niedziela, 29 sierpnia 2021

Narodowy Sylwester 2020/2021

 


Narodowy Sylwester 2020/2021


Święta Bożego Narodzenia nie miały charakteru narodowego, chociaż o taki się otarły. Oto bowiem wydano kolejny ukaz dotyczący przykazania o zabawach hucznych i alkoholowych. W czasie świat nie można było urządzać imprez o charakterze masowym. Rozpoczęło się liczenie. W każdym domu nie mogło być więcej niż pięć osób z tzw. zewnątrz. Przypominam – do szwagra, siostry i ich syna nie mógł przyjęć brat z żoną i czwórką dzieci (sześcioro obcych przeca). Natomiast do brata szwagier z rodziną oczywiście miał wstęp wolny. Ba, mogli dołączyć nawet dwaj kumple spod budki z piwem! Co.... budki z piwem to głęboki PRL? Dobra, niech będzie inaczej – spod kolejki pod apteką. Gdzie sens, gdzie logika, nie wiem.

Tymczasem jeszcze przed świętami po kraju, wśród ludu krążyły wici, że oni coś szykują. Nie wiem, czy przyjmowano zakłady, o jaki termin, wydarzenie lub diabli wiedzą, o co chodzi (bo oni wiedzą oczywiście najlepiej), ale mówiono w licznych kolejkach przed małymi sklepami, do których mogły wejść tylko dwie osoby. Jednym słowem coś wisiało nad narodem w powietrzy rzecz jasna.

Padło oczywiście na Sylwestra i Nowy Rok, wszak to dwa święta w jednym. Statystycznie się wyrówna.

Najpierw przypomniano ludowi, że w czasie pandemii, jak i w czasie postu, zabaw hucznych nie wolno urządzać. Niby to obowiązywało wcześniej, ale przed świętami o charakterze rodzinnym, nie straszono konsekwencjami.

Oczywiście nikt nie organizował tzw. miejskich obchodów pożegnania i powitania Roku. Akurat mało mnie to zawsze obchodziło. Na pokazy fajerwerków od 11 lat nie chodzę, bo mam psa. Wybuchy były zawsze z dala od mego domu, więc pies akurat tych nigdy nie słyszał. Mój problem jednak nie zniknął. W miejscu stoisk z bombkami i choinkami, pojawiły się stoiska z materiałami wybuchowymi i naród je kupował. Stał w kolejce nie zachowując przepisowej odległości i kupował. Skoro kupował to będzie jednak strzelał. Zatem mój przełom roków będzie wyglądał jednak tradycyjnie.

Tradycyjnie strzelanie na pobliskim skateparku rozpoczęło się zaraz po świętach. Moje spokojne spacery z Kulką uległy zawieszeniu. Jak co roku zresztą. Czy to pandemia, czy nie, naród wali petardami.

W Sylwestra tradycyjnie zamroziłam szampana i pościeliłam sobie, i psu rzecz jasna, w salonie. Normalne piżama party.

Mój salon, który przed wyprowadzką dzieci pełnił funkcję mojej sypialni oraz pokoju dziennego, ma balkon. Balkon jest zabudowany. Pod nim jest ulica. Po drugiej stronie domy mieszkalne. Tu zawsze mniej strzelają. Okna kuchni i obecnej sypialni wychodzą na szkolne boisko. Tu strzelanina jest na całego. Nawet w czasie pokazu fajerwerków przed ratuszem. Oczywiście moje sylwestrowe przenosimy wiążę się z psem, który panicznie boi się wystrzałów.

Opuściłam więc żaluzje. Włączyłam telewizor. Tradycyjnie jedna ze stacji pokazywała cykl filmów z Sylwestrem, Stallone rzecz jasna. Rok wcześniej była seria z Rambo. O północy, kiedy naród rozpoczął strzelanie, Rambo strzelał w wietnamskiej dżungli. Włączyłam nieco głośniej telewizor i mój pies patrzył w szklany ekran i w sumie nie stresował się. W tym roku była seria z Rockym, może więc uda się trafić na entuzjazm publiczności po wygranej walce?

I ostatnia czynność starego roku – wyprowadzenie psa na siusiu.

Nasi kochani rządzący wydali rozporządzenie? dekret? zarządzenie? związane oczywiście z pandemią. Ku chwale i zdrowiu obywateli, rzecz jasna. By chronić i zapobiegać, bezsprzecznie.

Oto na przełomie roków jest zakaz poruszania się obywateli pomiędzy 19.00 starego roku, a 6.00 nowego.

Ów dokument od początku wzbudził uczucia zdecydowanie negatywne. Naród zupełnie nie zakumał, iż o jego dobro tu chodzi. Rządowi oczywiście. Zaczął więc, lud wiadomo, zadawać niewygodne pytania.

Po pierwsze – jeśli ktoś zachoruje, nie na wirusa ajuści, pogotowie przyjedzie i da receptę, czy można wyjść do apteki pomiędzy wiadomymi godzinami?

Po drugie – jeśli stara matka zadzwoni do synka i powie, że się źle czuje, to synek będzie mógł udać się do matki?

Po trzecie – jak wytłumaczyć psu, że sikać ma między wskazanymi przed decydentów godzinami?

Trzecie pytanie dotyczyło jak najbardziej mnie i mojej suni. Od jedenastu lat ostatnie wyjście na siusiu zalicza ok. 21.30. Nawet nie próbowałam jej tłumaczyć. Może bałam się, że odpowie... Bo z psem można rozmawiać, to normalny objaw, ale jeśli pies zaczyna odpowiadać, nie ma bata – psychiatryk, bez skierowania. Niestety, czasy, w których przyszło nam żyć normalne nie są. Pies może mówić... nawet po Wigilii....

W każdym razie pytań było multum. Wspomnienia też były. W stanie wojennym, ogłoszonym 13 grudnia 1981 roku, było lepiej. Po ulicach chodziły patrole i jeśli tylko człowiek nie krzyczał „Precz z komuną” to pomagały. Pandemiczny zakaz poruszania się nazwano od razu „godziną policyjną”.

Najważniejszym pytanie, jakie zadano władzom, w kontekście stanu wojennego, były słowa o ograniczeniu wolności obywateli gwarantowanej w konstytucji. Gdyby taki stan, jaki był w 1981 roku był, nawet gdyby nazwano go stanem wyjątkowym, oczywiście byłby zgodny z prawem. Na przełomie lat 2020/2021 prawnie nie mógł być wprowadzony. Tak twierdzili prawnicy z któregoś ugrupowania politycznego. Inni byli innego zdania.

W końcu jednak premier wszedł na mównicę, powiedział, że jednak chyba zakazu być nie powinno, bo ponoć według wszelkiego prawdopodobieństwa przypuszczalnie zakaz poruszania się nocą jest niezgodny z prawem. Po zejściu z mównicy nikt jednak rozporządzenia nie cofnął i w sumie przeciętny Kowalski nadal nie wiedział, czy może wyprowadzić tego psa po dziewiętnastej, czy nie. To tak jakby zjeść ciastko i mieć to ciastko.

Postanowiłam się osobiście przekonać jak to w Łomży jest.

Wyszłam z domu ok. 21.30. Bez maseczki przeszłam główną ulicą osiedla. Minęło mnie auto z niebieskim kogutem na dachu. Olało mnie. Pojechało. Nie wylegitymowało. Nie pouczyło. Mandatu nie wystawiło.

Wróciłam do domu, do przygód Rockego na ringu. O dwunastej rozpoczęła się strzelanina. Gorsza niż zwykle. Ongiś ludzie grupowali się wokół szkolnego boiska. Teraz wyszli jedynie przed swoje klatki schodowe, a część waliła fajerwerkami z balkonów. Strzelanina była znacznie głośniejsza, ale trwała krócej.

W ciągu kolejnych dni zbierałam opowieści o tej przedziwnej pandemicznej Nocy Sylwestrowej. Niektórzy urządzili balangę na piętnaście osób. Inni szli i wracali na podobne imprezy w czasie rzekomo zakazanym. Taksówki kursowały normalnie. Nie słyszałam o wkraczaniu policji do domów i liczeniu obecnych w nich osób. Nikt z moich znajomych nie dostał mandatu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz