film na dziś "Surogaci"
I od dziś . Maska na twarz. Dobrze, w
porządku, spoko. Nałożę. Tyle tylko, że mojej pomadki mi żal...
W czas kwarantanny, czas nie całkowicie
normalny, maluję powieki na zajebiście różowy kolor. Takim
cieniem, który w całej palecie cieni omijałam szerokim łukiem.
Pędzelka oczywiście. Do tego dokładałam zajebiście czerwoną
pomadkę, zwaną inaczej szminką. ( To wyjaśnienie dla facetów,
którzy nie kumają kosmetycznej terminologii).
Teraz czerwieni na ustach już nie
będzie. Co prawda znajoma podesłała mi link do filmiku, jak ładnie
wymalować maseczkę, ale za dużo roboty. Bo to i podkład trzeba, i
puder, i coś tam jeszcze, by z białej maseczki uzyskać efekt
takiego Jokera.
Wolałam sobie go kupić. W ogóle to
kupiliśmy maseczki rodzinnie. Syn teraz zakłada wściekłe usta
Hulka. Twarz jak na Halloween. Ja wybrałam Jokera. Czekam na
dostarczenie do domu. Jak by nie patrzeć, strój na tegoroczne
święto duchów już jest. Podejrzewam, że 31 października
najwięcej będzie jednak koronawirusów.
O tym, jak się nosi maseczki, na pewno
jeszcze nie raz napiszę.
Druga sprawa jest poważniejsza.
Wczoraj, tuż przed zalegnięciem w łożu, trafiłam w sieci na
przerażającą wypowiedź. Człowiek, nie przebierając w słowach,
wyzywał i wyklinał ministra zdrowia. Ten miał powiedzieć, że
stan wirusowy będzie panował tak długo, jak długo wszystkich się
nie zaszczepi. Krzyczący do kamery mężczyzna twierdził, że to
będzie ludobójstwo, a stoją za tym najbogatsi tego świata z
Billem Gatesem na czele.
Oczywiście Bill Gates przyśnił mi
się w nocy, jak wstrzykiwał mi coś w prawe ramię (spałam na
lewym boku).
Nie, rano nie weryfikowałam wypowiedzi
ani ministra, ani krzyczącego pana. Dorwałam się do jakiegoś
romansu z czasów napoleońskich. Taka praca socjologiczna. Muszę
przez niego przebrnąć, żeby uzyskać odpowiedź, dlaczego tysiące,
ba, miliony kobiet uwielbiają tego typu literaturę.
Wracajmy do szczepionki...
Na początku narodowej kwarantanny
dotarła do mnie teoria spiskowa mówiąca właśnie o szczepionkach.
Każdy obywatel na Matce Ziemi miał być obowiązkowo zaszczepiony.
Czy to na koronę, czy na sarsa czy na wściekliznę, to nieistotne.
Najważniejsze, żeby wszczepić mu mikroczip. Ten czip pozwoliłby
na jeszcze większą permanentną inwigilację, o której w czasach
Związku Radzieckiego nawet nie marzono. Urządzenie kontrolowałoby
nasze nerki, wątrobę i uzębienie. Gorączkę oczywiście też. I
tak człowiek chory – siedzi w domu, zdrowy – baluje.
Szczerze mówiąc nie mam nic przeciwko
takiemu czipowi. Koleżanka, z którą o tym rozmawiałam, też nie.
Zamiast łazić po lekarzach i łykać lekarstwa na żołądek, od
razu będzie wiadomo, że to wątroba. Proste zalecenie – mniej
alkoholu i w porządku.
Sprawą problematyczną jest, czy
mikroczip będzie kontrolował nasz umysł. Czy będzie kierował
naszym życiem osobistym? W kim się zakochać? Czy pokieruje, jak
głosować w wyborach? Takich tych najbliższych na przykład....
Ja nie żartuję. Ja się nie śmieję.
Poczytajcie Juliusza Vernea. Facet żył
na przełomie stuleci, a jakie rzeczy wymyślił! Fascynował mnie,
kiedy byłam w szkole średniej. Wchłaniałam powieść za powieścią
zachwycając się wynalazkami ich bohaterów. Ponad sto lat temu
uchodziły za wymysł pisarza, zaliczano je do pojęcia „fantastyka
naukowa”.
A kto z Was zna film „Surogaci” ? Akcja filmu
rozgrywa się w 2017 (!!!) roku. Ludzie żyją w całkowitej
izolacji, a jedyny kontakt między nimi następuje za pomocą
robotów, które są udoskonalonymi wersjami ich samych!
Jak niewiele nam brakuje do tego, by
wydarzenia w filmie stały się autentyczne! W domach już siedzimy,
zamiast robotów mamy komputery.... na razie.... na razie... póki
co... póki co....
Jedną z rzeczy, której bardzo mi brak
w czasie kwarantanny, jest biblioteka. Uwielbiam szperać w
książkach, zwłaszcza starych. Chyba po zakończeniu tej całej
hecy, zacznę nałogowo czytać właśnie Vernea. W jego twórczości
na pewno znajdę odpowiedź, co też szykuje nam Bill Gates...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz