piątek, 10 kwietnia 2020

Narodowa kwarantanna XXIX – Zasada nieoznaczoności


                     film na dziś „Siódma pieczęć”

Patrząc na swoje felietony, widzę, że to już blisko miesiąc.... Przyjmując oczywiście, że miesiąc to 30 dni, bo jeśli 31 to minie jutro. Ale jakie znaczenie ma obecnie jeden dzień dla tych, co przebywają w domach?

Wczorajszy nie zapowiadał się szczególnie. Po przeczytaniu słowa drukowanego w towarzystwie kawy, przeszłam do słowa wystukanego. Znaczy się zaczęłam klikać w klawiaturę. W pewnym momencie postanowiłam wstać i rozciągnąć się, bo kręgosłup już nie ten (kostny, nie ten moralny!).

Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam karetkę pogotowia. Zawsze ten pojazd wzbudza niepokój. Obojętnie czy zaraza, czy rocznica.
Karetka nie podjechała pod blok na sygnale, bo nic nie słyszałam. Nie miała „R” na sobie, czyli najgorzej nie jest. Wrodzona ciekawość kazała mi patrzeć i czekać. Ostatnio napatrzyłam się w telewizji na zamaskowanych lekarzy i ratowników. Może ujrzę ich na żywo. Nic z tego. Z klatki wyszli zupełnie normalnie ubrani ludzie jeżdżący karetką. Jeden usiadł koło kierowcy i zaczął klikać w laptopa. Jak wyklikał, poszedł w głąb pojazdu i przyniósł wydruk. Kolejny wziął go i zaniósł.... pewnie do człeka, u którego byli.

Potem zrobiło się mniej radośnie. Na innej z klatek pojawiła się klepsydra. W wieku 82 lat zmarł sąsiad....

Czyżbym pomyliła klatki schodowe?

Wieczorem najpierw dokończyłam oglądanie serialu, jednego z tych, co to nazywają „serialem wszech czasów” - „Powrót do Edenu”. Chodzi oczywiście o tzw. pierwszy sezon. Drugi była to chała komercyjna i jakoś nie chce mi się do niego wracać. Kto jednak nie oglądał pierwszego, to nie zna życia i tyle.

Tak więc kiedy już po raz enty Stefania zemściła się na Gregu i swej kuzynce, wyszłam na spacer, by pomedytować patrząc na gwiazdy. Właśnie czytam książkę z gatunku popularnonaukowych „Człowiek i Kosmos”. Niewiele z tego kumam. Ale zawsze warto się zastanowić, czy wszystko się oddala, czy zbliża. Czy czeka nas kolejny Wielki Wybuch, a wtedy żadna kwarantanna nam nie pomoże.... Śmierć we wszechświecie nie wybiera....

I wtedy zadzwonił syn. Oznajmił, że w związku z koniecznością noszenia maseczek właśnie siedzi przy laptopie i wybiera, którą kupić. Mnie proponuje taką z wizerunkiem Jokera. Jak już nosić, to coś z przysłowiowym jajem. Zwłaszcza, że jajeczne święta za pasem. Dobra, niech będzie z Jokerem. No i co z tego, że droga. Tyle teraz mówi się o wspieraniu drobnych biznesmenów, że trzeba takiego od jajcarskich maseczek wspierać. Co prawda maseczki mam, nawet na zmianę. Sąsiadka, szyjąca społecznie maseczki, podarowała mi trzy. Oczywiście bardzo dziękuję! Ale w obecnym czasie nigdy ich za wiele. 
Oczywiście synowi przypomniałam, że takie maseczki trzeba prać lub gotować.
„A nie można wymoczyć w alkoholu?” - zapytał.
„A nie szkoda ci alkoholu” - odpytałam.
„Ale potem ten alkohol będę wdychał!”
No nie, szkoda słów. Zaraza panuje. Ludzie umierają, a temu żarty w głowie....

Co by jednak nie mówić, humor mi poprawił.

Po powrocie otworzyłam piwo. Włączyłam telewizor i razem z sunia obejrzałyśmy serial „Cezar Millan na ratunek”. Psiarze pewnie go znają. Tych co nie znają, informuję, że to „zaklinacz psów”.

I kiedy wydawało się, że dzień skończy się pozytywnym akcentem, włączyłam komputer, by przejrzeć ostatnie wiadomości....

Jedną z nich była informacja o śmierci mego ucznia..... 

Wypadek samochodowy....

Prysnął czar maseczek i teorii powstania wszechświata.... Nastała rzeczywistość....

Przypomniała mi się zasada nieoznaczoności.... nie można z dowolną dokładnością wyznaczyć jednocześnie położenia i pędu cząstki...

Nie można jednocześnie cieszyć się i płakać z rozpaczy....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz