wtorek, 26 marca 2019

Sport a sprawa polityczna


Fq8ktkqTURBXy8xMzYxNDZiOGQwOGZkNTE5OGRiODU5OGI3NmIzM2MyYi5qcGVnkpUDAczUzQVXzQMAkwXNAxTNAbwfoto internet

tekst ze stycznia 2019


Temat jak widzicie ważny i całkiem poważny.

Zaczęło się niedawno. Koniec roku za pasem, a to jak wiadomo w świecie sportowym czas podsumowań i plebiscytów. I takie jedno pismo, czasopismo ogłosiło właśnie plebiscyt na najlepszego z najlepszych w wojewódzkim, może powiatowym, środowisku. Czytelnicy zgłosili, a potem rozpoczęło się głosowanie. Poprzez SMS-y. Znaczy się płatne.

Prawdziwy kibic kupuje bilety na mecze ukochanej drużyny lub płaci za telewizyjne relacje z mordobicia, znaczy się walk bokserskich i podobnych. Wydaje forsę na szaliki, koszulki i inne gadżety z logo ukochanego klubu. Zatem w imię miłości do swoich wyda dwa polskie złoty z jakimiś groszami, by jego idol plebiscyt wygrał!

Proste?

Tylko pozornie.

Oto w czasie promowania wybitnej sportowej sylwetki na wiadomych forach społecznościowych, doszło do poważnej politycznej dyskusji.

Ktoś uznał, że owe dwa polskie złote i ileś groszy podsyłane przez głosujących wzbogaca antypolskie wydawnictwo.

Ktoś uznał, że nie da zarobić pismu, które w swych założeniach jest „esencją antypolskości”, bo to poniżej jego godności. Bo SMS-y zasilają podejrzaną kasę i każdy, kto uczestniczy w procederze głosowania, przyczynia się do kontynuowania owych czynności antypolskich.
I zrobiło się gorąco. Przynajmniej w mojej głowie.

Ile na owych krótkich wiadomościach zarobi gazeta? Kto się dorobi majątku na zwycięstwie mego wybrańca? 

Jak zostanę ukarana przez społeczeństwo polskie, jeśli zagłosuję w zabawie promującej sport poprzez wydawnictwo antypolskie? (Oj, tu powiało grozą...)

Kto jeszcze organizuje głosowania na terenie powiatu, województwa na najlepszych ludzi sportu? 

Niestety, ojciec dyrektor i jego media chyba nie... 

Jak potraktowany zostanie zwycięzca SMS-owej rywalizacji? Wleją mu czy nie? Wszak brał udział w antypolskiej akcji.

Gdzie jest granica między sportem a polityką? Czy w ogóle jest? Czy być powinna?

Jako że jestem coraz starsza, coraz częściej wracają do mnie wspomnienia z czasów dzieciństwa i młodości. No, to tak, że nie pamiętam co robiłam wczoraj, ale przypominam sobie, co wydarzyło się jakieś 40, 35 lat temu.

Moja rodzina całe życie związana była ze sportem. W czasach, kiedy inni słuchali tajnego radia „Wolna Europa” lub „Głosu Ameryki”, my biegaliśmy na mecze.

W 1980 roku, kiedy ponoć większość narodu wiedziała, że będzie rewolucja, zakład pracy mego ojca zorganizował dla wybrańców wycieczkę na Igrzyska Olimpijskie w Moskwie. Część wybrańców zrezygnowała. Potem mówiono, że oni wiedzieli, co w stoczni piszczy. Na miejsca wybrańców wybierano kolejnych. I padło na mego ojca.

Temu tylko wystarczyło, żeby usłyszał słowo „igrzyska”. Spakował się i pojechał. (Formalności załatwił zakład pracy). I wrócił. Z dużą ilością sportowych gadżetów, biletami, odznakami, ba nawet chustą z sierpem i młotem. Z ogromną ilością wspomnień. Sportowych . „Kozakiewicza widziałem! Na własne oczy widziałem, jak im pokazał” - wykrzykiwał podczas rodzinnych spotkań.

Po miesiącu, dwóch, może trzech mój ojciec dowiedział się od sąsiada, że jadąc do Moskwy wspierał reżim w Polsce. W ogóle działając aktywnie na rzecz rozwoju sportu najpierw w mieście powyżej 100, a potem poniżej 30 tysięcy mieszkańców wspierał reżim komunistyczny jeszcze bardziej... Sąsiada poparli inni... Całą moja rodzina znalazła się w sportowym potrzasku. Baliśmy się, że zlinczują, no zlinczuję nas naszymi sportowymi proporczykami z logo ukochanego klubu.

Ba, słyszałam na własne uszy, że wszyscy sportowcy, którzy w latach 1945-1980 reprezentowali Polskę - komunę wspierali... Nie, nie nazwisk podawać nie będę, nie zakapuję... poszukajcie sobie u wujka Google.

Dobrze, już dobrze. Przeginam. Ale przeginają również ci, co nie chcą głosować w plebiscytach organizowanych przez obcy kapitał.

A jak tak się rozejrzeć, to tego obcego kapitału w nas dostatek... bo to i węgiel z radzieckiej Rosji, auta z Niemiec (już nie wspomnę jakich), majtki z komunistycznych Chin, piwo z ateistycznych Czech....
I właśnie teraz napiję się „Budweisera Budvara ” i wbrew patriotyzmowi poprę czeski przemysł browarniczy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz