czwartek, 28 marca 2019

Sylwester z Sylwestrem




tekst ze stycznia 2019

I po szampańskiej zabawie, i kac niektórych męczy, i deszcz za oknem, i ciśnienie gwałtownie spadło... tak, teraz wiem dokładnie. Mikołaj podłożył mi pod choinkę „pogodynkę”, która wszystko wskazuje i przepowiada.

Odnotujmy zatem – pierwszy dzień Nowego Roku: ciśnienie – 995, wilgotność w domu – 42, na zewnątrz – 98, temperatura w domu 21, na zewnątrz 3.

Słowem nic ciekawego.

Przejdźmy zatem do nocy minionej, znaczy się Sylwestra.

Po raz pierwszy w moim życiu spotkałam się z tak szeroko zakrojoną akacją „Nie strzelam w Sylwestra” mającą na celu ochronę zwierząt przed stresem wywołanym petardami i innymi wybuchami. Oczywiście, że do akcji dołączyłam, wszak psa posiadam. Oczywiście, ze wypowiadałam się na różnych forach, w różnych miejscach, że strzelać się nie powinno. Cieszyłam się, ze spora grupa miast zrezygnowała z miejskiego pokazu fajerwerków. Oczywiście, że wyjaśniałam, iż burza to nie petardy i nie każdy pies boi się jednego i drugiego. Oczywiście, że byłam wyrozumiała w stosunku do tych, co o północy chcieli sobie postrzelać.

Bo ze strzelaniną o północy każdy właściciel czworonoga potrafi sobie poradzić. Gorzej ze strzelaniną przed i po noworocznej nocy.

Spaceruję z psem po zadbanym, ładnym terenie na blokowisku zwanym „skate parkiem”, dużo trawników, drzewek, ławeczek i pojemników na psie odchody, bo większość psów tam spaceruje. Po świętach musiałam zmienić przenieść się na chodnik przy ruchliwej ulicy. Po „skate parku” biegały małolaty i odpalały strzelające zabawki. Ba, co tam małolaty... W pewnym momencie ujrzałam rówieśnika, znaczy się 55+(jeszcze, przez jakiś czas...), który odpalił materiał wybuchowy od papierosa i tak sobie daleko rzucił, prawie pod nogi matki z wózkiem. Razem z kobietę posłałyśmy mu kilka mocnych słów, a facet uśmiechnął się zadowolony i najnormalniej w świecie odszedł. Gdy mój pies usłyszał grzmot, momentalnie odwrócił się i zaczął ciągnąć mnie w stronę domu. O mało smyczy, przeznaczonej dla zwierzęcia powyżej 35 kilogramów, nie urwał. Wyjścia z psem musiałam ograniczyć do trawnika pod oknem. Kulka robiła swoje i uciekała do domu.

Oczywiście nic nowego. Przerabiam to od wielu lat. Każdego roku to samo. Teraz czekam na wystrzały posylwestrowe. Chociaż... może deszcz wystraszy.... ale jak dziś nie odpalą pozostałych po „sylwestrze” fajerwerków, to zrobią to jutro...

Wybuchy miejskie, zwane pokazem sztucznych ogni, nigdy do mnie nie docierały. Gdyby w każdym mieście tylko takie były, tylko o określonej godzinie, zapewne nikt z miłośników zwierząt nie protestowałby przeciwko wybuchom. Niech ludzie bez psów też mają radochę!

Bo poradzić sobie z czworonogiem w Nowy Rok zawsze można. U mnie od ośmiu lat jest praktycznie tak samo.

Wiem, że sąsiedzi będą wysadzać wybuchowe pudełka od strony kuchni i sypialni. Przenoszę się do pokoju z zabudowanym balkonem. Zamykam drzwi, od łazienki również. Wiadomo, szyb wentylacyjny. Zasłaniam okna. Włączam telewizor. Wybieram odpowiednio głośny program. W tym roku miałam wyjątkowe szczęście.

Jedna ze stacji telewizyjnych zaproponowała tym, co w domach – maraton filmów z Sylwestrem Stallone. W czas największych wybuchów Rocky jako Rambo rozprawiał się z pozostałościami Vietcongu. Rozprawiał się również z czarnym amerykańskim charakterem – Murdockiem. Do walki używał śmigłowca. Słowem na ekranie i w głośnikach strzały, wybuchy, ryk helikoptera. Wszystko idealnie współgrało z petardami na zewnątrz. Pies co prawda zerkał na mnie, bo podejrzewał, że robię go w bambuko, ale nawałnicę wystrzałów za oknem przeżył zupełnie przyzwoicie.

Za rok, przed kolejną porcją noworocznych wybuchów, będę zatem polecała właścicielom czworonogów, by poszukali głośnego, wojennego lub gangsterskiego filmu. Pomaga!

Szczęśliwego Nowego Roku!

Moja twórczość literacka tutaj




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz