film na dziś "Pod Mocnym Aniołem"
I co by tu dziś powiedzieć.... jak
zwykle nic... Święta, święta i po świętach.
W drugi ich dzień, zwany
Poniedziałkiem Wielkanocnym, bo wypada zawsze w poniedziałek (hi hi
to taki durny dowcip), w niektórych częściach Polski popadało.
U mnie pokropiło. Tak samo mocno jak
księża święcący jajka. Czy to w kościele, czy z samochodu.
Wiadomo, kropidło niewiele wody nabierze.
Tak więc ziemia na moich osiedlowych
trawnikach nie odetchnęła. Nadal sucha.
Z braku innych zajęć tradycyjnie
nawiązałam kontakt telefoniczny z koleżankami spędzającymi
święta podobnie jak ja.
Najbardziej zaskoczyła mnie koleżanka
– inwalidka. Swoje mieszkanie opuszcza rzadko. Ma poważne kłopoty
z poruszaniem się. Na początku narodowej kwarantanny stwierdziła, że
siedzenie w chacie jej nie rusza. I tak siedzi, i tak siedzi. Ale
wkrótce zaczęła wychodzić – do sklepu. Bo musi kupić jedzenie.
Bo musi kupić papier, toaletowy rzecz jasna. Mówię jej, że w
każdym mieście są organizacje i osoby, które takim ludziom jak
ona pomagają. Nawet numery telefonów w sieci znalazłam. „Zadzwoń,
powiedz, czego ci trzeba, kupią. Zapłacisz przy odbiorze. przy okazji śmieci
wyniosą". - mówię przez telefon. Brak reakcji.
Wczoraj oznajmiła, że bardzo chce
wyjść, że musi wyjść, ale nie wychodzi, bo wie, że nie wolno.
Zresztą padało.
Cóż, dopadł ją typowy syndrom
więźnia. Jak nie można wyjść to się chce. Jak będzie można,
to się pewnie odechce.
Z drugą koleżanka wdałyśmy się w
dyskusje na temat istot należących do tzw. „ławeczki” -
kulturalnie, inaczej zwanych „obszczymurkami”.
Nie, nie chodziło tu o konkretne
osoby. Chodziło o problem.
Dlaczego oni tak długo żyją?
Dlaczego nie chorują?
Ot i zagwostka...
Nie da się ukryć. Ludzie z grupy
nazwijmy ją „Ł” trzymają się wyjątkowo dobrze, jak na tryb
życia, który prowadzą. Może pomoże nam w rozwikłaniu tego
zagadnienia stary dowcip.
„Pani pyta dzieci w szkole, kim
chciałyby zostać w przyszłości. Jasiu odpowiada, że menelem.
Pytanie pani – dlaczego. Na to Jasiu:
- Nie będę pracował, nie będę miał pieniędzy, nie będę miał problemów, co za nie kupić. Nie będzie mnie ścigał urząd podatkowy. Słowem – nie będę nerwowy. Czas będę spędzał w gronie przyjaciół. Przyjemnie będzie. I będę żył na świeżym powietrzu, co zapewni mi zdrowie”.
Kiedy tak przyjrzeć się wypowiedzi
Jasia, to wszystko się zgadza.
Większość chorób bierze się z
nerwów. Pieniądze jak wiadomo, szczęścia nie dają. Do przeżycia
człowiekowi niewiele potrzeba. Kawałek chleba i trochę wody. Takie
pierwiastki potrzebne do życia. Przyjaciele – rzecz ważna. Dziś
chyba najbardziej cierpimy z powodu braku kontaktu człowieka z
człowiekiem. A jak wiadomo z obserwacji, menel menela w potrzebie
nie opuści. Menele zawsze trzymają się razem.
I podstawowa rzecz –
pobyt na świeżym powietrzu!
Tego najbardziej nam teraz brakuje!
Chcemy na spacer! Chcemy do lasu! Chcemy na działkę!
Ludzie z grupy”Ł” stale przebywają
poza pomieszczeniami. Jeśli zaś w nich są, to są to pomieszczenia
zimne, nieogrzewane i brudne. Jak sami „Ł” zresztą.
I tu chyba wyjaśnia się sprawa ich
odporności na choroby.
W trakcie obecnej epidemii pojawiło
się sporo tekstów o wpływie zwierząt domowych na ich właścicieli.
Zwierzęta przenoszą wiele wirusów i bakterii. Dzięki temu ich
właściciele mogą być na wiele zaraz uodpornieni. Warto również
zauważyć, że zwierzęta potrafią się ze swoimi potrzebami
dostosować do warunków, w których przebywają.
Kto wie, czy organizmy „Ł” mający
na sobie i w sobie wszelkie bakterie, nie posiadają przeciwciał
uodporniających ich na wszelkie choroby, w tym na małego, wrednego
hitlerka też?
My nosimy maseczki, myjemy ręce,
szorujemy klamki, a oni mają to gdzieś....
Nie da się jednak ukryć, że obecny
wirus wygonił ich ze świeżego powietrza. Mojej „ławeczki” na
terenie przed sklepem nie ma.....
Ale w kolejce po piwo lub wino marki
wino "Ł"stoją. Przykładnie. Pokornie.
Gdzie piją?
Nieważne. Na pewno przeżyją, bo
zahartowani.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz