wtorek, 12 marca 2019

Jest życie w małych miasteczkach....

tekst z sierpnia 2017

Zacznę może od tego, że jestem w opozycji do obecnego rządu, a do poprzedniego mam wielki żal. Żal o to, że stracił kontakt z polską rzeczywistością, zapomniał o zwyczajnych ludziach, był zbyt mocno zapatrzony sam w siebie.

Co do obecnego to ... Ten nie mówi, ten krzyczy, jakby mikrofonów jeszcze nie wynaleziono. Ten cierpi na bezsenność. Ten podzielił obywateli na dwie podstawowe grupy: oni i my.

Zaraz, zaraz, czy rzeczywiście podzielił? A może tylko podział pogłębił?
Kiedyś dzielono nasz kraj na Polskę A i Polskę B. Ta pierwsza była lepsza, bogatsza, bardziej wykształcona, wiadomo – inteligencja i przemył. W drugiej mieszkali ubodzy rolnicy, ba, można ich nawet nazwać ze staropolska chłopami, którzy mieli kiepskie wykształcenie, nie bywali w teatrach i operach. Byli przedmiotem kpin i żartów ze strony wielkomiastowych.

Ponad pół roku pracowałam w miasteczku o charakterze gminnym w Polsce B. Przyglądałam się, rozmawiałam z ludźmi, uczyłam młodzież, jak pisać rozprawki. Nie będę ukrywała, początkowo w duchu uśmiechałam się sama do siebie. Z każdym jednak dniem moja sympatia do miasteczka i okolicznych wiosek rosła.

Tak, rzeczywiście, ludzie tam mają poglądy obecnorządowe. Gotowi są wykrzykiwać wiadome imię w wiadomą męczennicę, sorry miesięcznicę, tyle tylko, że nie mają takiej potrzebny. Żyją sobie spokojnie zajęci swoją pracą i swoimi problemami. Też je mają.
Kiedy rozpoczęłam pracę, udzielono mi podstawowych informacji o uczniach. Ten taki, ta taka... normalna rozmowa. Wskazano mi również „najgorszego” ucznia, z którym są nieustawiczne kłopoty. Po trzech tygodniach poinformowałam grono pedagogiczne, że w szkole żadnych kłopotów nie ma, skoro owego „najgorszego” postawiłam do pionu po trzech rozmowach. W porównaniu z innymi szkołami, ta przypomina sanatorium. 

Podobnie z problemami miasteczka. Oczywiście, że są. Ludziom z nieco większego świata wydają się małe, proste i śmieszne. Tu nikt nie pójdzie protestować pod sąd, bo sądu nie ma, a poza tym trzeba zadbać o gospodarstwo i blisko setkę krów. Tu nikt nie będzie walczył w obronie demokracji, najwyżej napyskuje burmistrzowi i wójtowi. Więcej może na tym zyskać niż poprzez oflagowanie własnej stodoły. Tu nadal rządzi ksiądz i nieprędko to się zmieni. Zupełnie jak w serii filmów „U Pana Boga ….”.
A ludzie? Jacy są ludzie? Oj, ciężko bym zgrzeszyła, gdybym coś złego powiedziała na ich temat. Przyjęli mnie do swego grona, pomagali w pierwszych tygodniach pracy, uśmiechali się, byli dla mnie życzliwi i sympatyczni. Wszystko wbrew opiniom, jakie o nich słyszałam. I teraz, jeśli ktoś mówi mi o jakiś konfliktach w owej gminie, zaprzeczam. Tam nie ma konfliktów. Tam są normalne ludzie sprawy, różnice zdań, dyskusje, jak w każdym normalnie funkcjonującym społeczeństwie. Praca z nimi była bardzo cennym i jednym z najprzyjemniejszych doświadczeń w moim życiu. Polubiłam miasteczko i mieszkańców całej gminy za prostotę, szczerość i sympatię, jaką mnie darzyli. Spojrzałam również inaczej na Polskę B. Tam też jest życie. Spokojne, normalne. Tam jeszcze woda czysta i trawa zielona. 

Niedawno odwiedziłam znajomych w Warszawie. Opowiedziałam o swojej pracy, o grzecznych uczniach i małomiasteczkowym klimacie. „To jeszcze takie miasteczka są? W dobie internetu i wszechobecnych kanałów telewizyjnych....Myślałem, że tylko w filmach....” - zdziwił się znajomy i załamał ręce. Podczas gdy oni, ludzie z wielkiego miasta walczą o demokrację, wolność i niezawisłość sądów, o dobre imię Polski w świecie, ludzie z małych miasteczek mają to gdzieś? Ważniejsze dla nich są krowy, świnie i pola? Brak świadomości politycznej. Brak wiedzy na temat wolności i demokracji. Święte oburzenie.  

"Mieszkańcy takich miejscowości dzisiaj rządzą" - mówią ci z wielkich miast. Kto jest temu winien? Może właśnie wielka inteligencja, wielcy myśliciele, którzy zapomnieli o Polsce B, o tym, że są ludzie, którzy inaczej myślą i znacznie mniej zarabiają? Jakie poparcie może tu mieć pani prezes twierdząca, że za 10 tysięcy to można przeżyć właśnie jedynie na prowincji? Za takie pieniądze na prowincji to można pytać, ile ta prowincja kosztuje.... Za taką gadkę poprzedni rząd poleciał...

Czas na wniosek - może zamiast żartów i potępienia owej Polski B, warto zauważyć, że tam też jest życie, może warto docenić małe miasteczka, bo jeśli obecna opozycja ich nie doceni, to długo opozycją pozostanie.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz