Mam
mieszane uczucia. Dotyczące rekrutacji do szkół średnich przed
tzw. podwójny rocznik. Wiem, że sposób przeprowadzenia reformy,
przepraszam – tzw. reformy oświaty – jest do du... znaczy się
do bani. I tu nie ma nad czym dyskutować. Ale zastanawia mnie co
innego...
Ogólnie,
statystycznie przygotowano w szkołach średnich więcej miejsc niż
ogólna, statystyczna liczba absolwentów gimnazjów i podstawówek.
Ogólnie nie powinno być z tym problemów.
W
telewizji taki facet z takiego Chełma mówi, że dowiedziawszy się,
iż w jego miejscowości w szkole X byli kandydaci do trzech klas, a
planowano dwie, postanowił utworzyć ową
trzecią. Stojący obok faceta minister uśmiechnął
się na zasadzie „Można? Można!”.
I
tu wiem, większość też wie, że nie wszędzie można. Budynki
szkolne nie są z gumy. A salki katechetyczne norm nie spełniają. A
nawet gdyby spełniały, to czy wiadoma firma pozwoliłaby na
nauczanie w nich takiej biologii i teorii ewolucji?
Ale
przyjrzyjmy się, gdzie można....
Rzeczywiście,
w małych lub mniejszych miasteczkach można.
Kiedyś
uczyłam w sympatycznym miasteczku, oddalonym od większego miasta o
ok. 20 km, w którym ongiś funkcjonowało liceum i „zawodówka”.
Kiedy byłam uczennicą, spora grupa znajomych z większego miasta,
dojeżdżała właśnie do szkoły w mniejszym. Po prostu chciała
się uczyć w „ogólniaku”, a nie miała szans na przyjęcie do
jedynego wówczas „ogólniaka w większym. Samochodów
wówczas było niewiele, ale autobusów typu „PSK” - multum.
Można było sobie spokojnie dojeżdżać. Sympatyczne liceum
cieszyło się dobrą sławą i wszystko grało.
Dlaczego
dziś nie gra? Dlaczego nawet dziś młodzież z miasteczka nie chce
kontynuować nauki we własnym środowisku?
Bo
młodzi ludzie chcą za wszelką cenę wyrwać się z miasteczka.
Przynajmniej na kilka lat, na czas nauki, zanim być może wrócą,
by poprowadzić mleczne gospodarstwa swych rodziców. Wiem, bo o tym
z uczniami rozmawiałam. Nawet nauka w „zawodówce” w dużym
mieście jest dla nich atrakcyjniejsza niż w małym.
Nie
mi osądzać czy to dobrze, czy to źle. Tak jest. W małych
miasteczkach zawsze będzie więcej miejsc w szkołach niż w dużych.
Tu zawsze lekcje będą się wcześniej kończyły. Tu zawsze klasy
będą mniej liczne. W dużych miastach zawsze będzie inaczej. Ale nie wymagajmy, żeby uczniowie z Warszawy uczyli się w Jedwabnem...
Zatem
statystyka ma się nijak do rekrutacji....
Druga
sprawa, która ostatnio zaprząta mi umysł, to wielka dyskusja na
temat czasu zatrudnienia nauczycieli. Oto pewna pani pisze, że
będzie miała umowę od 1 września, ale zapowiedziano jej, iż w
sierpniu ma posiedzenie Rady Pedagogicznej, Zespołu Wychowawczego,
Zespołu Samokształceniowego i szkolenie BHP. I ma się na to
stawić. Pani pyta, czy musi, bo przecież nie będzie jeszcze
pracownikiem.
Odezwały
się przede wszystkim głosy sfrustrowanych strajkiem i stosunkiem
do wszelkich władz, krzyczące, że skoro nie jest pracownikiem to
nie musi, bo trzeba się szanować i dość pracy bez zapłaty.
Powinnam
poprzeć ową tezę, wszak też strajkowałam, ale jakoś tym razem
mam opory. Wielokrotnie zaczynałam pracę w nowych dla mnie szkołach
i nigdy przez myśl mi nie przeszło, że mogę na sierpniowe
posiedzenia nie przyjść, jeśli umowę o pracę mam od 1 września.
Takie pierwsze posiedzenia były dla mnie elementem przygotowania się
do pracy....
I
w tym momencie coś z innej beczki. Znajoma księgowa przez 20 lat
przebywała na rencie, słusznej zresztą. Okazało się jednak, że
w celu otrzymania tzw. pełnej emerytury powinna jeszcze przepracować
co najmniej trzy lata. Zaczęła zatem szukać pracy. Niestety.... W
czasie, kiedy znajoma przebywała na rencie, księgowość z ksiąg
papierowych przeniosła się do komputera. Podstawowe pytanie, które
zadawano jej przy rozmowie to w jakim stopniu zna …. i tu padały
nazwy programów komputerowych stosowanych w księgowości.
Oczywiście nie miała o tym zielonego pojęcia. Obiecywała, że się
nauczy …. kiedy otrzyma pracę... Odpowiedź była zawsze taka sama
- „ Kiedy otrzyma pani pracę, to trzeba będzie pracować, a nie
uczyć się”.
I
tak sobie myślę, że owe sierpniowe spotkania ze szkołą dla tych,
co mają umowy od 1 września to właśnie takie przygotowanie do
pracy.
Aha,
zapytałam, czy jeśli mam umowę do 31 sierpnia i wiem, że już
pracować w szkole nie będę, to mam uczestniczyć w owych
sierpniowych szkoleniach i radach? Tak – odpowiedzieli
sfrustrowani. Po co? - drążyłam temat, nie widząc sensu i logiki
w swoim udziale w przygotowaniach do roku szkolnego 2019/2020.
„Bo
jest pani pracownikiem szkoły”.
Kochani,
Nie przeginajmy.