film na dziś "Żądło"
Dziś będzie raczej nudno. Wszystko
dlatego, że wczoraj była niedziela. A niedziela na prowincji
zawsze jest nudna. Nie bierzmy pod uwagę imprez typu odpust czy
festyn, bo te są w wyznaczonych miejscach i nudy wiejącej z ulic
prowincji nie likwidują. Jeśli dodamy do tego stan kwarantanny, to
możecie sobie wyobrazić spokój, ciszę i bezruch ....
Wczorajszy spacer z psem poświeciłam
właśnie wędrówce wzdłuż jednej z najbardziej ruchliwych ulic.
Ma cztery pasy, dwa w jedną, dwa w drugą stronę. Tędy wiedzie
najliczniejsza linia komunikacji miejskiej (w normalny dzień autobus
co 10 minut). Tutaj też, w niewielkiej odległości od jezdni
znajduje się słynny na całą Polskę szpital, obecnie
jednoimienny. Znaczy się koronawirusowy.
Poszłam więc chodnikiem wzdłuż
szpitala. Na trasie do mini galerii handlowej nie spotkałam nikogo.
Minęłam natomiast dwa skrzyżowania z sygnalizacją świetlną.
Po co ona działa? W jakim celu mruga
trzema kolorami? Gdzie sens i logika? Samochodów jak na lekarstwo...
Dobra, nie będę się czepiać. W telewizji policjant powiedział, że kwarantanna kwarantanną, ruch na drogach mniejszy, ale przepisów przestrzegać trzeba. Jasne, jeszcze się odzwyczają od świateł i co potem będzie, jak już normalnie będzie?
Minęły mnie również dwa autobusy
miejskie wiozące powietrze.
Potem skręciłam w kolejną dużą
ulicę. Z jednej strony kościół, z drugiej galeria handlowa i
kolejny kościół. Jak to w Łomży bywa. Gdzie się nie obrócisz,
tam kościół. Katolicki rzecz jasna.
Tym razem spotkałam cztery osoby bez
psa i trzy z psami. Według przepisów miały być zamaskowane.
Część była. Część nie. Miała
pod szyją jakieś apaszki, szaliczki, golfiki. Podczas kiedy ja
brnęłam przez ulice miasta w maseczce wielorazowej bawełnianej,
ludzi mijając mnie, wsadzali brodę w te „chusteczki”, że niby
zasłaniają twarz.
Słowem, żadnego zabezpieczenia.
Poczyniłam również maseczkowe
obserwacje z balkonu. Wszak pod sobą mam sklepy. Było podobnie.
Maseczka pod brodą, w ustach papieros lub butelka z napojem, daję
głowę uciąć, że piwo lub tzw. „małpka”. Pod blok wróciła
bowiem „ławeczka”. Jeszcze nie w pełnym składzie, ale już
część trwa na posterunku.
Inni z owymi szalikami i golfikami na
szyi zakrywali twarz …. wchodząc do sklepu.
Słowem, odnoszę wrażenie, iż
zezwolenie na zakrywanie twarzy byle czym to oczywiste działanie
psychologiczne. Niech naród ma poczucie bezpieczeństwa. Placebo też
działa.
Oczywiście melduję, że na prowincji
policji ani straży miejskiej nie widać i nie ma komu karać za brak
nikabu (hi hi... nie wiecie co to? To sobie wygoglujcie!).
Wieczorem trasę powtórzyłam.
Statystycznie było to samo. Taka sama ilość ludzi, psów i
autobusów z powietrzem. Zasłonięte twarze – podobnie.
Tym razem skupiłam się na szpitalu. W
dzień – wiadomo, spokój, cisza. Po zmroku szpital więcej mówi o
sobie.
Trasą wzdłuż szpitala chodzę około
dwudziestej pierwszej od 10 lat, bo tyle ma moja sunia. Zawsze o tej
porze włączone były światła w praktycznie wszystkich pokojach.
Położony w szczerym polu budynek rozjaśniał teren wokół siebie.
Czasami przechodziłam przez ulicę i spacerowałam po alejkach
prowadzących do szpitala.
Teraz strach się bać. Nie, nie
małego, wrednego hitlerka. Ciemności. Szpital tonie w ciemności. W
czas wielkiej zarazy, pandemii, epidemii i placebo w postaci maseczek
jednoimienny szpital jest wygaszony. Zwłaszcza w części, gdzie
znajdują się sale pacjentów.
O tym, gdzie są, wiem z autopsji.
Wszak cztery lata temu leżałam w jednej z sal na oddziale
wewnętrznym. Od początku narodowej kwarantanny przyglądam się
oknom właśnie na tym oddziale.
Czasami widać światło w trzech
oknach, z czego dwa to dyżurka pielęgniarek. Wczoraj nawet tu nie
dojrzałam śladu elektryczności.
Wiem, że sale pacjentów znajdują się jeszcze po drugiej stronie księżyca, znaczy się korytarza. Czyżby wszystkich pacjentów położono właśnie po tej drugiej? I tak na każdym oddziale? Inne wczoraj też straszyły mrokiem i czernią.
Celowe zaciemnienie? Z dzieciństwa
pamiętam, że rodzice zaciemniali pokój, kiedy chorowałam na
odrę...
Wszyscy już spali?
Po powrocie do domu zrobiłam rzecz
karygodną w czas zarazy. Wzięłam prysznic i otworzyłam puszkę
piwa. Postanowiłam, że następnego dnia pójdę po takie w butelce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz