film na dziś „Siódma pieczęć”
Patrząc na swoje felietony, widzę,
że to już blisko miesiąc.... Przyjmując oczywiście, że miesiąc
to 30 dni, bo jeśli 31 to minie jutro. Ale jakie znaczenie ma
obecnie jeden dzień dla tych, co przebywają w domach?
Wczorajszy nie zapowiadał się
szczególnie. Po przeczytaniu słowa drukowanego w towarzystwie kawy,
przeszłam do słowa wystukanego. Znaczy się zaczęłam klikać w
klawiaturę. W pewnym momencie postanowiłam wstać i rozciągnąć
się, bo kręgosłup już nie ten (kostny, nie ten
moralny!).
Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam
karetkę pogotowia. Zawsze ten pojazd wzbudza niepokój. Obojętnie
czy zaraza, czy rocznica.
Karetka nie podjechała pod blok na
sygnale, bo nic nie słyszałam. Nie miała „R” na sobie, czyli
najgorzej nie jest. Wrodzona ciekawość kazała mi patrzeć i
czekać. Ostatnio napatrzyłam się w telewizji na zamaskowanych
lekarzy i ratowników. Może ujrzę ich na żywo. Nic z tego. Z
klatki wyszli zupełnie normalnie ubrani ludzie jeżdżący karetką.
Jeden usiadł koło kierowcy i zaczął klikać w laptopa. Jak
wyklikał, poszedł w głąb pojazdu i przyniósł wydruk. Kolejny wziął go i zaniósł.... pewnie do
człeka, u którego byli.
Potem zrobiło się mniej radośnie.
Na innej z klatek pojawiła się klepsydra. W wieku 82 lat zmarł
sąsiad....
Czyżbym pomyliła klatki
schodowe?
Wieczorem najpierw dokończyłam
oglądanie serialu, jednego z tych, co to nazywają „serialem
wszech czasów” - „Powrót do Edenu”. Chodzi oczywiście o tzw.
pierwszy sezon. Drugi była to chała komercyjna i jakoś nie chce mi
się do niego wracać. Kto jednak nie oglądał pierwszego, to nie
zna życia i tyle.
Tak więc kiedy już po raz enty
Stefania zemściła się na Gregu i swej kuzynce, wyszłam na spacer,
by pomedytować patrząc na gwiazdy. Właśnie czytam książkę z
gatunku popularnonaukowych „Człowiek i Kosmos”. Niewiele z tego
kumam. Ale zawsze warto się zastanowić, czy wszystko się oddala,
czy zbliża. Czy czeka nas kolejny Wielki Wybuch, a wtedy żadna
kwarantanna nam nie pomoże.... Śmierć we wszechświecie nie
wybiera....
I wtedy zadzwonił syn. Oznajmił, że
w związku z koniecznością noszenia maseczek właśnie siedzi przy
laptopie i wybiera, którą kupić. Mnie proponuje taką z
wizerunkiem Jokera. Jak już nosić, to coś z przysłowiowym jajem.
Zwłaszcza, że jajeczne święta za pasem. Dobra, niech będzie z
Jokerem. No i co z tego, że droga. Tyle teraz mówi się o
wspieraniu drobnych biznesmenów, że trzeba takiego od jajcarskich
maseczek wspierać. Co prawda maseczki mam, nawet na zmianę. Sąsiadka, szyjąca społecznie maseczki, podarowała mi trzy. Oczywiście bardzo dziękuję! Ale w obecnym czasie nigdy ich za wiele.
Oczywiście synowi przypomniałam, że takie maseczki trzeba prać
lub gotować.
„A nie można wymoczyć w alkoholu?”
- zapytał.
„A nie szkoda ci alkoholu” -
odpytałam.
„Ale potem ten alkohol będę
wdychał!”
No nie, szkoda słów. Zaraza panuje.
Ludzie umierają, a temu żarty w głowie....
Co by jednak nie mówić, humor mi
poprawił.
Po powrocie otworzyłam piwo. Włączyłam
telewizor i razem z sunia obejrzałyśmy serial „Cezar Millan na
ratunek”. Psiarze pewnie go znają. Tych co nie znają, informuję,
że to „zaklinacz psów”.
I kiedy wydawało się, że dzień
skończy się pozytywnym akcentem, włączyłam komputer, by
przejrzeć ostatnie wiadomości....
Jedną z nich była informacja o
śmierci mego ucznia.....
Wypadek samochodowy....
Prysnął czar maseczek i teorii
powstania wszechświata.... Nastała rzeczywistość....
Przypomniała mi się zasada
nieoznaczoności.... nie można z dowolną dokładnością
wyznaczyć jednocześnie położenia i pędu cząstki...
Nie można
jednocześnie cieszyć się i płakać z rozpaczy....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz