niedziela, 17 marca 2019

Harry Potter i stare ciuchy z palmą w Orlenie


cutediabocaricaturaclipartevetor_csp50899803
tekst z marca 2018

Oj, dzieje się dzieje wokół mnie, a właściwie w sieci. Bo siedzę dziś w domu. Bo czasami dziś leżę. Szłam sobie spokojnie ulicą i nagle wykonałam klasyczny pad siatkarski. Coś się na dole poplątało, coś było krzywe i bach, rozłożyłam się na brzuchu. Póki co siniaków nie ma, kolana trochę bolą i strzyka w prawym boku. Nie, nie wybieram się jeszcze do lekarza. Jak rozboli więcej, odwiedzę jutro tzw. pogotowie ratunkowe. Dziś i tak bym nie dostała numerku do lekarza pierwszego kontaktu, kazano by mi przyjść w poniedziałek o szóstej rano, by dostać numerek na wtorek. Z fizycznym urazem po upadku lekarz przepisze mi maść przeciwbólową i wyśle na prześwietlenie. Płytę z prześwietleniem odbiorę w środę. W czwartek trafię ponownie do lekarza. Kto wie, może odeśle mnie do ortopedy, do którego trafię pewnie za miesiąc. ... A jeśli pójdę na pogotowie, to w ciągu paru godzin obejrzy mnie lekarz, zrobi prześwietlenie i człek będzie wiedział, czy ma żebra połamane, czy potłuczone. Jedyna metoda na szybkie załatwienie sprawy.

Czyli pierwszą sprawę bieżącą mam załatwioną. Teraz kolejna – Harry Potter. Otóż w szkole w Lubartowie odwołano Tydzień Harrego Pottera, gdyż książki o nim propagują satanizm, są sceny na cmentarzu i upuszczanie krwi. Taką opinię wyraziła mniejszość rodziców i większość nie protestowała, zaś dyrektor pochylił się w stronę owej mniejszości i Harry został zakazany. W tej całej historii nie młody czarodziej mnie najbardziej zainteresował. Wszak znam „Dziady”, „Panią Twardowską” Mickiewicza, „Mistrza i Małgorzatę” Bułhakowa, o „Fauście” Goethego i Starym Testamencie nie wspomnę, wszelkie szatany nie są mi zatem obce.

Chodzi o to, że prawa mniejszości stanęły ponad prawami większości, a owa większość na to pozwoliła, nie walcząc o swoje prawa. No właśnie.... na naszych oczach powstaje nowe prawo, w którym większość jest totalnie bierna i pozwala sobie naskoczyć tu i ówdzie.

Sprawa w podstawówce w Lubartowie to przykład postawy naszego społeczeństwa wobec wielu innych spraw.

Ludzie, zacznijcie myśleć...

Kolejny internetowy nius vel news to ogłoszenie parafialne z Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polskich Męczenników w Warszawie przy Alei Stanów Zjednoczonych. Oto ono:
„Przyszła niedziela – Niedziela Palmowa. Obrzęd poświęcenia palm na każdej mszy świętej. Palmy kupione przed bramami kościoła nie przyjmują na siebie wody święconej. Zaopatrujmy się w palmy przed kościołem, a nie u handlarzy, którzy w ramach ludzkiej naiwności , kręcą swój biznes.”
Cóż, palmy przed bramami – wodoszczelne nie są godne święconej, bo od handlarzy tych spod bramy. Te, od handlarzy spod kościoła – godne, by ktoś nad nimi miotełką, sorry, kropidłem pomachał.
Oczami wyobraźni widzę kościół z palmami spod bramy. Ksiądz macha, leje wodę, a tu nic, wszystko spada na posadzkę, zalewa katakumby, a pochowani w nich zmarli wstają z grobów rzucając klątwy na żywych, bo woda spływając po palmie już święcona nie jest.
Takie palmy zapewne szerzą, podobnie jak Harry, satanizm, którym tym razem kręcą biznesmeni spod bramy.

Kolejna sprawa to plotka, że na stacjach benzynowych Orlenu nie będzie pisemek dla panów, kiedyś zwanych „świerszczykami”. Mowa oczywiście głównie o „Playboyu”, który w dzisiejszych czasach jest zupełnie przyzwoitym czasopismem. Czyżby źle wpływał na kierowców? Może są jakieś dane statystyczne ukazujące wpływ zakupu „Playboya” na ilość wypadków? W sumie tematu nie rozgryzłam. W otoczeniu poprzednio przeze mnie omawianych owe kolorowe pisemko jawi się jako kolejny przykład propagowania satanizmu. A szatan jak wiemy ma zły wpływ na wszystko.
Proponuję więc wezwać najpierw na Orlen egzorcystów. Teren najpierw trzeba oczyścić. Samo usunięcie czasopisma nie pomoże.

Zaraz, zaraz.... to święcenie dystrybutorów, jakie często się zdarza przed oddaniem stacji benzynowej do użytku, już nie chroni przed wpływem diabła?

Ale to nic. Parę dni temu odwiedziłam szmateks vel lumpeks sieci „Szmizjerka”. Akurat była wyprzedaż – 1 zł za sztukę. Przyszło sporo narodu. Każdy napakował w koszyk ile mógł i stanął do kasy. A tam dopiero szatan narozrabiał!

Każda sztuka, znaczy się każdy ciuch, był dokładnie oglądany przez panią w celu zakwalifikowania do odpowiedniej grupy towarów. Po tej czynności pani na specjalnej tablicy odnajdywała kod grupy i skanowała go. Nie, nie, jeszcze nie koniec. Następnie ciuch wędrował na wagę i był ważony. Przede mną pani kupiła co prawda tylko sześć sztuk, ale każda była z innej grupy i miała inny kod. Czekając cierpliwie policzyłam kody na tablicy – 76 – słownie siedemdziesiąt sześć. Ja miałam sztuk jedenaście z sześciu grup. Kolejni klienci postanowili wspomóc biedne dziewczę przy kasie, wywalali ciuchy na podłogę i próbowali pokwalifikować sami swoje szmaty. Oj, nie było to proste, bo damski T-shirt ma inny kod niż męski, o podziale majtek na nie wspomnę. Najlepiej mają biustonosze.

I tyle chyba na dzisiaj.

Potłuczone żebro póki co mocniej nie boli. A szkoda, bo wizyta na Pogotowiu to zawsze niewyczerpalne źródło tematów do blogowania...









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz