Stanisław Ignaczak i Poldek Podstawczyński (na pierwszym planie) (foto z książki "70 lat koszykarskiego Górnika Wałbrzych" Tomasza Piaseckiego)
Ponad sto lat temu ludzie
zajmujący się dzisiejszą socjologią i psychologią doszli do
ciekawych wniosków. Uznali, że człowiek jest w stanie rozpoznać
ok. 3000 twarzy innych ludzi i z taką grupą ludzi współdziałać
tworząc w miarę jednolitą społeczność. Jako że bogaci
mieszkali w pałacach lub wielkich kamienicach, sprawa dotyczyła
zabudowań dla robotników. Rozpoczęto budowę osiedli, w których
usytuowanie budynków tworzyło duże podwórko. Każde podwórko było
miejscem centralnym. Tu znajdowały się „komórki” na węgiel,
czasami hodowano zwierzęta, tu bawiły się dzieci i spotykali
sąsiedzi. Każdy każdego znał.
Najsłynniejszym tego typu
miejscem jest osiedle górnicze na Górnym Śląsku – Nikiszowiec,
powstałe na początku XX wieku.
Bardzo podobna jest
zabudowa dzielnicy Nowe Miasto w Wałbrzychu. Miejsce mego
dzieciństwa otaczają zabudowania czterech ulic: Ogińskiego,
Namysłowskiego, Sygietyńskiego i Kazury. I jest tak, jak kiedyś
ustalili mądrzy ludzie – wszyscy się znają. Nie zawsze
osobiście, ale na pewno z widzenia, bo mijają się codziennie idąc
do pracy, robiąc zakupy w tym samym sklepie, wyrzucając śmieci do
tego samego śmietnika.
Pamiętnego dla mnie dnia
– 3 lutego 1971 roku, kiedy zakochałam się w koszykówce –
doznałam jeszcze jednego szoku. Otóż w drużynie sławnego w
Polsce pierwszoligowego Górnika Wałbrzych zobaczyłam …. swego
sąsiada.
Mieszkał wraz z
rodzeństwem i mamą w jednym z „ramion” mego podwórza. Często
przechodził obok mojej kamienicy. Kłaniał się moim rodzicom.
Mówili wtedy: „To taki dobrze ułożony chłopak”. Na ramieniu
miał najczęściej sportową torbę.
Kiedy więc ujrzałam
POLDKA PODSTAWCZYŃSKIEGO w barwach wielkiego i sławnego Górnika,
zaniemówiłam. Rety, tak blisko mam prawdziwego sportowca!
Pierwszoligowca! Przecież znam go od zawsze!
Poldek było oczywiście
„stary”, różnica trzynastu lat, kiedy ma się dopiero
dwanaście, to pokoleniowa przepaść. Zawsze jednak był dla mnie
taki sam.... wysoki blondyn o dyskretnym uśmiechu. Bez wątpienia -
prawdziwy wałbrzyski koszykarz.
Trenował u słynnego
Stanisława Rytki. W książce poświęconej wałbrzyskiej koszykówce
„60 lat minęło” jego nazwisko pojawia się w opisie sezonu
1963/64. Junior Poldek wraz z kolegami zdobywa mistrzostwo Dolnego
Śląska.
W kolejnych sezonach
koszykarz stał się kluczową postacią w zespole. Zdobywał dużo
punktów i był członkiem drużyny, która wkrótce awansowała do
najwyższej ligi.
Stało się to w sezonie
1969/1970.
Apolinary Podstawczyński miał w tym wielki udział. W
każdym meczu zdobywał punkty. Czy wcześniej tak samo rzucał, jak
wtedy kiedy go poznałam?
Nie wychodził wówczas w
pierwszej piątce. Był owym „szóstym”, może nawet "siódmym" zawodnikiem. Ale jak już się pojawiał na boisku, to jego udział w
meczu był szczególnie widoczny.
Poldek miał tylko 185 cm
wzrostu, nie toczył walki pod koszami. Był mistrzem w rzutach z
dystansu. Ustawiał się za „trumną” (dziś obszar zwany
„pomalowanym”) i pewnie rzucał do kosza. Kibice każdy rzut
nagradzali wielkimi oklaskami, takimi samymi jak dziś nagradza się
„wsady” do kosza. Rzuty z dystansu to była wówczas rzadkość.
Niestety, nikt wtedy nie liczył ich inaczej. Każdy rzut to dwa
punkty. Zatem, jeśli przeglądamy dziś statystyki z dawnych lat,
przy nazwisku „Podstawczyński” dodajmy jeszcze jedną trzecią
zdobytych punktów. On rzucał „za trzy”.
Sezon 1975/1976 był
ostatnim w jego karierze.
Zawsze w barwach Górnika.
Zawsze w Wałbrzychu.
Ostatni raz widziałam Poldka w 2006 roku podczas Meczu Wspomnień. Skromnie usiadł na widowni hali OSiR-u, obok mnie. Uśmiechnął się. Chyba mnie poznał. Był już wtedy po, lub w trakcie walki z ciężką chorobą. Podszedł do niego jeden z organizatorów meczu: „Panie Poldku, proszę do szatni, do swojej drużyny.” - „Ale ja nie gram” - rzekł cicho i bardzo nieśmiało. „Nie szkodzi. Proszę za mną”.
Wstał i dołączył do
swoich kolegów. Kim był organizator, nie pamiętam....
O mały włos, a Poldek
nie stałby się członkiem mojej rodziny. Bo było to tak: kilka
razy przyjechała do nas kuzynka Basia w wieku odpowiednim dla
młodego koszykarza. Ten, jak to na wspólnym podwórku bywało,
zauważył ją i pewnego dnia powiedział memu tacie, że Basia mu
się bardzo podoba. Jako że moim rodzicom Poldek zawsze bardzo się
podobał, rozpoczęli zachęcanie Basi, by przyjrzała się
chłopakowi z sąsiedztwa. Niestety, dziewczyna zakochana chyba była,
bo nie wykazała zainteresowania...
Tymczasem po zakończeniu
kariery koszykarskiej życie Poldka nie głaskało - ciężka
choroba, śmierć brata, syna, żony i matki… to dużo jak na
jednego człowieka, zbyt dużo....
Teraz odszedł również
on.... na biało-niebieskie boisko wśród chmur.... dołączył do
zmarłego niedawno kolegi z boiska – Staszka Ignaczaka....
Na pewno zagra tam jeszcze
nieraz i na pewno jego rzuty z dystansu niebiańscy sędziowie
policzą tym razem za trzy punkty....
Znałam Polka,był mężem mojej kuzynki.Bywając w Wałbrzychu,chodziłam czasami na mecze , w których grał Polek . Faktycznie po przebytej chorobie,śmierci syna i żony, nie bardzo sobie radził.Ale,do końca wspierała go siostra.
OdpowiedzUsuń