Mam wyrzuty sumienia.
I masę pytań.
I kołowrót w głowie.
Pierwsze – bo niszczę naszą Matkę
Ziemie, gdyż niedokładnie segreguję odpady.
Drugie – bo jak prawidłowo
segregować, skoro instrukcji jest wiele.
Trzecie – bo ….. już sama nie
wiem.
Zawsze staram się być eko, o czym
wielokrotnie pisałam, ale obecna sytuacja z odpadami przerosła
nawet moje ekologiczne nastawienie do świata.
Czytam, że papierków po cukierkach
nie powinnam wrzucać do pojemnika z papierem. Oczywiście. Takie
tzw. „pazłotka”, co to kiedyś świstak siedział i zawijał w
sreberka, na pewno nie. Ale na dobrą sprawę, skąd mam wiedzieć, z
czego wykonane jest każde opakowanie? Na takim cukierku nie da rady
umieścić składu cukierka i opakowania. Za mała powierzchnia.
Chociaż... taką czcionką minus jeden...
Zostawmy cukierki. Weźmy się za
opakowania po lekach. Tekturowe pudełko – do papieru, buteleczka
plastikowa do plastiku.... czyżby? Przecież przesiąkła ona
lekarstwem! Może też do apteki, jak niezjedzone antybiotyki?
Mam problem z odpadami typu „bio”.
Czytam, że jeśli piję herbatę w woreczkach, powinnam po wypiciu
otworzyć torebkę, fusy umieścić w odpadach bio, a torebkę do
zmieszanych. Próbuję. Fusy rozłażą się po całej „foliówce”.
Muszę przecież w czymś wynieść je z domu.
Zjadłam dwa jajka.
Wrzuciłam skorupki do nieszczęsnej torebki foliowej. Dorzuciłam
„wnętrze” papryki i ogryzek po jabłku. Obchodziłam się z tym
odpadem niezbyt ostrożnie. Skorupki się starły prawie na proch i
wymieszały z fusami. Idę do śmietnika. Mam zamiar wyrzucić odpad
z „foliówki” do pojemnika. Nie da rady. Skorupki zostają.
Niestety, muszę je wrzucić wraz z torebką do śmieci zmieszanych.
Teraz przyjedzie śmieciara, zajrzy do
zmieszanych, powie, że źle posegregowane i koniec z ekologią.
Mówią mi, że mam zbierać w domu
śmieci i wynosić w większych ilościach, bo w jakimś kraju czy
landzie ludzie zbierają w worki o pojemności 80 litrów i dopiero
wtedy oddają. Zapomniano dodać, że mieszkają oni w domach, a nie
na blokowisku? A ja, gdzie mam ten worek postawić? Jaki jeden, PIĘĆ!
Mam tylko M4.
W innym poradniku ktoś każę mi
zbierać „bio” i samemu stworzyć własny kompostownik. Na
balkonie?
Gorzej z tzw. dezodorantem. Powinnam w
ogóle odnieść do PSZOK-u. W sumie spacer na drugi koniec miasta
nieźle mi zrobi. Ale muszę się spieszyć. Otwarty tylko w
godzinach pracy czyli od 7.00 do 15.00. Ostatnio sąsiad, żeby
wywieźć tam wielki gabaryt musiał brać urlop w pracy.
I tak z wyrzutami sumienia, że niszczę
Matkę Ziemię, wspominam czasy, kiedy za odnoszenie
surowców wtórnych do punktu płacono mi....
Było to oczywiście w tych paskudnych
czasach, które dawno minęły. Dzieci z utęsknieniem czekały na
jakąś balangę w domu, by następnego dnia odnieść butelki do
skupu i mieć własne pieniądze. Pamiętam swój bunt przeciwko
zbieraniu makulatury w szkole. Zebraną przez siebie mogłam przecież
sprzedać w tymże samym punkcie skupu i też mieć pieniądze.
Pamiętam przyjeżdżających na moje
podwórze tzw. śmieciarzy. Brali od ludzi dosłownie wszystko. W
ten sposób moja mam pozbyła się starych, metalowych łóżek...
Nie musiała ich odwozić do PSZOK-u. Śmieciarze dawali w zamian
garnki, trocinowe kulki na gumce, śmieszne wiatraczki...
To była prawdziwa ekologia...
A dziś.... trzeba dopłacać, żeby
ktoś surowiec wtórny od nas odebrał..... takie czasy....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz