film na dziś "Żandarm na emeryturze"
Wczorajszy dzień, czyli pierwszy dzień
Świąt, minął tradycyjnie. Jak na kwarantannę przystało. Z
rodziną wymieniliśmy się potrawami. Przed blokiem oczywiście. Bez
żadnego kontaktu intymnego, bez podawania rąk ani przytulanek.
Pogoda natomiast była piękna.
Zaliczyłam trzy spacery z psem.
I policję widziałam!
A już zapomniałam jak wygląda na żywo. Ostatni raz widziałam
przedstawicieli prawa w pierwszych dniach kwarantanny. Spacerowali
wówczas po osiedlu i wypatrywali ludzi z naszej osiedlowej
„ławeczki”.
Potem ślad po policji na osiedlu
zaginął.
W akcji widziałam policjantów jedynie w
filmach gangsterskich oraz w sieci na filmikach dostarczanych przez
szarych obywateli.
Ostatnimi czasy nie był to ciekawy
widok. Panowie na czarno wlepiali mandaty małżeństwu i rodzeństwu
za chodzenie w odległości mniejszej niż dwa metry, za jazdę
rowerem na trzeźwo, zakup hamburgera, spacer z dzieckiem. Sami
oceniali co oznacza „wyjście z domu w ramach załatwianie
niezbędnych spraw”. Niektórych konieczność oceniania wyraźnie
przerosła i policja w pewnym momencie stała się tematem kpin.
Zwłaszcza kiedy inwalida na elektrycznym wózku zwiał im sprzed
nosa. Lub w momencie, kiedy policjant kazał się pojedynczemu
człowiekowi zapoznać z informacją, iż ów uczestniczył w
zgromadzeniu powyżej dwóch osób.
Lud filmował bzdury, umieszczał w
sieci i nawoływał do nieprzyjmowania mandatów. Bo niezgodne z
konstytucją.
Niektórzy przyjmowali, niektórzy nie.
Ci co przyjmowali, mówili, że w naszym kraju brak wszelkiej
stabilności a konstytucja łamana jest codziennie. Mandat może dziś
jest nieważny, ale jutro nocą przejdzie jakaś ustawa z datą
wsteczną i okaże się ważny.
W owym czasie nastąpiło zgromadzenie
przed wiadomym pomnikiem. Ludzi było powyżej dwóch, nie
zachowywali przepisowej odległości, nie nosili rękawiczek ani
maseczek. Policja nie interweniowała.
Oczywiście lud wzburzył się jeszcze
bardziej. Zobaczymy, co z tej burzy wyniknie.
W każdym razie ja wczoraj stojąc na
balkonie ujrzałam oznakowany wóz policyjny. Osobowy do tego. Znaczy
się nikogo łapać nie będą. Patrolują.
Przejechali wolno pomiędzy blokami.
Nawet na moje tzw. podwórko zajechali.
Znaczy się są. A już myślałam, że
miasto zostało bez obstawy....
Miałam ku temu powody. Wszak ja mam
psa i legalnie chodzę po osiedlu. W południe i późnym wieczorem.
Jeszcze nigdy w ciągu owych 32 dni nie spotkałam żywych
policjantów na osiedlowych terenach rekreacyjnych. Nikt mnie nie
zaczepił. Nikt nie zapytał o zdrowie. Nikt się do niczego nie
przyczepił.
Zupełnie jak za czasów przed zarazą.
Zdarza mi się wracać do domu po
północy. Biorę wówczas psa i wyprowadzam na ostatni przed snem
spacer. Z reguły wracam z jakiejś imprezy, czyli jestem w dobrym
humorze. Żeby go utrwalić – biorę ze sobą piwo.
I tak sobie idę. I tak sobie marzę,
żeby mnie ktoś tak przyłapał i wsadził mandat za picie alkoholu
w miejscu publicznym.
Nic z tego. Nikogo. Dosłownie nikogo
nie ma.
Teraz i przedtem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz