sobota, 6 lipca 2019

Łąki kwietne


Naturalna łąka przy mojej działce.... 

Dziś będzie o przyrodzie w mieście. Takim, no powiedzmy, normalnym mieście, w którym wybetonowano Starówki i wybudowano blokowiska.

Typowym przykładem betonowego rynku są dla mnie dwa rynki w Łowiczu. Jeden, słynny trójkątny, składa się z kostki, a jakże - betonowej,  i zabetonowanej fontanny ( i to ma sens), drugi to parking wokół kościoła. Oczywiście, że betonowy! Gdzieniegdzie na obrzeżach rynków w betonowych zabudowaniach próbują rosnąć drzewa.

Zabetonowane drzewa są obecnie symbolem cywilizacji, bo betonuje się je wszędzie. 
Ilekroć siadam na rynku, znaczy się Starówce, w mieście, w którym mieszkam, znaczy się Łomży, przypomina mi się fragment „Władcy pierścieni – Dwie wieże”. Enty atakują wieżę Sarumana i zakład produkujący „orków”. Na cele przemysłowe zakładu na rzece wybudowano tamę. Enty, zwane drzewcami, krzyczą: „Uwolnić rzekę!” i rozwalają tamę.

Siedząc w towarzystwie zabetonowanych drzew, też sobie po cichu krzyczę: „Uwolnić drzewa!”. Cóż, moje wołanie to głos wołającego na pustyni, jak rzekł prorok Izajasz.

Ale coś ostatnio ruszyło w ramach ekologii w miastach. Pojawiła się moda na łąki kwietne, czyli miejsca, w których zamiast ostrzyżonego trawnika, jest pas zieleni zbliżony do natury, czyli polne kwiatki.

Och, jakże byłam zachwycona fotką z rodzinnego Wałbrzycha, na której ujrzałam maki i chabry, i jakieś stokrotkopodobne rosnące przy jednej z miejskich dwupasmówek! I pszczółki tam się krzątały, i muszki fruwały, i inne owady latały! I to gdzie – w mieście przy asfaltowej jezdni! Na wiadomym portalu zaczęła się moda na zdjęcia owych łąk kwietnych.
Ktoś postanowił obejrzeć łąkę kwietną w Łomży, bo ponoć takowa istnieje. Nawet zrobił fotki. Okazało się, że tutejsza łąka kwietna ma się nijak do łąk w Holandii i w Wałbrzychu. Przypomina nieuporządkowane chaszcze. Rośnie tam bliżej nieokreślone zielsko, mało co kwitnie. Takie coś rosnące wzbudza oburzenie wśród mieszkańców.

Obejrzałam. Nie da się ukryć. Tak jest. Ale... Gdyby tak spojrzeć na to inaczej...

Moja działka rekreacyjna z jednej strony ma las, z dwóch kolejnych zboża na zasadzie płodozmianu. Obecnie owies i żyto. Czwarta to właśnie łąka. Może i kwietna. O każdej porze roku wygląda inaczej. Co ja mówię, każdego tygodnia wygląda inaczej. Praktycznie każdego roku rosną na niej inne kwiatki. Co wiatr przyniesie, to jest. Bywały lata, że była tylko trawa, takie chaszcze. Nie ingeruję w to miejsce. Przyroda rządzi się tu sama.

Nie wiem, jak robi się miejską łąkę kwietną. Być może tak, jak robiłam swój skalniak. Oczyściłam ziemię z różnych korzeni, zasłoniłam specjalnym tworzywem sztucznym, zasypałam tzw. czystą ziemią i z roślinek, których nasiona fruwają w powietrzu, za moim przyzwoleniem rośnie mi tylko skrzyp polny, który ku radości moich włosów i paznokci, zapuścił kłącza.

Łąka wszak ma to do siebie, że powstaje z tego, co wiatr nawieje. Oczywiście, że można posiać maki, chabry i stokrotki. Pytanie, czy to wiatr sam nawieje, nie przytłoczy zasianych przez człowieka nasionek...

Nie wiem... nie znam się.... zarobiona jestem.

Jednak w przeciwieństwie do mieszkańców Łomży oburzonych chaszczami w parku, mam do nich inne podejście...

Kochani, w środku uporządkowanego, cywilizowanego, wypełnionego betonowymi alejkami parku, mamy klasyczny przykład roślinności naturalnej. Można tu przyjść z dzieckiem i pokazać mu, że „to” wygląda jak polana w lesie, jak łąka przy wiejskiej drodze, jak miejsce, w którym człowiek nie integruje. Cz zawsze wszystko musi być zgodnie z zamiarem ludzkim? Wszystko wymierzone, zaplanowane?

A dajmy tej przyrodzie, na tym niewielkim kawałku ziemi, popracować!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz