poniedziałek, 25 marca 2019

Kampania wyborcza po raz piąty – męczeństwo nad brzegiem jeziora Narew


rozlewisko_3

tekst z października 2018

Kiedy już myślałam, że w kampanii w miejscowości Ł. nic się nie wydarzy, kiedy już prawie siedziałam przy laptopie i prawie waliłam w klawiaturę, by zachęcić kandydatów na prezydentów i radnych (bezradnych też) do minimum aktywności przedwyborczej, odbyła się debata radiowa.

Stawili się kandydaci na tron czyli na najwyższy urząd w mieście. Odbyła się w zaciszu pokoju zacnej uczelni, bez widzów, kamer, ale z mikrofonami. Takie duże czerwone na dużym patyku stanęły przez kandydatami i do nich mówiono. Transmisja szła na żywo, czyli bez ingerencji jakiejkolwiek cenzury. Słowem pełna wolność wypowiedzi, jak na czasy demokratyczne przystało.

Było ich pięciu. Przepraszam – pięcioro, bo dziewczyna była. Poprawka bardzo ważna, gdyż kandydat D. przedstawił się jako polonista mówiący pełnymi zdaniami. Nie mogę być gorsza, skoro debatę mam przedstawić, a może nawet ocenić.

Dobra, jedźmy dalej z tym koksem...

Był obecny prezydent, zwany przeze mnie we wcześniejszych tekstach – chłopakiem oraz dziewczyna, znana jako były vice prezydent. Jeśli ktoś w Ł. zapomniał, że są ze sobą skłóceni, to od razu na początku spotkania przypomnieli o tym.

Dziewczyna zaatakowała pierwsza. Wypomniała, że chłopak nic nie robił dla miasta, a jak przyjechał minister, to nawet mu ręki nie podał. Potem okazało się, ze narobił długów, co jednak jest jakąś formą działalności. Tym bardziej, ze każde szanujące się miasto długim ma. Następnie dziewczyna poinformowała, że to ona prowadziła, rozmawiała, pracowała, pozyskiwała. Używała często słowa „ja” i czasownika w 1 osobie liczby pojedynczej czasu każdego. Słowem, kontynuowała styl kampanii rozpoczęty przed jej oficjalnym początkiem – wyrzucona z urzędu przez chłopaka, pokrzywdzona, pracowita stała się symbolem męczeństwa w imię wyższych idei.

Oczywiście zaprzeczała jakoby atakowała chłopaka, wszak atakowała problem.
Widocznie chłopak nim był.

A co na to chłopak?

Przedstawił czego, jako zasiadający na tronie, dokonał. Buduje to, buduje tamto, tu mu zabrakło pieniędzy, ale tu będzie miał. Tu zabiegał, tam pobiegał, a mety nie widać. Zagranitował, zabetonował, wyburzył, kupił i nie sprzedał. Jednym słowem pełen zakres niekończonych inwestycji, które jeszcze sporo będą kosztowały zanim zostaną skończone. A potem zaprosił dziewczynę na kawę.

Ta oczywiście wtrąciła swój komentarz, przypominając, że miała w ogóle być nie zaproszona na wielkie uroczystości w Ł., które osobiście przygotowywała półtora roku.

Chłopak zaprzeczył... nie, chyba nie... zaraz, zaraz, czy to było w takiej kolejności?

W każdym razie połowa debaty była to wielka dyskusja między dwojgiem różnej płci na temat tego kto, co, kogo, czego, komu, czemu, z kim, z czym, o kim, o czym i niech będzie kiedy - zrobił.

Tej osobistej wymiany poglądów na problemy naszej dwójki nie wytrzymał kandydat D. Podjął desperacką próbę przerwania prywaty i dorwania się do głosu. Nawet się na moment udało! Rzucił hasło wybudowania w dolinie Narwi wielkiego jeziora, będącego konkurencją dla Zalewu Zegrzyńskiego i Mazur!

I co, może myślicie, że temat chwycił, że ktoś się nim zachwycił albo wyśmiał?

Nic z tego.

Dopuszczona do głosu dziewczyna wróciła oczywiście do tematu obecnej władzy, która nic nie zrobiła dla rozwoju kolejnictwa w Łomży, podczas kiedy ona zrobiła, rozmawiała i postulowała.

Temat pociągu do Ł. wzbudził nieco większe zainteresowanie, bo nawet ustosunkowali się do niego pozostali dwa kandydaci.

Tymczasem D. pełnymi zdaniami, ze dokładną znajomością historii, dobitnie stwierdził, iż ani Rosjanie za czasów caratu nie poprowadzili przez Ł. pociągu do Petersburga, ani Niemcy do Berlina za okupacji, ani PRL z braterskim ZSRR do Moskwy, to tym bardziej obecna Unia nie poprowadzi torów do Brukseli. Będąc przy głosie szybko, bo czas debaty gonił, wyjaśnił ideę wielkiego Jeziora Narew, ale nikt z pozostałych kandydatów zainteresowania wodą nie wykazał.

Dwaj pozostali kandydaci starali się być poprawni, zachować dystans zwłaszcza w sprawie konfliktu między chłopakiem a dziewczyną, przedstawić swój program wyborczy. Czy ich wysiłek spokojnego i merytorycznego prowadzenia kampanii zostanie dostrzeżony? Wątpię. Muszą coś wymyślić, by zaistnieć.

A ja czekam na rozwinięcie tematu Wielkiej Wody.... bo nie jest to powódź...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz