środa, 1 stycznia 2020

Apoteoza śmierci




W ostatnie dni starego 2019 roku przez wszystkie portale internetowe przewinęła się relacja z szkolnego przedstawienia prezentującego zagazowanie dzieci. Nawiązywało ono do tragedii obozów koncentracyjnych drugiej wojny światowej.

Zdjęcie ze sceną ukazującą leżące na podłodze dzieci w pasiakach i obok stojące kolejne, tym razem ze swastykami na rękach, oburzyło większość czytających i oglądających. Mniejszość była zachwycona. Wszystkie teksty pisane pod wpływem emocji. W komentarzach zabrakło jednak głosu w miarę obiektywnego, próbującego wyjaśnić zjawisko zwane szkolnym spektaklem o zagładzie.

Przyznaję się – byłam oburzona. Mój pierwszy odruch – skrytykować, posłać do wszystkich diabłów tych, którzy mieli z tym szkolnym przedstawieniem coś wspólnego. Refleksje przyszły chwilę po świętym oburzeniu.

Oto jesteśmy w szkole, która ma przekazać młodemu pokoleniu nie tylko wiedzę. Szkoła powinna pokazać również różne aspekty współczesnego świata, życia człowieka na planecie Ziemia.
Trzeba więc pokazywać ludzi z kręgu LGBT, chorych i starych, trzeba mówić o pokwitaniu, przekwitaniu i śmierci.
W szkole trzeba i należy mówić o wszystkim. Podstawowym zagadnieniem jest JAK mówić, JAK przekazać, JAKĄ formę wybrać.
I tu właśnie wkracza nauczyciel. To on wybiera sposób przekazania wiedzy lub emocji.

Nie wiem, jak było to w przypadku owej szkoły z uczniami ze swastykami. Nie wiem, więc nie potępiam całkowicie. Oczywiście spektakl był kontrowersyjny. Ale jeśli wcześniej rozmawiano z uczniami na temat historii, jeśli wskazano im znaczenie treści przedstawienia, jeśli przedyskutowano sposób kreacji aktorskich i wyjaśniono na czym polega inscenizacja, gra, a uczniowie zrozumieli - można było takie coś realizować. Bez obawy o zniszczenie psychiki młodych ludzi.

Gorzej gdy takich rozmów nie przeprowadzono. Jako była nauczycielka wielokrotnie przygotowywałam szkolne „części artystyczne”. Uczniowie reagują różnie. Część występuje, bo chce lepszą ocenę z czegokolwiek, część pochodzi z tzw. nauczycielskiej „łapanki”, część ma parcie na szkło. Niewielka część chce po prostu wziąć udział w wydarzeniu typu artystycznego.
Najbardziej boję się tego, że biorące udział w omawianym przedstawieniu potraktowały go jak jedną ze szkolnych uroczystości, w której nauczyciel kazał wziąć udział. Tak samo jak występ z okazji Dnia Dziecka czy zakończenia roku szkolnego.

Wszystko się udało, a więc hura!

Było fajnie!

Fajnie było zagrać gestapowca!

Fajnie było umierać w oparach sztucznej mgły robiącej za gaz!

A tak właściwie dlaczego naród taki oburzony?

Wszelkiego typu rekonstrukcje historyczne są obecnie w modzie. Mamy bitwę pod Grunwaldem. Mamy lokalne bitwy z okresu II wojny. Mamy specjalistyczne grupy rekonstrukcyjne, które występują przy każdej patriotycznej okazji. Ludzie przebierają się za żołnierzy wrogich armii. Podczas inscenizacji jedni strzelają, drudzy umierają.

Jak my kochamy te widowiska!

Symbolem chrześcijaństwa jest ukrzyżowany człowiek. Nie ten radosny, zmartwychwstały, dający nadzieję, ale ten, który umarł. Wisi w domach, urzędach, na rozstajach dróg. Otoczeni jesteśmy symbolem śmierci.

Jeśli ulicami miast idą ludzie ubrani w kolory tęczy, głoszący hasło „Miłość, równość, akceptacja”, część narodu buntuje się. Radość nie jest w modzie.

Widowisko w niewielkiej szkole nie było niczym innym jak odbiciem naszej rzeczywistości. 

Apoteozą śmierci.

Bo my kochamy jak inni umierają.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz