czwartek, 26 grudnia 2019

Eko święta




Idę sobie spokojnie ulicą. Przed świętami to było, bo ludzie wokół  podenerwowani i niespokojni. I spotykam takową koleżankę.
  • Cześć. Wszystkiego najlepszego. Zdrowych świąt. Żeby wątroba żarcie wytrzymałą, a kac był mały – mówię z uśmiechem na ustach potrącana przez lecących do pobliskiego sklepu ludzi. Żywe karpie właśnie rzucili.
Koleżanka odwzajemnia się tym samym i dodaje:
  • Jedzenie, które ci zostanie to zanieś …. - i podaje adres organizacji charytatywnej.
  • A dlaczego ma mi zostać jedzenie? - pytam zdziwiona.
  • No, wszystkim zostaje – odpowiada zdziwiona moim pytaniem koleżanka.
No właśnie, nie wszystkim. Mnie nie zostaje. Mojej mamie też nie zostawało. Z domu wyniosłam tradycję, że na święta przygotowywać potrawy z głową, a nie tylko z przyprawami.
Oczywiście, że są potrawy, których jest więcej niż moglibyśmy zjeść. Ale to te, które można zamrozić i wykorzystać jako mrożonkę na obiad w dowolnej chwili. A co jeśli zabraknie w drugi dzień świąt sałatki warzywnej? To niech rodzina wsuwa tę z tuńczykiem.

I tak moi drodzy wchodzimy w modną obecnie sferę ekologii. Bo jak się okazuje, ja jestem super eko.

Na świąteczne zakupy chodzę z kartką. Żeby potem nie wyrzucać. Żeby się nie przeterminowało. Żywego karpia nie kupiłam. Wersja oficjalna – nie będzie rytualnych mordów w moim domu! Nieoficjalna – w dyskoncie była promocja tzw. płatów z karpia. Działałam ekologicznie! Ryby też czują.

No dobra, to pod publiczkę.... Nie stać mnie na to, żeby wydawać dużo pieniędzy na święta. Ubodzy są zawsze eko.

Wiem, że można mi zarzucić brak żywej choinki. Mam sztuczną. To trzecia na przestrzeni ponad trzydziestu lat. Pierwszą wyniosłam do swego miejsca pracy. Nie pracuję od kilku lat, więc nie wiem, czy jeszcze komuś służy. Znając jednak polską biedną szkołę, myślę, iż nadal jest ozdabiana przez uczniów. Druga choinka stoi na balkonie i świeci. Najnowsza ma dopiero trzy lata. Jestem zatem eko, bo nie kupuję nałogowo sztucznych choinek. Dzięki nim oszczędzam prąd przeznaczony do odkurzania. Wiadomo, żywa choinka się sypie. Dekoracji też nie zmieniam co roku.

Prezenty moja rodzina robi z głową. Wnuk dostał drewniane zabawki. Przypomniało mi się dzieciństwo. Miałam drewniane klocki i przytulanki wypełnione trocinami. Kiedy zabawki kończyły żywot jako zabawki, służyły jako rozpałka pod kuchnią, bo żyliśmy w mieszkaniu z ogrzewaniem piecowym i kuchnią węglową.

Twarde opakowania po prezentach zawędrowały oczywiście do pojemnika z makulaturą. Ale nie wszystkie. Część papieru została. W domu się zawsze do czegoś przyda. Wstążki, którymi przewiązane były prezenty, zapewne zostaną przewiązane inne, na inne okazje, bo trafią do szuflady z napisem „pasmanteria”.

Miękkie tekturki wraz z torebkami jednorazowego użytku, w których przynosiłam świąteczne zakupy, też będą miały swój drugi żywot. Zrobię z nich „łopatki” do sprzątania po swoim piesku.

Aha, jeszcze obrus na stół... wiadomo, z odzysku czyli z lumpeksu. Świąteczny ubiór – to samo źródło. No dobra, chciałam kupić nową sukienkę z poliestru... okazał się za mało. A taki lumpeks to wiadomo, sama ekologia, przerób wtórny.

Nie, alkoholu sama nie wyprodukowałam. Ale tym ze sklepu, o krystalicznej barwie, zalałam miesiąc wcześniej suszone owoce, cytrynę i miód. W związku z czym mam najmodniejsze obecnie wódki smakowe.

A teraz najważniejsze – kiedyś opisane przeze mnie zabiegi świąteczne nazywały się oszczędzaniem. Sztuczną choinkę kupowało się raz na wiele lat, by nie wydawać każdego roku forsy na nową. Jedzenie się nie marnowało, a sukienkę miało się po starszej siostrze albo bogatszej krewnej.

Dziś mówimy na to wszystko EKOLOGIA....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz