film na dziś "Nieustraszeni pogromcy wampirów"
Żyję. Nerwowo było.
Ranek przywitał mnie słońcem. Gdzieś
wyczytałam, że wiadomy wirus ginie w temperaturze plus 26, a na
zabudowanym balkonie miałam 36 stopni. Iść na balkon, niech
wyparzy coś, jeśli jest? Zanim jednak wyprowadziłam psa na szybkie
poranne siusianie, zaparzyłam kawę – zachmurzyło się.
Postanowiłam jednak balkon wysprzątać.
Oczywiście, że nie teraz, nie zaraz. Mam przecież dużo czasu na
kwarantannie.
Tradycyjnie wlazłam więc ponownie do
łóżka z kawą i książką. Ambitną. „Dom dzienny, dom nocny”
Olgi Tokarczuk. Takie przedłużenie mego pobytu na Dolnym Śląsku.
W książce dużo znajomych nazw z moim ukochanym Wałbrzychem na
czele.
Ok. 13.00 tradycyjnie wyszłam z Kulką
na dłuższy spacer. Trochę wiało. Szłyśmy opustoszałymi ulicami
mijając w przepisowej odległości inne psy.
Na jednym z placów zabaw siedziało
trzech małolatów płci męskiej. Ukradkiem pili piwo i komentowali
świat zastany: „K... ale nudy. No, k.... i co tu robić. No, k...”
itd. itp.
Tym razem zwróciłam uwagę, iż na osiedlowych parkingach
stoi dużo samochodów. Normalnie o tej porze są puste. Słowem,
naród się dostosował. Ludzie siedzą w domach i pilnują dzieci.
Spotkałam znajomą idącą do pracy. Z przepisowej odległości
wymieniłyśmy kilka uwag na temat małolatów z piwem. „Powiedziałam
mojemu (synowi), że jak wyjdzie z domu to mu nogi z d... powyrywam.
Ma siedzieć przy komputerze i koniec!”.
O, ukochany komputerze! O cudowny
internecie! Jak dobrze, że jesteście!
Po powrocie przypomniałam sobie, że w
czasie zarazy trzeba się odpowiednio odżywiać. I zupełnie nie
wiem dlaczego skojarzyło mi się to z morskimi wyprawami Kolumba i
kiszoną kapustą. No nie, akurat kapusty to mój organizm nie
toleruje. Wzdęcia mam. I inne rzeczy też. Ugotowałam pomidorówkę.
Przy okazji przejrzałam tzw. zapasy. Nie jest źle, miesiąc
przeżyję.
Teraz czas na kolejną ucztę
intelektualną. Była ambitna książka. Będzie ambitny film -
„Kobieta i mężczyzna” francuski film z 1966 roku w reżyserii
Claude’a Leloucha. Oglądałam go dwa razy i nie zakumałam za co
dostał Oscara.
Po raz trzeci nie zakumałam.
Sięgnęłam
po kolejny filmowy antyk „Nieustraszeni pogromcy wampirów”
niemodnego obecnie Romana Polańskiego. Humor mi się poprawił, może
również dlatego, że postanowiłam odkazić wnętrze organizmu
podwójną wódką z cytryną.
Tymczasem w internecie ogłoszono, że
szpital w mojej miejscowości będzie szpitalem zakaźnym, tylko do
dyspozycji wirusa, znaczy się ludzi z wirusem. Od razu powstała
petycja do ministerstwa i prezydenta, żeby tego miastu nie robić.
Szpital nie jest przygotowany. Ma tylko 23 respiratory, w tym kilka
dla dzieci i tylko dwóch lekarzy specjalistów. Ktoś nawet napisał,
że znowu cały syf trafia do Łomży. Kiedy zwróciłam mu uwagę,
że chorzy to nie syf, post zniknął.
Petycję dostałam od wielu osób.
Nie podpisałam.
Uznałam, że to nie fair wobec
ewentualnych zarażonych .
Jeśli rzeczywiście szpital nie jest
gotowy, to odpowiedni ludzie podejmą odpowiednią decyzję.
I wszystko było fajnie, dopóki nie
zadzwoniły rodzone pociechy. Oboje ciężko pracują i rzeczywiście
nie mają czasu na śledzenie komunikatów zarazowych. Teraz też źle
usłyszały. Córka, że Warszawę zamykają, syn, że to samo czeka
„Biedronkę”.
Poinformowałam, że granice zamykają,
a sklepy spożywcze mają być otwarte. Co z przemysłowymi? A taki
Lidl to nie wiadomo, czy spożywczy, czy przemysłowy. O 21.00
zarządziliśmy rodzinne zakupy. Nerwowe zakupy.
W najbliższym mi dyskoncie nie było
maki, kasz, mleka i oczywiście papieru toaletowego. Kupiłam tyle,
żeby zapełnić lodówkę na kolejne dwa tygodnie. Jakieś konserwy
rybne, jakieś pasztety, jaja i pierogi w promocji. Niestety, w tym
punkcie sprzedaży akurat nie było odkażacza wewnętrznego 40%, a
przy nerwówce moich dzieci to byłoby najbardziej wskazane.
I kolejne skojarzenie, literackie rzecz
jasna - „Dżuma” Camusa - pani Rieux – matka lekarza, przybyła do miasta tuż przed zamknięciem bram, aby opiekować się synem pod nieobecność jego żony. „Była to mała kobieta o
włosach przyprószonych srebrem, o oczach czarnych i łagodnych”.
Jej spokój i troska napawały doktora nadzieją i dodawy mu sił do
dalszej walki z epidemią. Kobieta zaprzyjaźniła się z Tarrou i wraz
z synem czuwała przy łożu śmierci przyjaciela.
Zatem muszę zachować spokój, chociaż to ja
jestem w grupie najwyższego zagrożenia....
Bardzo miło się czyta. Ja również piszę taki dziennik, ale w tradycyjnej wersji. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńbardzo fajnie sie czyta, jestem z okolic, czekam na dalszy rozwój wydarzeń
OdpowiedzUsuńMiło się czyta. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń