piątek, 22 marca 2019

Jak ongiś świętowano....

8e25daf38f17546ec66e5445b38f2922


tekst z sierpnia 2018

No i proszę, upał nie odpuszcza. Człek siedzi w zaciemnionym mieszkaniu, wiatrak mu w twarz dmucha, pies dyszy, różne myśli do głowy przychodzą.... Nie, nie samobójcze. Takie o wszystkim i o niczym. Napisałoby się coś, ale co? A do tego różni mądrzy każą powyłączać wszystkie urządzenia elektryczne, bo powodują dodawanie dodatkowych stopni Celsjusza w pomieszczeniu zamkniętym...

A co tam, wyklikam coś na tym włączonym laptopie.... Może o świętach? Takich różnych....

Zacznijmy od tych, co minęły.

Właśnie cała Polska uczciła rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Od dłuższego czasu jest ta rocznica jest hołubiona przez młodzież. Za moich czasów też podziwialiśmy powstańców. Bo to nieprawda, że za komuny nikt o powstaniu nie mówił, bo skąd niby miałam o nim wiedzieć? Będąc uczennicą podstawówki, a potem ogólniaka, zachwycałam się wierszami Baczyńskiego, uczyłam się piosenek powstańczych, oglądałam filmy: „Kanał”, „Kolumbowie”, „Eroica”.... Samych zaś obchodów szczegółowo nie pamiętam.... wyjaśniam dlaczego.

Rocznica wybuchu powstania, jak i wcześniejsze Święto Odrodzenia Polski – 22 Lipca przypadało w czasie wakacji. Jako że całe swoje życie chodziłam do szkoły, w czasie wakacji wypoczywałam na koloniach, obozach, w ukochanym Wałbrzychu, u rodziny w Kłodzku.... I gdzieś owe święta przechodziły po prostu bokiem....

Ale jedno utkwiło mi w pamięci szczególnie.

Latem 1974 roku pojechałam w odwiedziny do rodziny w Słupsku. Rodzina składała się z wujka, cioci i starszego o rok kuzyna. Kuzyn miał duże grono kolegów i koleżanek. To zapowiadało bardzo udany pobyt. Wszyscy byliśmy nastolatkami z poczuciem humoru i wielką energią, jak na nastolatka przystało.
Nie inaczej było w 1974. Podwórko na poniemieckiej słupskiej ulicy należało do nas. Pogoda nam sprzyjała, zatem spędzaliśmy praktycznie cały czas wśród zieleni (czytaj krzaków, które idealnie maskowały pierwsze papierosy i wino marki wino). Czasami ruszaliśmy w miasto, które w tym momencie też do nas należało.

Na gramofonach marki Bambino szalał przebój „Radość o poranku”. Rzeczywiście o poranku, znaczy się ok. 10.00 z okien rozlegały się ów przebój informujący otoczenie, że nastolatek właśnie wstał z wyra. Kto gramofon, zwany inaczej adapterem, miał, ten wystawiał głośnik w oknie i włączał go „na full”. I zabawa – kto głośniej! Za długo płyta nie grała. Sąsiadki zaraz wszczynały alarm i koncert się kończył.

I zupełnie nie rozumiem dlaczego ciocia i wujek zostawili mnie z kuzynem samych na kilka dni i pojechali do rodziny na wieś...

I się zaczęło! Mieliśmy wolną chatę! Papierosy, tanie wino, podszczypywanie dziewczyn, wielkie przeboje ABBY z głośnika „na full”. I tak do północy! Wtedy wkraczały matki nastolatków i zabierały potomstwo do 
domu.

Kiedy ciocia wróciła, oczywiście powiadomiono ją o ekscesach w jej mieszkaniu. Oczywiście, że się przyznaliśmy, „Waterloo” ABBY też było na płycie...

Dostaliśmy karę. Jako że następnego dnia było święto, mieliśmy iść do kościoła, pomodlić się i odpokutować za grzechy.

Oczywiście posłusznie udaliśmy się do świątyni. Byłą otwarta, ale pusta. Kuzyn był zdziwiony, o tej porze powinna być msza... Poszliśmy do drugiego kościoła. To samo. Sprawdziliśmy informację o godzinach mszy. Powinna być, a nie ma. Zaliczyliśmy trzeci kościół. To samo. Wróciliśmy do domu z informacją, że żadnej mszy nie ma.

Ciocia oczywiście posądziła nas o niechęć do modlitwy. Sama jednak miała dużo pracy z przywiezionymi ze wsi płodami rolnymi i do kościoła się nie wybrała. Nam za karę kazała siedzieć w domu.
I tak sobie siedzieliśmy, czytaliśmy, próbowaliśmy rozmawiać, aż wreszcie włączyliśmy telewizor.

Wtedy nadeszło olśnienie.

Dowiedzieliśmy się, że jest 22 Lipca, czyli Święto Odrodzenia Polski, święto jak wiadomo państwowe, którego kościół nie święcił.

I było to jedyne owe święto, którego przebieg pamiętam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz