sobota, 16 marca 2019

Jak żyć - na wesoło

 
z13731649Q

Tekst ze stycznia 2018

Mamy zatem nowy rok, nowe postanowienia, nowe przyrzeczenia i stare kłopoty. Spraw tyle, że nie sposób wszystkiego ogarnąć. Zabiorę się więc za podstawową, która wpłynie decydująco na nasze życie w tym roku.

Otóż po godzinie dwudziestej drugiej alkoholu w Polsce nie kupisz. Tak ma być i pewnie tak będzie. Pokolenie wyrosłe i dojrzałe w tzw. wolnym kraju sprawy nie kuma. Abstynenci twierdzą, że tak trzeba, pijący pytają „po co?”, a alkoholicy mają wszystko gdzieś, bo ci procenty znajdą zawsze. W postaci syropu na przykład.

Będąc osobą z pokolenia komuchów czuję się w obowiązku przedstawienia zagadnienia z punktu widzenia przeszłości. Nie, o prohibicji w Ameryce nie będzie. Nie nasze małpy, nie nasz cyrk. My mamy swoją ukochaną „komunę”. A było wówczas tak:

Funkcjonowały sklepy nazywane oficjalnie „Monopolowymi”. Na półkach stał tylko alkohol w różnej postaci. Na samym dole było wino marki „Wino”, „Patykiem pisane”, „Perła Mazowiecka”... Nazwy były swojskie, procenty niewielkie, a jakiś związek siarki ładnie się wypalał przy robieniu grzańca. W wybranych sklepach były również stoiska z „monopolem”. Układ towarów ten sam.
I wszystko to było dostępne dla obywatela po godzinie trzynastej. Do tej pory obowiązywała godzina milicyjna. O ile mnie skleroza nie myli, sprzedaż % od tej godziny podyktowana była troską o stan gospodarki narodowej. Taki obywatel PRL-u wstawał rano i szedł do roboty, by budować socjalistyczną Ojczyznę (wtedy jakoś mało mówiono o pracy na rzecz samego siebie). Nic go nie kusiło, żeby robotę przerwać i napić się z kolegami. Popracował, narobił się, natyrał i o wskazanej godzinie już mógł spożyć to i owo.

(Owa godzina tak weszła memu pokoleniu w krew, że niektórzy nadal uważają, iż picie należy zacząć po „Aniele Pańskim”, znaczy się po 12.00)

Dziwnym zbiegiem okoliczności symbolem pijaństwa byli wówczas …. budowlańcy, co zostało również uwiecznione w serialu „Alternatywy 4”. A dziwne to były czasy... budowano dużo i ciągle było za mało... teraz buduje się mniej i ciągle mieszkania są na sprzedaż....
Taki budowlaniec połączył z rana kilka wielkich płyt, które stoją do dzisiaj, a potem mógł z czystym sumieniem wyskoczyć na „jednego”.

Obecny zakaz wydaje mi się dziwny.... Dlaczego ta godzina policyjna po dwudziestej drugiej? Zachęta do picia od rana? Komunistyczna „trzynasta” miała chyba więcej logiki. Czyżby naród rzeczywiście najwięcej pił nocą? Nie rozkminiłam tej decyzji.... niech koń się martwi, ma większy łeb.

No dobra, lećmy dalej. Jak wiadomo ongiś sklepy zamykano wcześniej, a w niedzielę były nieczynne. Te z alkoholem też. Wiadomo również, że najwięcej chce się pić, kiedy człowiek niedopity i brak pełnych butelek. Czasami nagle szwagier przyjechał, teść się pojawił na niedzielnym obiedzie... A czasy były takie, że ludzie samochodów nałogowo nie mieli. Każdy mógł wypić. Teściowa też. Wtedy oczywiście niezawodna była „babka” lub „ciotka”, czyli prywatny sklep monopolowy zwany potocznie „meliną” lub skrótowo „metą”. Gdzie się znajduje najbliższa w okolicy, wiedzieli wszyscy, ówczesna milicja też. Ciche przyzwolenie władzy na cenną prywatną inicjatywę. Taka „babka” w mojej okolicy kupowała wódę w Peweksie za bony PKO (odpowiednik dolarów). Oczywiście sprzedawała z marżą. Zawsze było drożej, ale BYŁO! Człek wypił, pragnienie zaspokoił.

Kiedyś uczestniczyłam w popogrzebowej modlitwie różańcowej w domu, gdzie owa „meta” się mieściła. Zmarła mama „ciotki”, kobieta wiekowa. Podczas pogrzebu rodzina dostawała histerycznych spazmów, był płacz i rozpacz. Potem był właśnie różaniec. Wszyscy skupieni modlili się o wejście do nieba zmarłej, kiedy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. „Ciotka” wstała, otworzyła, przyszedł spragniony klient. Ludzie modlili się, a zrozpaczona córka z uśmiechem na ustach przemaszerowała przez pokój z pełnymi butelkami. Po czym oczywiście wróciła do rozpaczy i różańca.

Kiedyś wódka była na kartki. Byliśmy wówczas czteroosobową pełnoletnią rodziną. Każdego miesiąca trafiały do nas cztery butelki. Piliśmy chyba niewiele, bo pełne butelki stały w kredensie obok dużej ilości cukru, też na kartki. Kiedyś ojciec zaproponował, żeby tak  bimber zacząć produkować lub „metę” otworzyć.... nie chcieliśmy jednak robić konkurencji rodzinie.
Jak widzicie Polak zawsze potrafił. Przeżył godzinę trzynastą, przeżył „mety”. Teraz młodzi mają lepiej. W porównaniu z moimi czasami, wokół masa stacji benzynowych, a w nich czego dusza zapragnie. No i pić można od rana do nocy. A jak tak człowiek skończy pić o 21.59, to potem zaśnie jak niemowlę i od rana będzie mógł ponownie zacząć...

A ja chyba też coś sobie golnę..., chociaż jest przed 13.00, pogoda butelkowa.... mroczna, chmury deszczowe wiszą nad miastem....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz