i
zdyskredytowanie nauczycieli to właśnie obecny element wychowywania
młodego pokolenia. Poczekajcie krytycy, za kilka lat zbierzecie
owoce swojej pracy.
Na szczęście mnie już
wtedy na tym świecie nie będzie. Hi hi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz