sobota, 13 lipca 2019

Zakupy




Ceny w sklepach. Temat rzeka. Źródło wszelkich inspiracji polityczno-społecznych.

Otóż jedni mówią, że jest lepiej. Drudzy oczywiście na przekór – tragedia. Na wiadome portale trafiają porównywarki cen sprzed lat, czasami sprzed roku, z obecnymi. Zawsze oczywiście wychodzi na to, że teraz wszystko jest droższe.

W sumie to prawda. Kiedyś wszystko było tańsze. Takie papierosy marki „Sport” w latach 70-tych kosztowały 3,50 zł. Wiem, bo wtedy zaczynałam palić. Wystarczyło oddać kilka butelek do skupu po libacji urządzonej przez rodziców i forsa na fajki była. Ewentualnie wziąć od starych na bilet autobusowy – 1,50 zł – i tak trzykrotnie zasuwać pieszo, by kupić „Klubowe” - 4,50 zł.

Dobra, wracajmy do XXI wieku...

No więc pojawia się taka informacje, że jajko teraz kosztuje (wszystkie ceny na zasadzie „na przykład”) – 0,60 zł, a rok temu – 0,30 zł; chleb – analogicznie – 4 zł i 2 zł, masło 5 zł i 10 zł.... itd. itp. Słowem – wszystko w górę o 100%.

Dla mnie są to ceny z kosmosu. Po pierwsze gdybym kupowała w takich cenach moja emerytura wystarczyłaby mi na dziesięć dni, no dobrze, na dwa tygodnie. Tymczasem żyję i nawet schudnąć nie mogę.

Teraz ponownie wspomnienia, kiedy obecny prezes i wódz, był tylko prezesem. Wybrał się prezes na zakupy do niewielkiego sklepu osiedlowego w Warszawie (w takim Jedwabnem – wielkiego, w takim Wałbrzychu – średniego). Wziął koszyk, wybrał artykuły pierwszej potrzeby, zapłacił w kasie i oznajmił, że jest bardzo drogo. Pytanie „Jak żyć?” wówczas nie padło, bo nie istniało. Natomiast jeden z dziennikarzy zadał inne „Dlaczego prezes nie zrobił zakupów w dyskoncie?” (nazwy nie podam, bo za reklamę mi nikt nie płaci).

Na to obecny wódz odrzekł, że w dyskoncie robią zakupy bardzo ubodzy ludzie, przeciętny Polak kupuje w sklepie za rogiem. Kochani, ile się wówczas hejtu wylało na głowę prezesa....

Bo przeciętny Polak kupuje w dyskoncie. Ja co prawda żyję poniżej przeciętnej i do biedoty mi niedaleko, ale w sklepie spotykam znajomych z solidnymi pensjami.

Tutaj – ceny z 11 lipca – chleb kosztuje 1,79, jaja klasy M – 0,29 zł (promocja), karkówka – 12, 99 zł (też promocja), masło 200 g – 3,45 (no pewnie, że promocja!). Do tego lampy solarne w promocji! Kupiłam.... odrobina luksusu na emeryturze też się należy...

Oczywiście moi drodzy, że można kupić chleb za 4 zł. Zapytałam w osiedlowej „piekarni” ile kosztuje najdroższy – 18 zł za kilogram, pełnoziarnisty, natomiast wśród bochenków – 2, 80 zł. Można kupić jajko za złotówkę. Można kupić piwo za 15 zł.... Oczywiście, jeśli się ma na to ochotę i forsę.

Oczywiście, że w ramach promocji dyskonty każą kupić po dwa albo trzy opakowania. Właśnie przyciągnęłam do domu całe dwadzieścia jaj, zamiast dziesięciu, trzy kostki masła zamiast jednej. Jaja będą na bieżąco konsumowane, ileż to rzeczy można zrobić z jaj! Masło podzieliłam na mniejsze porcje i zamroziłam.

Bo tak kupuje dziś przeciętny Polak. Kiedyś w sklepach wystarczyły koszyki. Dziś stoją przy nich wózki.

I jeszcze jedna uwaga... na wiadomym portalu społecznościowym pojawia się od czasu do czasu informacja zachęcająca do zakupów u lokalnych przedsiębiorców. „Kupując u potentata dopłacasz do jego trzeciego domu. Kupując u lokalnego – zapewniasz jego córce kurs tańca, a synowi nowe buty piłkarskie!” - krzyczą litery. Pod takim tekstem zawsze piszę, że kupując u lokalnego płacę z reguły znacznie drożej, w związku z czym nie opłacę synowej kursu tańca, a wnukowi nie kupię butów, akurat do koszykówki. O dziwo, stać mnie na dopłatę do trzeciego domu milionera.

I zawsze to mnie dziwi, chociaż znam prawa rządzącego rynkiem chleba, jaj i masła...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz