film na dziś "Dwunastu gniewnych ludzi"
I tradycyjnie.... Kolejny dzień za
nami.... I ludzi coraz więcej. Na ulicach, w sklepach i terenach,
ongiś zielonych, teraz zieleniejących się. Bo susza. W sieci coraz
więcej artykułów o braku wody. Mój kolega nawet z tego powodu się
zdenerwował. Zarzucił dziennikarzom, znaczy się „pismakom”, że
suszą straszą ludzi, a już niedługo wymyślą powódź lub
gradobicie. Stulecia oczywiście.
Cóż, dziennikarz zawsze szukał
sensacji, czyli materiału do napisania, bo taka jego praca. Im
gorszy, tym lepszy, bo większe zainteresowanie. Już o tym kiedyś
pisałam. Powtórzę – moje spokojne felietony nie wzbudzały
zainteresowania. Te, z wyzywającym tytułem – a jakże! Widać
ludzie wolą czytać o złych rzeczach, skoro one się lepiej
sprzedają. A „pismak” to też zawód. Człek po prostu na chleb
zarabia.
Wczoraj na powietrzu było więcej osób
z małymi dziećmi, a wieczorem ruszyli rowerzyści. Skończyło się
moje bezkarne spacerowanie po ścieżce rowerowej. Idiotycznie
zresztą oznaczonej. Ociera się o ławki. Ludzie na nich siedzący,
widząc rower, muszą chować nogi pod ławkę. Inaczej, nie ma bata,
rower po nogach przejedzie. Do tego ścieżka biegnie tuż przy
trawniku. A jak wiadomo, pieski muszą na trawniku. Wystarczyłoby
tylko trochę farby, by znak „rower” z jednej strony zamalować i
namalować go z drugiej strony, gdzie rosną krzewy.
Jak widać myślenie boli.
Tak więc wczoraj po skate parku
zasuwali rowerzyści. I to ostro. Znaczy – szybko. Widać było, że
siedzieli w zamknięciu przez czterdzieści dni.
Spotkałam dwie koleżanki. Jedna
kupiła sobie sukienkę. Na lato. Bo zapewne zaraz będą upały,
czyli nastanie pora sucha i tzw. ciuchy wiosenne nie będą już
potrzebne.
Druga miała ciekawe wieści.
Niedługo ruszą sądy! Nie, nie, nikt nigdy sądów rejonowych,
okręgowych ani żadnych innych nie zamknął. Nawet jakieś sprawy
się odbywały. Większość jednak została odwołana. Według
jakiego klucza, znajoma nie wiedziała. Wczoraj dostała wezwanie na
kolejną rozprawę o spadek. Ten jej się oczywiście należy, ale
zgodnie z literą prawa, sąd musiał szukać innych spadkobierców.
Teoretycznie byli lub są. Praktycznie nikt w rodzinie niczego o nich
nie wie. Czy są, czy ich nie ma, koleżanka dowie się na rozprawie
14 maja.
I ma dylemat. Czy jechać do innego
miasta na tę rozprawę, czy zgodzić się na wszystko, co sąd
postanowi?
Pytam, czy suma warta jest poświęcenia
zdrowia, a może nawet życia? Czy, jeśli zejdzie na małego,
wrednego hitlerka, to jej rodzina po niej ów spadek dostanie? A jak
się wyrok jeszcze nie uprawomocni?
Cóż, wartość sumy spadkowej ma
wartość w zależności od człowieka. Dla kogoś 500+ to majątek,
a ktoś taką sumę nosi w portfelu w przegródce z napisem „drobne”.
Sumy spadku oczywiście nie usłyszałam.
Normalne.
Fakt, że sądy zaczynają pracę pełna
parą, też jest całkiem normalny.
Niedługo mają być wybory. Jakiś sąd
musi uznać te wybory za legalne i przeprowadzone zgodnie z prawem.
Sąd musi więc działać. Narodowi trzeba pokazać, że postępuje
„normalizacja” ( to taki termin z okresu stanu wojennego w
Polsce).
Aha, o uruchomieniu pełną parą sądów
– cisza.
Kolejnym tematem poza wirusowym są
oczywiście wybory. Nie będę o tym pisać. Wszyscy o tym piszą.
Nic nowego nie wymyślę. Teorii spiskowych brak. Wszystko jest
jasne.
Najbardziej boli mnie pożar w
Biebrzańskim Parku Narodowym.... Ktoś celnie zauważył, że
jeszcze niedawno płakaliśmy nad Australią... a teraz... mało
uwagi zwracamy na naszą, narodową tragedię. Użalaliśmy się nad
koalą. Teraz mało kto wspomina bielika broniącego gniazda z
jajami...
Temat biebrzańskiego parku schodzi na
plan dalszy....
Smutno ….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz