czwartek, 28 marca 2019

Piszemy historię

 
amleczkowesolychswiatstanwojennymilicja677780foto internet

Praktycznie w każdą rocznicę ogłoszenia stanu wojennego, czyli trzynastego grudnia, internet wspomina czasy minione. Wspomnienia są coraz bardziej krytyczne, bo odchodzi pokolenie, wśród którego była spora grupa zwolenników owego stanu.

Nie moim zadaniem jest oceniać, kto miał rację. Być może dowiemy się za sto lat, być może nie... historia wcale nie jest nauczycielką życia.

Ogłoszenie stanu wojennego zastało mnie w miejscu stałego zamieszkania, znaczy się w takim wtedy ok. 35 - tysięcznym miasteczku w Polsce B. Oczywiście wspomnienia mam i kiedyś może jakąś powieść napiszę.... pytanie, czy ktoś ją wyda. Ów stan wojenny na prowincji wyglądał zupełnie inaczej niż w wielkich miastach.... moich wspomnień cenzura, polityczna rzecz jasna, może nie przepuścić.

Ale wracajmy do sedna. Otóż owego dnia każdego roku w grudniu oprócz wspomnień żyjących świadków, pojawiają się analizy historyków, oparte głównie na materiale historycznym, czyli tzw. tekstach źródłowych. Historyk również słucha, co naród mówi. Tyle tylko, że to drugie źródło informacji traktuje bardziej po macoszemu. Wszak nie wiadomo, czy dany osobnik nie był takim TW lub innym agentem lub też nie konfabuluje. Ale bywa również, że historyk z owych opowieści wybiera te, które zgodne są z:
a/ jego dotychczasową wiedzą na określony temat;
b/życiorysem osobnika;
c/tendencjami w ukazywaniu opisywanego zjawiska;
d/poglądami politycznymi historyka;
e/poglądami aktualnie rządzących.

Skoro już uporządkowaliśmy wiedzę teoretyczną, przejdźmy do praktyki.

W tym roku z lokalnego portalu dowiedziałam się o stanie wojennym jednej rzeczy, której do tej pory nie wiedziałam. Przypomnę fakty.

Z chwilą ogłoszenia stanu wojennego, znaczy się owego 13 grudnia 1981 roku, zawieszono zajęcia w szkołach. Uczniowie i część nauczycieli miała radochę. Przynajmniej na mojej prowincji. Do szkoły wszyscy wróciliśmy 4 stycznia.

I tu zaczyna się dziwna sprawa. Historyk pisze, że reżimowe władze przeprowadziły spotkania z dyrektorami szkół. Pouczono ich, poinformowano... w sumie nie wiem o czym, bo dyrektorem szkoły nie byłam.

Druga część informacji już dotyczy bezpośrednio mnie. Otóż trzydzieści siedem lat po dowiaduję się, że specjalne spotkania odbyto również z nauczycielami historii, wychowania obywatelskiego (taki sobie przedmiot epoki minionej) oraz … języka polskiego. Też wydano im specjalne instrukcje.

Cały dzień myślałam usiłując sobie cokolwiek przypomnieć z lat minionych, a pamięć, chyba ta wsteczna, robi mi się coraz bardziej wyrazista. Zadzwoniłam do znajomej, czy pamięta zlot belfrów ze stycznia 1981 roku, wszak tak samo jak ja, uczyła wówczas języka polskiego.

Okazuje się, ze tak samo jak ja, ma lukę w pamięci. Reżim wybił z głowy to wydarzenie, czy jaki inny grom... żeby brzydko nie powiedzieć...

Dziś wiem na pewno – nie uczestniczyłam w żadnym takim spotkaniu. Ba, nawet nie przypominam sobie, żeby dyrekcja nas szkoliła w ramach „odpowiedniego zachowania wobec stanu wojennego”.

I teraz mamy zagwostkę – albo takich spotkań nie było, albo mnie i paru innych nauczycieli polskiego na takowe zebranie polityczne nie zawołano.

W związku z tym, iż istnieje prawdopodobieństwo, że były, wybieram drugi wariant prawdy – komuna olała nauczyciela polskiego z małej wiejskiej szkółki, bo do takiej dojeżdżałam! Uznała, że nie godzien wiejski belfer jechać do miasta i wysłuchiwać przemówień ważnych wówczas osobistości!

A wieś wcale nie takie zadupie! Trzy razy dziennie dojeżdżał autobus, oczywiście o ile śnieg nie zasypał szosy na zakręcie. Jeśli dojeżdżał, to asfalt już był. W przeciwieństwie do mojego pierwszego miejsca pracy, tam do asfaltu szło się trzy kilometry. Szkoła przecież też była, ośmioklasowa, nie tylko jakieś tam nauczanie początkowe.

Dziś czuję się pominięta i zlekceważona. Być może gdybym uczestniczyła w owych sławetnych spotkaniach, moje życie potoczyłoby się inaczej... może dziś byłabym zasłużoną działaczkę, a moje wspomnienia drukowano by w tysiącach egzemplarzy...

Cóż, poczekajmy do następnego roku, może ponownie dowiem się o czymś, co ominęło mnie 13 grudnia 1981 roku...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz