środa, 20 marca 2019

Skutki uboczne

 
eme
Takie sobie wspomnienia ...

Nie wiem, kto wymyślił twierdzenie, że praca zawodowa to przyjemność, a przejście na emeryturę to tragedia.

Nic bardziej błędnego. Emerytura to wolność, nawet bez pieniędzy. Praca zawodowa to uwiązanie i uzależnienie. Mimo pieniędzy.

Oto mnie, emerytowi z siedmioletnim stażem, trafiła się kura znosząca złote jajka (znaczy się szmal), czyli praca na półtora etatu w gimnazjum o charakterze wiejskim, dwadzieścia kilka kilometrów od miejsca mego stałego zameldowania. 
Przepracowałam całe siedem miesięcy. Żyję, ale jak….

Przytyłam całe sześć kilo. Mój ruch został ograniczony do przejścia ze swego bloku pod blok koleżanki dojeżdżającej samochodem do owej szkoły. Szłam codziennie całe siedem minut razy dwa, bo z pracy też. Potem pozostawał tylko „dyżur” na korytarzu szkolnym. Takie łażenie tam i z powrotem, tam i z powrotem. Jak na spacerniaku w Alcatraz. Próbowałam korzystać ze szkolnej siłowni. Przestraszyłam uczniów. Pal ich licho. Gorzej było z higieną. Po intensywnych ćwiczeniach nie miałam gdzie się porządnie umyć. I jak tu wsiadać do eleganckiej fury koleżanki?

Jako emeryt codziennie spaceruję ok. dwóch godzin z psem. Chodzę na gimnastykę 50+, korzystam z plenerowej siłowni. Dwa razy w tygodniu odwiedzam oddalone od domu szmateksy. Ruchu mam bardzo dużo, a tu…. W szkole spędzałam przepisowe osiem, czasami dziewięć godzin, gdyż koleżanka tyle pracowała, a ja musiałam na nią czekać, bo rozkład jazdy autobusów był zupełnie nieprzystosowany do mojego planu lekcji. Wracałam zmęczona, z bólem głowy i brakiem chęci do życia.

Cierpiał mój pies. Sąsiedzi skarżyli się, że czasami wyje. Po czterech miesiącach okazało się, że ma ataki padaczkopodobne. Weterynarz wysnuł teorię, że biedactwo przeżywa stres z powodu mojej długiej nieobecności.
Jako osoba troszcząca się o stan swego umysłu czytam i piszę. Będąc nauczycielem na półtora etatu moje czytanie ograniczyło się do lektury uczniowskich wypracowań, a pisanie do opisywania owych.

O stanie zdrowia strach wspominać. Brak ruchu, oprócz kilogramów, spowodował ból kręgosłupa. Gardło, znaczy się krtań ze strunami głosowymi, w stanie szczątkowym. Cukier podwyższony. Nerwy nadszarpnięte. Sen zakłócony. Na emeryturze śpię spokojnie, budzi mnie pies, z reguły o 8.30. Jako pracownik budził mnie przeraźliwy dźwięk z „komórki” o 6.00.

Obecnie są wakacje. Korzystanie z nich rozpoczęłam od wizyty u foniatry (taki lekarz od nauczycieli), ortopedy (ten od kręgosłupa) i diabetologa (taki od cukru). Pierwszy kazał robić inhalacje i nie gadać przez dwa tygodnie. Drugi wysłał na siłownię, a trzeci kazał koniecznie przypomnieć sobie, na czym polega dieta cukrzyka. Pies też dostał prochy, żeby ataków nie było.

No i co z tego, że stan mego konta się mocno poprawił? Nie, moi kochani, praca zawodowa to nic przyjemnego. Niech żyje emerytura!”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz