piątek, 3 kwietnia 2020

Narodowa kwarantanna XXII – Nie nasz świat


film na dziś "Pokot"


Miałam dzień kryzysowy. Pojawił się po raz trzeci od czasu ogłoszenia narodowej kwarantanny. W sumie źle nie jest.
Wczoraj jednak ostro powiało u mnie pesymizmem, skoro z uporem maniaka szukałam na wszystkich kanałach telewizyjnych czegoś optymistycznego. Znalazłam „Mój nowy dom”, program, w którym sponsorzy remontują mieszkania ludziom tego potrzebującym. Wszystko oczywiście pod okiem kamery, by potem pochwalić się na szklanym ekranie. I dobrze, niech się chwalą jak czynią dobrze. Nawet w formie reklamy.

W związku z oglądaniem na wieczorny spacer z psem wyszłam po dwudziestej pierwszej. Na osiedlowych terenach rekreacyjnych nie było nikogo. W ciągu czterdziestu minut dostrzegłam jednego człowieka idącego szybkim krokiem w stronę bloków. Drugi po osłoną nocy uprawiał jogging na stadionie przy szkole. I jeża. Szedł po trawniku. 

Cisza. Dzwoniąca w uszach cisza.

Miałam czas na przemyślenia, rozmyślania, medytację.

Wczoraj dotarł do mnie tekst Olgi Tokarczuk o aktualnej sytuacji. Niektórzy uznali go za smutny, niektórzy za realistyczny, inni za oburzający. Słowem, co człowiek to opinia. I bardzo dobrze. I tak ma być.

Co do mnie to....

Chyba też, jak noblistka i jedna z moich koleżanek, nie mam „traumy odosobnienia”. Oczywiście, że żal zamkniętych pubów, kin i teatrów. Oczywiście, że tęsknimy za rodziną i znajomymi, z którymi ze względów bezpieczeństwa nie możemy się spotkać. Oczywiście, ze miewamy "czarne godziny". Ale nie będziemy z tego powodu popełniać samobójstwa. Tym bardziej, ze życie wokół się toczy.

Moi sąsiedzi nadal przeprowadzają remont. Sklepy spożywcze nadal pracują i nie brakuje w nich żywności. Auta jeżdżą. Śmieciarki wywożą śmieci, a dozorca sprząta trawniki. Pąki na drzewach i krzewach są coraz większe. A moja sunia traci zimową sierść.

„Życie toczy się, a jakże, ale w zupełnie innym rytmie” - pisze Tokarczuk i wspomina o latach minionych, kiedy można było bezkarnie „marnować” czas, zajmując się pozornie niepotrzebnymi sprawami.
W obecnym świecie czasu marnować nie wolno. Świat i czas biegną tak szybko, jak mieszkańcy Warszawy.

Kiedyś przyjechałam do stolicy i wyszła po mnie koleżanka. Auto zaparkowała po drugiej stronie dworca. Musiałyśmy przejść spory kawałek. W pewnym momencie chwyciła mnie zadyszka.
„Dokąd tak biegniesz? - spytałam.

„Ja nie biegnę, ja idę”.

Dziś część z nas dostała szansę, by zwolnić tempo i rozejrzeć się wokół. Ustalić na nowo swoje priorytety. Może śpieszyć się warto tylko w ramach rekreacyjnego biegania po osiedlu?

Co jeszcze uświadamia nam obecność wirusa?

Olga mówi o słabości Unie Europejskiej, która „oddała mecz walkowerem”, o przywróceniu granic, podziale na „swoich” i „obcych”. Parę lat temu, kiedy Wielka Brytania po raz pierwszy powiedziała, że chce wypisać się z UE, napisałam tekst o próbach zjednoczenia Europy.... nieudanych próbach....


Dziś niepotrzebne były wojska, broń, czołgi, politycy, by podzielić cały kontynent na stare części, ustanowione w Jałcie i Poczdamie w czasie i po II wojnie światowej. Każde państwo zostało z wirusem sam na sam.

Noblistka nie kreśli wizji świata dnia jutrzejszego. Ja też tego nie uczynię. Na jednej z lekcji zapytałam kiedyś uczniów, czy znają książkę lub film pokazujący pozytywną wizję przyszłości Ziemi po katastrofie.

Nikt nie znał. Ja też nie.

„Na naszych oczach rozwiewa się jak dym paradygmat cywilizacyjny, który nas kształtował przez ostatnie dwieście lat: że jesteśmy panami stworzenia. możemy wszystko i świat należy do nas" - Olga Tokarczuk


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz