film na dziś "2012"
Dziś oczywiście, że o samolocie, tym, co to wczoraj wylądował na Okęciu. A tylko dlatego wylądował, bo
innych nie było i miał miejsce, by wylądować.
I to wcale nie jest żart ani
złośliwość. To fakt. Autentyczny do tego. Słynny Antonow z
trudem mieści się na boisku piłkarskim, zatem jego lądowanie i
start musi odbywać się na praktycznie pustym lotnisku.
Zacznijmy od próby udzielenia w miarę
sensownej odpowiedzi na pytanie: "Dlaczego to on, a nie inny Boeing
maseczki przywiózł?" Że niby za drogo ten rejs z Chin, ludowych,
zresztą, polskiego podatnika kosztował. Oczywiście pojawiły się
wyliczenia, że Lotem bliżej, że w czasie kryzysu gospodarczego
trzeba wspierać swoich. Pewnie ludzie mają rację. Kilka lotów polskim
Lotem załatwiłoby sprawę. Ale przecież nie tylko o słynne
maseczki tu chodziło.
I teraz cofnijmy się do czasów
starożytnych. W czasie Wielkich Dionizji Grecy otrzymywali od władzy
wino i przedstawienia teatralne. W Rzymie władza utrzymywała władzę
dzięki realizowaniu naczelnego hasła „Chleba i igrzysk!”. Lud
zawsze miał coś za darmo. Cel był jasny – władza jest cacy. I
nie dajmy się oszukiwać – lud teatr, wino i igrzyska lubił.
Zwłaszcza jak na arenie tłukło się na śmierć kilku gladiatorów
lub lwy rozszarpywały chrześcijan. Jakie czasy, taka rozrywka.
Pojawienie się na polskim niebie
radzieckiego Antonowa też było rozrywką. Na miarę epidemii XXI
wieku.
Nawet ja, która z rana nie włącza
telewizora, tym razem utkwiłam wzrok w szklanym ekranie. I to w tzw.
dużym pokoju, bo tam ekran większy.
Gdy tak sobie majestatycznie leciał
nad naszą polską ziemią, pomachał skrzydełkami, od razu
przypomniały mi się czasy młodości....
Wszak Antonow to wielka
myśl Związku Radzieckiego. Państwa nie ma, samolot jest. Lenin
wiecznie żywy. Wielki Brat ponownie na nas spogląda. Tym razem jako
wybawiciel. Wspólnie oczywiście z Chinami, ludowymi zresztą.
Wszyscy byli zachwyceni.
Przedstawiciele rządu uroczyście komunistyczne maseczki przywitali.
A lud się cieszył.
Był dzień bez małego, wrednego
hitlerka?
Był.
Przyjemnie było?
Przyjemnie.
Kilka Boeingów lądujących na Okęciu
nie zrobiłoby takiego wrażenia.
Są tacy, którzy uważają, iż
przylot Antonowa ma przykryć nie tylko wirusa, ale i sprawę
aborcji, mienia pożydowskiego i kilku innych, które chce w sejmie
przepchnąć władza.
Potem w sieci rozpoczęła się
narodowa dyskusja na temat, ile ton przyleciało z Chin. I tu naród
się podzielił. Ktoś krzyknął „400”. Bzdura. Antonow uniesie
tylko 250. No to te 250! Nic z tego. Pani w TVP Info przelicytowała
– 100 milionów ton!
W ostateczności wyszło, że nie
więcej niż 100. Nic nie wyparowało. Nikt w powietrzu niczego nie
ukradł. Wyjaśniła to moja była uczennica – samolot był
wypchany po brzegi. Tyle tylko, że maseczki są po prostu lekkie.
Proszę, jak mądrze dziecko wyuczyłam na lekcjach polskiego.
Kolejna dyskusja dotyczyła tego, kto
tak naprawdę kupił owe najsłynniejsze maseczki w Polsce. „Rząd!
Premier! Ten z Żoliborza! Inni to tylko gadać potrafią, a nic nie
robią!” - przekrzykiwali się zwolennicy władzy.
No i chyba trzeba ich rozczarować. Tak
samo jak 500+ płacone jest z naszych podatków, tak samo towar w
Antonowie jest za nasza pieniądze.
Za igrzyska zawsze płaci lud.
Najważniejsze jest wcisnąć mu, że tego nie robi.
Film na dziś – oczywiście „2012”.
Pasuje jak ulał do wczorajszego wydarzenia dnia. W filmie świat
ratują oczywiście Chińczycy, bo to oni budują słynne „arki”
chroniące ludzi. Oczywiście nie za swoją forsę. Dziś to chińskie
maseczki ratują Polskę. Za polskie pieniądze.
Główni bohaterowie filmu uciekają
przed kataklizmem właśnie samolotem marki Antonow. I ten właśnie
radziecki samolot ratuje im życie.
Cieszmy się z igrzysk.
Niedługo odmrożenie gospodarki i nie
wiadomo, co nas czeka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz