W ostatnie dni starego 2019 roku przez
wszystkie portale internetowe przewinęła się relacja z szkolnego
przedstawienia prezentującego zagazowanie dzieci. Nawiązywało ono
do tragedii obozów koncentracyjnych drugiej wojny światowej.
Zdjęcie ze sceną ukazującą leżące
na podłodze dzieci w pasiakach i obok stojące kolejne, tym razem ze
swastykami na rękach, oburzyło większość czytających i
oglądających. Mniejszość była zachwycona. Wszystkie teksty
pisane pod wpływem emocji. W komentarzach zabrakło jednak głosu w
miarę obiektywnego, próbującego wyjaśnić zjawisko zwane szkolnym
spektaklem o zagładzie.
Przyznaję się – byłam oburzona.
Mój pierwszy odruch – skrytykować, posłać do wszystkich diabłów
tych, którzy mieli z tym szkolnym przedstawieniem coś wspólnego.
Refleksje przyszły chwilę po świętym oburzeniu.
Oto jesteśmy w szkole, która ma
przekazać młodemu pokoleniu nie tylko wiedzę. Szkoła powinna
pokazać również różne aspekty współczesnego świata, życia
człowieka na planecie Ziemia.
Trzeba więc pokazywać ludzi z kręgu
LGBT, chorych i starych, trzeba mówić o pokwitaniu, przekwitaniu i
śmierci.
W szkole trzeba i należy mówić o
wszystkim. Podstawowym zagadnieniem jest JAK mówić, JAK przekazać,
JAKĄ formę wybrać.
I tu właśnie wkracza nauczyciel. To
on wybiera sposób przekazania wiedzy lub emocji.
Nie wiem, jak było to w przypadku owej
szkoły z uczniami ze swastykami. Nie wiem, więc nie potępiam
całkowicie. Oczywiście spektakl był kontrowersyjny. Ale jeśli
wcześniej rozmawiano z uczniami na temat historii, jeśli wskazano
im znaczenie treści przedstawienia, jeśli przedyskutowano sposób
kreacji aktorskich i wyjaśniono na czym polega inscenizacja, gra, a
uczniowie zrozumieli - można było takie coś realizować. Bez
obawy o zniszczenie psychiki młodych ludzi.
Gorzej gdy takich rozmów nie
przeprowadzono. Jako była nauczycielka wielokrotnie przygotowywałam
szkolne „części artystyczne”. Uczniowie reagują różnie.
Część występuje, bo chce lepszą ocenę z czegokolwiek, część
pochodzi z tzw. nauczycielskiej „łapanki”, część ma parcie na
szkło. Niewielka część chce po prostu wziąć udział w
wydarzeniu typu artystycznego.
Najbardziej boję się tego, że
biorące udział w omawianym przedstawieniu potraktowały go jak
jedną ze szkolnych uroczystości, w której nauczyciel kazał wziąć
udział. Tak samo jak występ z okazji Dnia Dziecka czy zakończenia
roku szkolnego.
Wszystko się udało, a więc hura!
Było fajnie!
Fajnie było zagrać gestapowca!
Fajnie było umierać w oparach
sztucznej mgły robiącej za gaz!
A tak właściwie dlaczego naród taki
oburzony?
Wszelkiego typu rekonstrukcje
historyczne są obecnie w modzie. Mamy bitwę pod Grunwaldem. Mamy
lokalne bitwy z okresu II wojny. Mamy specjalistyczne grupy
rekonstrukcyjne, które występują przy każdej patriotycznej
okazji. Ludzie przebierają się za żołnierzy wrogich armii.
Podczas inscenizacji jedni strzelają, drudzy umierają.
Jak my kochamy te widowiska!
Symbolem chrześcijaństwa jest
ukrzyżowany człowiek. Nie ten radosny, zmartwychwstały, dający
nadzieję, ale ten, który umarł. Wisi w domach, urzędach, na
rozstajach dróg. Otoczeni jesteśmy symbolem śmierci.
Jeśli ulicami miast idą ludzie ubrani
w kolory tęczy, głoszący hasło „Miłość, równość,
akceptacja”, część narodu buntuje się. Radość nie jest w
modzie.
Widowisko w niewielkiej szkole nie było
niczym innym jak odbiciem naszej rzeczywistości.
Apoteozą śmierci.
Bo my kochamy jak inni umierają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz