I
jakiś czas mnie tu nie było... resetowałam się, jak mówią
dzisiejsi. Za moich czasów mówiono – odpoczywałam.
Najpierw
wyjechałam na swoją ukochaną działkę rekreacyjną, gdzie
przyczepa, ognisko, las blisko, a sąsiedzi daleko. W tych warunkach
podniosła mi się adrenalina, bo nigdy nie wiadomo, co lub kto
przyjdzie i przeskoczy ogrodzenie.
Potem
odwiedziłam rehabilitanta lub fizjoterapeutę, jak zwał tak zwał,
bo lekarz żadnej specjalizacji nie mógł poradzić sobie z moją
bolącą stopą. Rodzinny odesłał do chirurga, chirurg do ortopedy.
Wszyscy mówili, że jestem zdrowa.
Człowiek
od rehabilitacji potwierdził, ale równocześnie podjął działania
w celu likwidacji bólu i umożliwienia mi normalnego chodzenia.
Okazało się, ze to jakieś zmiany limfatyczne, ale żyć będę.
Zaaplikował mi masaż stóp, zwany drenażem, a potem wsadził w
kokon, ponoć nazywa się to rękawy, podłączył pod prąd i drenaż
dróg limfatycznych odbywał się mechanicznie. I tak sobie leżałam
całą lekcję, bo 45 minut, a prąd pompował powietrze i
wypompowywał od stóp po same cyc... znaczy się piersi.
I
tak oto doszliśmy do lekcji, bo teraz mowa o szkole będzie. Nie,
nie o strajkach, ministrach czy paskudnej młodzieży. Będzie o
szkole sprzed lat, też niedobrej, bo za komuny była.
Oto
po raz kolejny z rzędu spotkaliśmy się na tzw. spotkaniu klasowym.
Kiedyś, a dla młodych to przed potopem było, chodziliśmy przez
cztery lata do tej samej klasy tego samego liceum.
Nie,
nie było żadnego wieczoru wspomnień w budynku szkolnym, chociaż
znajdował się blisko miejsca spotkania.
Może
i dobrze, bo miałam obawy co do swego zachowania w przypadku
zetknięcia się z takimi szkolnymi szybami na przykład. Wspomnienia
mogły mnie podkusić, żeby tak jakąś wybić …
Nie
było również nauczycieli. Jakoś nie czuliśmy potrzeby kontaktu z
nimi. Nie pierwszy zresztą raz. Takie spotkania już się odbywały
i belfrów nie zapraszaliśmy...
Wszystko
ma jednak zawsze swoją dobrą stronę. W związku z takową moją
postawą wobec moich byłych, nie mam pretensji wobec swoich uczniów,
że mnie nigdzie nie zapraszają.
Tak
więc spotkaliśmy się na spotkaniu zwanym potocznie imprezą. Była
wyżerka, były procenty (każdy przyniósł to, co lubił, taką
colę na przykład), były wspomnienia i opowieści o czasie
współczesnym.
Wśród
wspomnień królowały te, o robieniu nauczycieli w przysłowiowe
jajo, o szkolnych wybrykach, łamaniu regulaminu, słowem – o
sprawach niegodnych naśladowania przez młode pokolenie.
Oczywiście
przebywaliśmy na sali zamkniętej i wyciszonej, z działającą
klimatyzacją. Nic na zewnątrz się nie wydostało. Sprawdzałam,
ponieważ wśród pracowników lokalu był mój uczeń i musiałam
zadbać o to, by małolat, taki tuż po trzydziestce za dużo nie
usłyszał. Jeszcze by się zgorszył...
No
właśnie, małolaty... W połowie wieczoru jeden z kolegów dokonał
sensacyjnego odkrycia. „Czy wy wiecie, jakie małolaty nas uczyły?”
- oznajmił nie dowierzając własnym myślom.
Nie
dało się ukryć. Uczący nas w latach siedemdziesiątych ludzie
mieli, o zgrozo, po dwadzieścia kilka, trzydzieści kilka lat! Tyle, co nasze dzieci obecnie! Jak można było powierzyć
tak odpowiedzialne zadania, jak przygotowanie do matury młodym,
nieodpowiedzialnym ludziom! Taki wniosek zabrzmiał niezwykle ostro w
towarzystwie rozmowy na temat „Kto wyrobił już miejską „Kartę
Seniora” uprawniającą do bezpłatnych przejazdów komunikacją
miejską.
Dobra,
skoro uczyli nas smarkacze, niech teraz nikt nie ma pretensji, że
jesteśmy niedouczenie, źle wychowani i zamiast kołysać wnuki,
spotykamy się na podejrzanych imprezach.
Tak,
bo impreza była podejrzana. Spotkała się grupa ludzi o różnych
poglądach, różnych życiorysach, różnej urody i różnego
zdrowia. Ani razu nie poruszono tematów polityczni-religijnych. Nikt
nie prowadził kampanii wyborczej, nie propagował LGBT, ani nie
nawoływał do obalenia kolejnego pomnika.
Było
za to wesoło, pogodnie i trudno było się nocą rozstać, kiedy
lokal już zamknięto...
Dziwne?
Podejrzane? A może - normalne? Może właśnie do takiej
rzeczywistości tęsknimy i kiedy zapominamy o narodowej wojence,
stajemy się po prostu normalnymi ludźmi potrafiącymi normalnie
rozmawiać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz