poniedziałek, 25 marca 2019

Kampania wyborcza po raz szósty – hej, kto Polak na banery!

 

logo_zamow_baner

Tekst z października 2018

Wkroczyliśmy właśnie w decydujący czas kampanii wyborczej, czas dekorowania miast i wsi kolorowymi płachtami zwanymi banerami. Są tacy, co nazywają owe plastikowe, nieekologiczne pałatki transparentami. Już wyjaśniam, znaczy się internet wyjaśnia: baner - „forma reklamy, komunikatu lub innego przekazu. Najczęściej jest to wydrukowany na płachcie materiału przekaz informacyjny lub reklamowy”; transparent zaś to „ tablica, pas materiału lub tkaniny, zwykle umocowany na jednym lub dwóch drążkach (...), (niekiedy niesiony w rękach bez drążków lub mocowany do ścian budynków lub ogrodzeń) z napisem lub rysunkiem o treści okolicznościowej, propagandowej”.

W imię zgody ponad podziałami nie zaprzeczajmy ani jednym, ani drugim. Ustalmy, że takie coś, co wieszają kandydaci to reklama propagandowa.

Największą reklamę robią oczywiście najbogatsi. I nic dziwnego. Kapitalizm mamy i kto ma więcej, ten ma większy baner i więcej banerów na mieście. Biedota, znaczy się raczkujące komitety wyborcze na transparenty forsy nie mają i praktycznie z góry skazane są na pożarcie. Chyba że... ale o tym potem.
Chodzę więc teraz ulicami i czuję się permanentnie inwigilowana. Przez twarze z ogrodzeń, płotków, tablic reklamowych, przystanków (bogatym wolno umieszczać na nich swe propagandowe oferty, biednym nie...) … I tak sobie idę i tak sobie patrzę na te twarze i tak sobie myślę, że jakiś fotograf dobrze zarobił...

Wszyscy tacy sami!

Patrzą w jednym kierunku. Oczy bez błysku. Cera w jednym kolorze. Garnitury takie same. Uśmiech błąka się po twarzach nielicznych. O dziwo, ci, których znam – niepodobni do siebie. Jedni odmłodzeni - rozumiem, drudzy postarzeni (ha ha, komputer nie podkreśla na czerwono, zatem słowo prawidłowe) – tego nie rozumiem. Część do siebie w ogóle niepodobna. Albo podobna do kogoś zupełnie innego... Jak na przykład ten baner, który mijam codziennie idąc do pracy. Z daleka – wypisz, wymaluj towarzysz Lenin. Dopiero z bliska okazuje się, że jednak nie... A szkoda, bo wiadomo, że Lenin wiecznie żywy i komuna wróciła, jak twierdzi moja znajoma rencistka Zofia.

A dziś akurat mocno wieje. Wiatr rozwiewa mniejsze banery, łopoczą niczym flagi, większe uderzają o stalowe ogrodzenia, druty, którymi są przyczepione, trzeszczą. Słowem niebezpiecznie się robi. Jeśli nadejdzie wichura, można transparentem w łeb lub w szybę auta oberwać.

Już odzywają się głosy z pytaniem, kto to wszystko posprząta, a następnie zutylizuje, wszak plastik jest plastik, a ten przedwyborczy – twardy.

I tu przypomina mi się rodzinna historia... Odwiedziłam kiedyś kuzynostwo w Polsce. Akurat dostało wiadomość, że pod ich dom zmierza transport drewna do kominka. Kuzyn udał się do piwnicy i wyciągnął z niej wielki baner wyborczy jego sąsiada, który ongiś kandydował na miejski tron. Rozłożył go, (baner, nie sąsiada) na chodniku pod domem. Na niego zostało wyrzucone drewno, które następnie taczkami odwieźliśmy w miejsce, gdzie miało wysychać. Po czym plastik zwinięto i schowano ponownie w piwnicy. „Kilka lat już nam służy! Solidny” - pochwalił się kuzyn. Na wszelki wypadek sąsiad miał jeszcze kilka egzemplarzy, bo człek też solidny i po sobie posprzątał.

A co mają robić ci, których na takie solidne cudeńka nie stać? Cóż, starają się być oryginalni, starają się wyróżnić z tłumu osobowością, charakterem... Ba, może właśnie postawą ekologiczną, wszak miasta nie zaśmiecają, ulotek masowo nie drukują, niczego nie wywieszają...

I znowu historia z życia... Ongiś moja koleżanka znalazła się na liście kandydatów. Pośrodku, czyli bez szans na awans, znaczy się wygraną. W komitecie wyborczym podzielono forsę na reklamę propagandową. Część trafiła bezpośrednio do kandydatów, żeby sobie coś tam wedle własnego widzimisię wydrukowali. Koleżanka wydrukowała... moją książkę. Oznajmiła, że nie chce, by jej podobizna na ulotkach walała się po klatkach schodowych, sklepach i śmietnikach. I tak oto moje jedyne wydawnictwo zostało wydrukowane jako …. ulotka wyborcza. Jak wspomniałam, koleżanka w wyborach przepadła, ale książka nie! Kiedy wyborczy pył opadł, ruszyłyśmy z kampanią reklamową, wcale nie banerową i zadyma w mieście była! 

Kochani, może więc czasami warto zapoznać się bliżej z programem i zagłosować na takich, co to transparentów nie mają... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz