Tak,
wiem. Ostatnio mój blog leży i kwiczy, bo nie piszę. Myślałam,
że już schodzę z tego świata albo do drzwi puka pan Alzheimer.
Chyba jednak jest inaczej.
Życie
przerasta kabaret, a nawet filmy Barei. Do tego co się wokół
dzieje, moje teksty mają się nijak. Nie potrafię odpowiednio
skomentować poczynań ludzi w tym kraju. Są lepsi ode mnie!
Dziś
jednak usiadłam przy klawiaturze i palce same zaczęły stukać. Od
kilku dni budzę się z u śmiechem i z nim zasypiam. A w
dzisiejszych czasach to nie jest łatwe.
Zacznijmy
od sprawy najsłynniejszego obecnie w Polsce Mariana i wcale nie jest
to Marian Paździoch. Ten na ksywę „Kryształowy” lub
„Pancerny”. Obecna gwiazda polskiej sceny politycznej jest jak
wiadomo szefem Najwyższej Izby Kontroli. Zanim nim został, miał
kontakty ze światem przestępczym. Ponoć.
Wykryli
to dziennikarze, ponieważ uprawnione do wykrycia wszelkich
nieprawidłowości organa państwowe CBA, CBŚ czy jakiś tam ABW nie
posiadały dostatecznej wiedzy.
(Akurat
jestem na etapie oglądania „Gry o tron”, najbardziej
politycznego ze współczesnych seriali. Jest tam niejaki Varys,
członek rady królewskiej, który zajmuje się zawodowo
szpiegowaniem i wie wszystko o wszystkich – wzór do naśladowania
dla wszystkich z wyżej wymienionych urzędów).
Nie
powiem, początkowo byłam wściekła, bo Mariana bronili wszyscy
jego kumple, którzy moimi kumplami nie są. Ale wraz z rozwojem
wypadków, moja wścieklizna przeradzała się w obojętność, by na
dzień dzisiejszy wybuchnąć śmiechem.
Jak
wiemy, kumple kazali Marianowi zwijać interes, pakować manatki i
wynosić się z NIK-u, najlepiej do tego hotelu na godziny, który
prowadzili jego (ponoć) kumple.
I
wtedy Marian pokazał wszystkim.... dobrze, będzie grzecznie....
gest Kozakiewicza.
Zaczęłam
się uśmiechać.
Z
„Kryształowego” przerodził się w „Pancernego” i rozpoczął
swoją pracę, czyli zaczął szukać haków na tych, co kazali mu
się pakować. Jak na NIK przystało.
Sytuacja
zrobiła się skomplikowana. Jedna z telewizji usiłowała nawet
wykonać wykres pokazujący strzałkami zależności między
„Pancernym” a taką na przykład prokuraturą czy ministerstwem
takiej na przykład sprawiedliwości.
Wykres
był zagmatwany i nieczytelny.
Wystraszenie,
przerażeni, strwożeni i zestrachani kumple, dla których „Pancerny”
już kumplem nie był, zaczęli szukać ludzi odpowiedzialnych za
postawę byłego kumpla.
Jeden
z nich, którego nazwisko pochodzi od dynastii władającej Polską w
pierwszej połowie XVIII wieku, a byli to Sasi (lud pochodzenia
germańskiego, osiadły w średniowieczu w Westfalii i Dolnej
Saksonii), powiedział, że winni są ci, co to z Marianem nie mieli
nic wspólnego, czyli partyjna opozycja.
Inni
zgodnym chórem twierdzą, iż winę ponoszą dziennikarze i pewnie
cykliści. Ktoś powiedział, że macały w tym wszystkim palce
dziewczynki z hotelu na godziny. Był ponoć nawet apel do
„Pancernego”, żeby podał się do dymisji, bo prezes jest chory.
Teorii
spiskowych multum.
I
dlatego się śmieję.
Drugi
powód do nieustającego śmiechu też mam. Oto w mieście Łomża
trzeciego grudnia rezygnację z funkcji złożył dyrektor szpitala.
Rada Społeczna tegoż szpitala przyjęła ją piątego grudnia.
Dyrektor ma być dyrektorem do końca stycznia.
Na
miejscowych forach lekko się zagotowało. Kto na miejsce dyra?
Padało konkretne nazwisko, którego strach się bać.
Tymczasem
dwunastego grudnia Polskę obiegła wiadomość, że była poseł
Ziemi Łomżyńskiej, która zasłynęła fotką z niepełnosprawnymi,
została powołana na kierownika Działu Kontraktowania i Nadzoru
Świadczeń Medycznych.
I
ponownie się uśmiałam.
Przez
półtora miesiąca pani będzie się uczyła kierowania,
kontraktowania i nadzoru.... A potem stanie do konkursu na szefa....
Mission
impossible? Tom Cruise wielokrotnie udowodnił, że wszystko jest
możliwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz