środa, 29 kwietnia 2020

Narodowa kwarantanna XLVIII – Branża funeralna i sklep ogrodniczy


                film na dziś "Zgon na pogrzebie"

Zacznijmy od tego, że wczoraj, późną nocą, podczas ostatniego zerkania w internet, zamroczyło mnie. To znaczy zamroczyła informacja, że „ Branża funeralna nie wierzy w zabójczy efekt epidemii. Spadek liczby pogrzebów”. Przeczytałam dokładnie kilka razy, bo myślałam, że to jakiś żart.... no nie... ponoć tak jest.
Co prawda tłumaczenie dlaczego tak jest, było w tekście już nie do końca jasne. Ale jeśli rzeczywiście tak jest? Sprawa robi się wyjątkowo ciekawa.

Wśród swoich znajomych zrobiłam ankietę, kto zna kogoś, kto chorował.

Nawet córka pracująca w stolicy, wykonująca zawód podwyższonego ryzyka, nikogo takiego nie zna. O innych nie wspomnę.

Oczywiście, że w chorobę wierzę. W każdą chorobę wierzę. W siłę grypy też. Dziesięć lat temu na powikłania pogrypowe zmarła moja koleżanka. Kiedyś wybrałam się na urlop dwa tygodnie po przebytej ciężkiej grypie. Większość czasu spędziłam w pokoju. Była bardzo osłabiona.

W ciężki przebieg choroby oczywiście, że wierzę. Każdej choroby.

Czy ktoś z was chorował na „różyczkę” w wieku 18 lat? Albo na „świnkę” w wieku 32? Ja miałam „różyczkę”, sąsiadka wraz z synem chorowała na „świnkę”. Nawet nie wiem, jak opisać przebieg owych chorób u osób dorosłych. Do tej pory na wspomnienie, dreszcze chodzą mi po ciele.

Do dziś pamiętam anginę z 40 stopniami gorączki. Utrata przytomności, majaczenie, jakieś obrazy przed oczyma, odór z gardła i zastrzyki dwa razy dziennie.

Każda choroba może mieć łagodny lub ciężki przebieg. Na każdą można umrzeć. Każdą trzeba leczyć. Małego, wrednego hitlerka też trzeba przegonić.

Tyle o artykule z wczorajszego wieczoru, który zakończył pierwszy, szalony dzień.

Był starannie zaplanowany. Wraz z synem mieliśmy zrobić zakupy. Ja postanowiłam po raz pierwszy od pięćdziesięciu dni zaatakować sklep wielkopowierzchniowy, syn kupić obrzeża betonowe. W planach był wspólny wyjazd na działkę.

Najpierw poszłam do sklepu ogrodniczego. Wchodzę. Dwie kasy. Obie za tzw. wiszącą z sufitu pleksą. Dziadek działkowiec kupuje cebulki roślin. Te weźmie, tamtych nie. A jakie są te? Duże wyrosną? Wszystkie cebulki – sadzeniaki znajdują się na ladzie. Pokornie stoję w odległości dwóch metrów. Ale co to? Za mną ustawia się kolejka. Pani w maseczce prawie mnie dotyka. Chcę się odsunąć. Gdzie? Dokąd? Za panią – facet bez maseczki. Naciera na panią. Ta się nie odsuwa. Widocznie lubi, jak ktoś się do niej przylepia.

Docieram do lady. Środek owadobójczy na drzewka. Nasiona „Łąka kwietna”. Nie ma, wykupione. Ale mogę przecież kupić kilka opakowań innych polnych kwiatków i wymieszać. „Proszę mi coś zaproponować” - mówię do pani. I wtedy pani pozostawia pleksę w spokoju, wychodzi i zaprasza mnie do witryny z nasionami. Żadnej odległości. To samo z sekatorem. Też pokazuje mi kilka sztuk...

Teraz już wiem, że jeśli zapadnę na małego, wrednego hitlerka, to znaczy, że złapałam go w tym sklepie.

W wielkopowierzchniowym jest już idealny porządek. Na podłodze oznaczenie, gdzie są owe dwa metry. Ludzi niewiele. Z półek biorę to, co mam na liście. Czekam na telefon od syna. Ma zadzwonić, kiedy stanie przed sklepem, żeby mnie z zakupami zabrać do domu. Nie dzwoni. Objeżdżam sklep jeszcze raz.

Dawno nie piłam vermutu.

O, wafelków kokosowych też dawno nie jadłam.

Może jeszcze raz na mięsny? W sumie, czemu nie... mogę tę szynkę w promocji kupić. Wrzucę do zamrażalnika. No i co z tego, że wczoraj postanowiłam wyjeść wszystko i lodówkę odmrozić?

I tak w oczekiwaniu na transport kupiłam jeszcze kilka rzeczy poza listą. Kasa mnie podliczyła.

Zaczynam marzyć o kwarantannie i przywożeniu mi zakupów przez syna. Tylko z listy.

A na działkę nie pojechałam, Okazało się, że owe obrzeża są tak ciężkie, iż auto nie wytrzymałoby dodatkowego pokaźnego ciężaru w postaci mojej osoby. Syn zawiózł moje zakupy na chatę, a ja poszłam pieszo.

I wiadomość z dzisiejszego ranka – w Łomży jest czterech chorych na wiadomą chorobę. Wszyscy leczą się w domu.

Lokalne firmy pogrzebowe znowu nie zarobią....


2 komentarze:

  1. Grażka to co przeczytałam to jest prawda sama DOŚWIADCZYŁAM to w sklepie mięsnym i przeżyłam szok bo nie byłam od półtora miesiąca po zakupy a wczoraj diabeł mnie podkusił - nigdy więcej lubię Twój komentarz jest SUPER

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma żadnej epidemii, nie ma żadnego wirusa. Amen

    OdpowiedzUsuń