wtorek, 10 sierpnia 2021

Jak pisałam bloga - wspomnień pandemicznych część V


Kiedy rozpoczęła się narodowa kwarantanna, a było to 12 marca 2020 roku, postanowiłam, że na swoim blogu będę codziennie pisać teksty o własnych przeżyciach związanych z tym wydarzeniem... Oprócz poczucia obowiązku wobec przyszłych pokoleń, żeby wiedziały jak to ongiś bywało, pisanie spełni wobec mnie funkcję terapeutyczną. W końcu mam być zamknięta na 48 metrach, kwadratowych rzecz jasna, przez... przez.... może dwa tygodnie... A potem trwało, trwało, trwało.... 

23 kwietnia 2020 czwartek

Piszę tekst nr 42. A to oznacza, że narodowa kwarantanna liczona przeze mnie tyle trwa. Właśnie następuje zjawisko zwane odmrażaniem gospodarki. Staram sobie zrobić przysłowiowe jaja z dopuszczeniem do ruchu w lesie istot na dwóch nogach. A to się zwierzyna zdziwi, no nie?

Kończą się moje swobodne spacery z sunią. Piętnastometrowa smycz treningowa zostaje schowana. Wraca smycz automatyczna. Kulka jest zdziwiona. Zaczyna tęskni ć za poprzednia swobodą. Ludzi wokół coraz więcej. Naród wychodzi z mieszkań niczym bohaterowie filmu „Surogaci” po awarii ich robotów, znaczy się surogatów. Większość zamaskowana, czyli w przesławnych maseczkach. Lub chustkach na twarzy. Lub kominiarkach kojarzących się z filmami kryminalnymi lub tymi o terrorze. Niekoniecznie wirusowym.

Rozmawiamy na spacerze. Normalnie. Moi znajomi emeryci nie narzekają. Fajnie było. Wreszcie opróżnili barek z pozostałości. Procentowych. Przy okazji potańczyli. Wesoło było.

Nie wszystkim. Znajoma emerytka nadal jest ciężko przerażona i nie chce rozmawiać. Odsuwa się ode mnie na odległość przekraczającą przepisowe dwa metry. Mówi, że wirus jest po to, by wybić starsze pokolenie. To zmowa młodych, co to władzę, pieniądze i wszelkie spadki chcą zagarnąć.

Aha, czyli w tę stronę idą teraz teorie spiskowe.

Próbuje jej wyjaśnić, że na takiej mnie to nikt się nie dorobi. Emerytura nie jest dziedziczna. Znajoma nie wierzy, że nie posiadam majątku. Każdy coś posiada.

Tak, mam psa. Gdyby dopadł mnie wirus, pewnie wylądowałby w schronisku...

Dobrze, nie będę się z ludzi nabijała. Każdy ma prawo do orgazmu.... choroba, co mnie napadło z tym orgazmem...

Po raz pierwszy od czterdziestu dni idę do sklepu. Nic się nie zmienił. Sklep. Jakaś pleksa tylko wisi nad głową kasjerki.

Pomidory takie same. Nawet marchewka się nie zmieniła. Pomyślałam, że kupię cukier i sprawdzę, czy nadal słodki. Zrezygnowałam. Cukru używam niewiele lub nawet wcale. Nie będę chomikować. Gorzały pędzić nie umiem.

Pieniądze też takie same. Oczywiście, preferowana opłata kartą. Tyle tylko, że w portfelu zalega mi gotówka wybrana z bankomatu na początku kwarantanny na wypadek... Właśnie... Wypadek czego? Trzeba się jej pozbyć. Płacę gotówką. Dostaję resztę.

Na monetach i banknotach też wirus żyje. Pięć złotych, co ja mówię, dziesięć groszy, no nie, jeden grosz reszty może stać się przyczyną tragedii czy popadnięcia w chorobę.

W telewizji coraz więcej relacji ludzi, którzy koronawirusa przeżyli. Straszna choroba. A przechodziłaś kobieto „różyczkę” w wieku 18 lat, albo „świnkę” w wieku 36? O anginie z temperaturą 40 stopni zapomniałaś? A co ty wiesz o rzyganiu po operacji przez całą dobę?

Uwaga, uwaga! Kto zna przyjemną chorobę?! Ręka do góry!

Też, z pewną taką nieśmiałością, dziennikarze zaczynają szukać osób, które w czasie zarazy chorowały nie na zarazę. Nastawienie służby zdrowia na wirusa spowodowało, iż zapomniano o innych chorobach.

Nie słychać o zawałach, udarach, złamaniach nóg lub rąk, o ataku kamicy nerkowej lub żółciowej... Słowem – świat choruje tylko na wiadomą chorobę.

Piszę tekst o pustym jednoimiennym szpitalu w Łomży. Na 476 łóżek – około dwudziestu zajętych.

Mam coraz więcej wątpliwości...

A teksty blogowe piszą się praktycznie same... jest się z czego pośmiać.

Aha, najważniejsze – wybory zaczynają górować nad małym, wrednym hitlerkiem. Proporcje: 70/30 dla polityki w telewizji i internecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz