film na dziś "Dzień świstaka"
Oczywiście, że noszę maseczkę.
Wczoraj wypróbowałam taką z ręczników papierowych i zszywek
biurowych. Zdecydowanie lepsza. Łatwiej oddychać. Koleżanka
powiedziała mi, że jeśli mam kłopoty z oddychaniem to maseczki
nie muszę nosić.
Dobrze powiedzieć... a jak ja
udowodnię, że mam bezdech, gdy zaczepi mnie taki patrol
inwigilacyjny? Padnę przed nimi i stracę przytomność? Karetka
przyjedzie za trzy godziny. Wywiozą mnie do szpitala odległego o
100 km od Łomży, bo w tych bliżej już nie ma miejsc. Tam zarażę
się małym, wrednym hitlerkiem i wrócę do jednoimiennego
łomżyńskiego szpitala. Rodzina poddana zostanie kwarantannie, a
pies trafi do schroniska, bo nie będzie miał kto go wyprowadzać.
Nie, odpuszczę sobie brak oddechu. Na
dzień maseczka z ręcznika, na wieczór bawełniana. Noszona na
brodzie jak nikogo nie będzie w pobliżu i zakładana w przypadku
pojawienia się człowieka. Około 22.00 widok rzadki.
Właściwie zadzwoniłam do koleżanki,
mieszkającej w stolicy, by zadać pytanie „I co tam u ciebie?”.
Odpowiedziała, że bardzo dobrze.
Nareszcie się wysypia. Pracuje
zdalnie. Wstaje za dziesięć ósma. Włącza latopa i melduje się
na stanowisku pracy. Po czym idzie do kuchni, szykuje śniadanie,
porozmawia z rodziną, też pracującą zdalnie, która też już w
pracy się zameldowała. Wszyscy się spokojnie najedzą, wymienią
poglądy, opowiedzą sny i idą do swych urządzeń popracować.
Normalnie rodzina wstawała o szóstej.
Łykała w biegu byle co, narażając się na wrzody żołądka.
Jeden drugiego poganiał i przeganiał w łazience. Do tego każdy
musiał dotrzeć do miejsca pracy przebijając się przez warszawskie
korki. Nawet rowerem łatwo nie było.
Do tego koleżanka ma ogród, taras i
balkon. Żyć, nie umierać.
Oczywiście wychodząc z domu, wszyscy
są zamaskowani, bo policja czuwa. Akurat przedstawicieli tej
instytucji w stolicy jest sporo. Nawet mają jakiś niebezpieczny
sprzęt. To znaczy, mają sprzęt do zabezpieczenia bezpieczeństwa,
sorry, zapewnienia bezpieczeństwa. Taki sprzęt będzie służył
obronie ludu, gdy lud się zbuntuje.... czy coś w tym rodzaju.... W
sumie koleżanka nie powiedział co konkretnie stoi w stolicy, więc
nie będę was tu w błąd wprowadzać.
W każdym razie tej koleżance jest
dobrze.
Druga siedzi w mieszkaniu i wygląda
czasami przez okno. Niestety, jej okna wychodzą na mało uczęszczaną
ulicę i kawałek podwórka z placem zabaw, który jak wiadomo jest obecnie zamknięty. Czasami przemknie jakiś człowiek. Teraz w masce
oczywiście. Znajoma w wąskim zakresie korzysta z internetu. Ogląda
głównie TVPis. Czuje się jak ekspert polityczny. Uważa, że
wszyscy politycy są tacy sami, a wuc miał prawo jechać na
cmentarz.
Kolejna ma problem ze zdrowiem kota.
Leczy go już kilka tygodni, bez rezultatu. Wszystkie inne sprawy ma
gdzieś.
Zaczęłam się zastanawiać nad swoim
życiem. Dobrze mi, czy źle?
Niestety, dobrze.
Przyzwyczaiłam się
do siedzenia w domu z trzykrotnym wyjściem na spacer z psem.
Przyzwyczaiłam się do wysyłania listy zakupów i dostarczania ich
przez syna przed sam nos.
Przyzwyczaiłam się do ustalonego
przez siebie, na początku narodowej kwarantanny, rozkładu dnia.
Przyzwyczaiłam się do prowadzenia
rozmów z własnym psem. Niedługo pies zapewne mi odpowie.
Przyzwyczaiłam się do powtórek w
telewizjach.
Odzwyczaiłam się od ludzi.
Widzę ich z balkonu, stojących w
przepisowych kolejkach.
Rozmawiam z nimi przez telefon.
Wymieniam poglądy poprzez internet.
Nie kochani, to nie jest dobre....
Muszę wrócić do normalności....
Muszę się zmusić do wyjścia
do jakiegoś sklepu....
Może nastąpi to dziś?
Może na początek
warto skoczyć do sklepu po piwo w normalnej butelce?
Wypić jak
normalny człowiek... zamiast przelewać z puszki do szklanki?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz