film na dziś "Wodny świat"
Rety, to już trzy tygodnie odkąd
siedzimy na tylnej części ciała w domach i patrzymy, jak wali się
świat, który do tej pory znaliśmy!
Oj, bo się wali. Niby te bloki jeszcze
stoją, niby te sklepy jeszcze pracują, ale taki zakład fryzjerski
już nie pracuje, taki gabinet kosmetyczny, który widzę z balkonu – nie
pracuje. Taki sklep z częściami do aut, otwarty parę dni przez godziną zero, też nie pracuje.... Pizzeria co prawa otwarta od 10 do 22, można na wynos,
można z dowozem, ale tłumów przed nią nie widzę.
Otwarty jest
punkt „Lotto”. Ale czy warto grać? W przypadku małej wygranej,
trzeba odebrać osobiście gotówkę. Wiadomo, wirusy na forsie. W
przypadku wygrania milionów – trzeba jechać, osobiście
dostarczyć kupon i dać zlecenie przelewu. A ile niespodzianek, (w
postaci innego człowieka) może człowieka czekać na takiej S8 w
stronę Białegostoku lub Warszawy? Nie, zdecydowanie nie gram.
Wczorajsze tzw. obostrzenia (uczniowie
zapamiętajcie ten wyraz, podczas najbliższego egzaminu na pewno
wystąpi!) nie dotknęły mnie w najmniejszym stopniu. Co prawda
roześmiałam się z odległości dwóch metrów między najbliższymi
członkami rodziny na spacerze, ale potem stwierdziłam, że to sens
jakiś jednak ma.
Zawsze idąc z sąsiadem na spacer
można patrolowi milicyjno – wojskowemu (takowe mają być)
powiedzieć, że to kuzyn, bardzo bliski. I co patrolujący zrobią?
Drzewo genealogiczne będą sprawdzać? Aha, inne nazwisko.... Nic z
tego. Kuzyn nie po mieczu, a po kądzieli.
A propo patroli.... czekam, aż się
pojawią. Paru moich uczniów poszło do policji. Może się na nich
natknę? Do tej pory widziałam ich tylko w autach objeżdżających
ulice mego osiedla.
O czym to dziś miałam pisać, skoro
wczoraj nic się nie wydarzyło? Aha, o ekologii...
Nie wiem jak wy, ale ja produkuję
zdecydowanie mniej śmieci. Mniej kupuję, mniej wyrzucam. Nie, nie
chodzi o żarcie. Chodzi o opakowania.
Syn raz w tygodniu przywozi mi zakupy
według listy przeze mnie sporządzonej. Zamiast sześciu małych paczek
ciastek (do kawy oczywiście), dwie duże. Zamiast kilograma
ziemniaków co dwa dni, kilka raz na tydzień. W jednym opakowaniu.
Zamiast 2x0,5 litra, raz jeden litr.... a co, nie można? Hi hi ha
ha!
Tak więc woreczków foliowych mniej.
Reklam w skrzynce na listy brak. Makulatury mniej. Częściej niż
zwykle wykorzystuje do picia „kranówę”, oczywiście po
przegotowaniu. Mimo iż władze miasta, zarówno Wałbrzycha jak i
Łomży, mówią, że taka bezpośrednia z kranu jest OK, to mój
organizm ją zdecydowanie odrzuca. W toalecie.
Pustych butelek po wodzie produkuję
zatem zdecydowanie mniej.
Nie chodzę do swoich ulubionych szmateksów. Nie kupuję „nowych” ciuchów. W wyniku owych zakupów zawsze wymieniałam garderobę. Stare wyrzucałam. Dziś nie wyrzucam. Jak dłużej ta kwarantanna potrwa, to pewnie będę cerować. ( Hi hi, młode pokolenie wie, co oznacza słowo "cerować"?) Przeszywać nie będę, bo jak już wiecie, mam popsutą maszynę do szycia.
No niestety, prądu nie oszczędzam.
Jak nie laptop, to telewizja lub gramofon jest na chodzie, światło
tez czasami włączę.... mam co prawda kilka balkonowych świetlików
na baterie słoneczne, ale one nie oświetlą mi pokoju. Jeden duży
przez cały dzień zbiera światło na balkonie, a nocą służy za
takie nocne oświetlenie, żeby człek do toalety trafił... Chyba w
tym roku muszę zainwestować w większą ilość lampek na baterie
słoneczne....
Sąsiedzi też żyją ekologicznie.
Mało jeżdżą samochodami. Praktycznie przez cały dzień parking
przed moim oknem jest zajęty. Przed kwarantanną do 14.00 bywał
całkiem pusty.
Aha, pytacie jak wygląda śmietnik na
moim podwórku.... no, niestety.... sąsiedzi się remontują.
Oczywiście, że część wywozi swe odpady, ale część....
tradycyjnie zostawia. I jest bajzel. Na szczęście dozorca
codziennie rano próbuje to ogarnąć. A śmieciarki regularnie
wywożą. Z tej strony epidemia nam nie grozi.
Koniec na dziś. Trzymajcie się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz