sobota, 18 kwietnia 2020

Narodowa kwarantanna XXXVII – W maseczce po piwo


                   film na dziś "Dzień świstaka"

Oczywiście, że noszę maseczkę. Wczoraj wypróbowałam taką z ręczników papierowych i zszywek biurowych. Zdecydowanie lepsza. Łatwiej oddychać. Koleżanka powiedziała mi, że jeśli mam kłopoty z oddychaniem to maseczki nie muszę nosić.

Dobrze powiedzieć... a jak ja udowodnię, że mam bezdech, gdy zaczepi mnie taki patrol inwigilacyjny? Padnę przed nimi i stracę przytomność? Karetka przyjedzie za trzy godziny. Wywiozą mnie do szpitala odległego o 100 km od Łomży, bo w tych bliżej już nie ma miejsc. Tam zarażę się małym, wrednym hitlerkiem i wrócę do jednoimiennego łomżyńskiego szpitala. Rodzina poddana zostanie kwarantannie, a pies trafi do schroniska, bo nie będzie miał kto go wyprowadzać.

Nie, odpuszczę sobie brak oddechu. Na dzień maseczka z ręcznika, na wieczór bawełniana. Noszona na brodzie jak nikogo nie będzie w pobliżu i zakładana w przypadku pojawienia się człowieka. Około 22.00 widok rzadki.

Właściwie zadzwoniłam do koleżanki, mieszkającej w stolicy, by zadać pytanie „I co tam u ciebie?”. Odpowiedziała, że bardzo dobrze.

Nareszcie się wysypia. Pracuje zdalnie. Wstaje za dziesięć ósma. Włącza latopa i melduje się na stanowisku pracy. Po czym idzie do kuchni, szykuje śniadanie, porozmawia z rodziną, też pracującą zdalnie, która też już w pracy się zameldowała. Wszyscy się spokojnie najedzą, wymienią poglądy, opowiedzą sny i idą do swych urządzeń popracować.

Normalnie rodzina wstawała o szóstej. Łykała w biegu byle co, narażając się na wrzody żołądka. Jeden drugiego poganiał i przeganiał w łazience. Do tego każdy musiał dotrzeć do miejsca pracy przebijając się przez warszawskie korki. Nawet rowerem łatwo nie było.

Do tego koleżanka ma ogród, taras i balkon. Żyć, nie umierać.

Oczywiście wychodząc z domu, wszyscy są zamaskowani, bo policja czuwa. Akurat przedstawicieli tej instytucji w stolicy jest sporo. Nawet mają jakiś niebezpieczny sprzęt. To znaczy, mają sprzęt do zabezpieczenia bezpieczeństwa, sorry, zapewnienia bezpieczeństwa. Taki sprzęt będzie służył obronie ludu, gdy lud się zbuntuje.... czy coś w tym rodzaju.... W sumie koleżanka nie powiedział co konkretnie stoi w stolicy, więc nie będę was tu w błąd wprowadzać.

W każdym razie tej koleżance jest dobrze.

Druga siedzi w mieszkaniu i wygląda czasami przez okno. Niestety, jej okna wychodzą na mało uczęszczaną ulicę i kawałek podwórka z placem zabaw, który jak wiadomo jest obecnie zamknięty. Czasami przemknie jakiś człowiek. Teraz w masce oczywiście. Znajoma w wąskim zakresie korzysta z internetu. Ogląda głównie TVPis. Czuje się jak ekspert polityczny. Uważa, że wszyscy politycy są tacy sami, a wuc miał prawo jechać na cmentarz.

Kolejna ma problem ze zdrowiem kota. Leczy go już kilka tygodni, bez rezultatu. Wszystkie inne sprawy ma gdzieś.

Zaczęłam się zastanawiać nad swoim życiem. Dobrze mi, czy źle? 

Niestety, dobrze. 

Przyzwyczaiłam się do siedzenia w domu z trzykrotnym wyjściem na spacer z psem. 

Przyzwyczaiłam się do wysyłania listy zakupów i dostarczania ich przez syna przed sam nos.

Przyzwyczaiłam się do ustalonego przez siebie, na początku narodowej kwarantanny, rozkładu dnia.

Przyzwyczaiłam się do prowadzenia rozmów z własnym psem. Niedługo pies zapewne mi odpowie.

Przyzwyczaiłam się do powtórek w telewizjach.

Odzwyczaiłam się od ludzi.

Widzę ich z balkonu, stojących w przepisowych kolejkach.

Rozmawiam z nimi przez telefon.

Wymieniam poglądy poprzez internet.

Nie kochani, to nie jest dobre.... 

Muszę wrócić do normalności.... 
Muszę się zmusić do wyjścia do jakiegoś sklepu.... 
Może nastąpi to dziś? 
Może na początek warto skoczyć do sklepu po piwo w normalnej butelce? 
Wypić jak normalny człowiek... zamiast przelewać z puszki do szklanki?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz