sobota, 16 marca 2019

Ja, kibic!


IMG_6655MY! Foto Dominik Hołda

Nie da się ukryć. Jestem kibicem sportowym. Taki ultras. Noszę klubowe barwy, dopinguję swoich na meczu, należę do zorganizowanej grupy, wcale nie przestępczej. Tylko takiej kochającej swoją drużynę koszykówki – Górnika Wałbrzych.

Grupa jeździ na mecze. Ma bębny. Tłucze w nie, krzyczy, śpiewa. Słowem dopinguje. Wszędzie, gdzie się pojawi wzbudza …. strach. Zupełnie nie wiem dlaczego. Przecież z nas tacy fajni, pogodni ludzie. Oczywiście, że nie lubimy naszych rywali. Oczywiście z wyjątkami. Mamy kilka zaprzyjaźnionych grup kibicowskich z różnych stron Polski. Ostatnio jednak nie udaje się nam z nimi grać. Są w naszych ligach albo wyżej albo niżej. Ogólnie rzecz biorąc przeciwników naszych nie darzymy sympatią.
Jeśli rywal staje na linii rzutów osobistych, gwiżdżemy, wrzeszczymy w celu zdekoncentrowania, żeby oczywiście nie trafił. Mamy nawet taki okrzyk „Podejdź bliżej!”. Zachęcamy w ten sposób do …. przekroczenia linii i uznania rzutu za nieważny. Normalne. Przecież nie będziemy ułatwiać zdobywania punktów przeciwnikowi.

Sędzia to też z reguły nasz wróg. Przyglądamy się jego pracy na boisku. W sytuacjach konfliktowych 
zawsze trzymamy stronę naszych, a jeśli sędzia twierdzi inaczej, znaczy się, że jest zły.
Kiedyś jeden z trenerów powiedział mi, że w kwestii sędziów kibice bywają bardzo pomocni. Trenerom i zawodnikom nie wolno kwestionować decyzji arbitrów. Za sprzeciw grozi „przewinienie techniczne”. Kibicom natomiast wolno krzyczeć z trybun, praktycznie to, co im się podoba. Przez całe swoje życie byłam świadkiem wielu sytuacji, kiedy głośny wrzask kibiców powodował weryfikację pierwotnej decyzji sędziego.

I tak jeszcze dużo mogłabym o nas, kibicach koszykówki pisać.... W zasadzie nie o to dziś chodzi.
Otóż niedawno zwrócili się do mnie dwaj znajomi z prośbą o interwencję w sprawie kibiców.
Pierwszy, od pewnego czasu abstynent, zaproponował, żebym ze względu na wiek, zawód, który wykonywałam - nauczyciel – zaczęła krzewić w szeregach braci i sióstr po szalu całkowitą abstynencję.
Akurat nie należę do osób, którzy nie lubią %. Z wiekiem jest ich coraz mniej, ale za to są coraz bardziej wykwintniejsze. Czy kibic pije? Przeciętny kibic oczywiście – tak. Piwko przed meczem, piwko po meczu. Na meczu? Oczywiście, że się zdarzało.

Jednym z obrazów pozostałych mi z dzieciństwa (lata 60/70) był widok stadionu po meczu piłki nożnej. Pomiędzy ławkami chodzili ludzie z wielkimi workami i zbierali puste butelki po napojach %. Dzisiaj takiego widoku już nie ma. Na obiekty sportowe nie wolno wnosić nawet plastikowych dużych butelek z wodą. Jeśli więc kibic przemyci w małej pół litra czystej i poczęstuje kolegów, nic się nie stanie. Ostatnio widziałam przemyconą butelkę o pojemności 0,2 litra i rozpracowane przez trzech kolesi. Taka ilość alkoholu nawet mnie nie powali.

Czy kibic nadużywa? Zdarza się. Tyle tylko, że na meczu nie podskoczy. Zostanie po prostu wyrzucony przez „ochroniarzy”. Zatem kibic nie nadużywa więcej niż nadużywający u cioci na imieninach.
Skąd wziął się zatem mit o pijących kibicach? Cóż, jeśli w grupie np. 100 osób trafi się czterech pijanych, od razu rzucają się w oczy. Jeśli na meczu będzie 1000 osób i 40 wypije – procent ten sam. Te cztery dychy oczywiście już mogą narozrabiać. Tak powstaje opowieść o tym, że kibice piją dużo i obficie, nawet ci z pozostałej grupy liczącej 960 osób. Zatem tu sprawę mamy wyjaśnioną.

Drugi znajomy prosił, bym wyeliminowała z dopingu przekleństwa i wyzwiska. I tu zaczęły się moje schody... Na co dzień nie klnę. Potwierdzą to moi znajomi. Ale na meczu... Kiedyś jeździłam na mecze do miasta X. Na widowni siadałam w loży VIP. Zasiadali tam dyrektorzy, prokuratorzy, doktorzy.... słowem ludzie wykształceni, mądrzy i na stanowiskach. I dobrze, że siedzieli wszyscy w kupie. Oj, ci to potrafili pokląć. Oj, potrafili wiązanki posłać w stronę sędziego i drużyny rywali. Gorsza od nich nie byłam.
Skąd wzięły się wulgaryzmy na meczach? A bo ja wiem... wiem tylko, że były zawsze. Znajomy twierdził, że kiedyś za przekleństwa wyrzucano z trybun. Nie pamiętam, a na mecze chodziłam już od chwili poczęcia, bo rodzice kibicami byli.

Oczywiście są dyscypliny sportowe podczas których się nie bluzga, taka jazda figurowa, gimnastyka.... niektórzy twierdzą, że siatkówce obce są wulgaryzmy. Mam tu poważne wątpliwości.
Trzeba chyba zadać inne pytanie – dlaczego ludzie chodzą na mecze? Oczywiście w celu rozrywkowym, żeby spotkać kumpli. Ale dla większości mecz to coś więcej. To wyraz patriotyzmu, tego wielkiego i tego jeszcze większego – lokalnego. Od ponad czterdziestu lat kibicuję Górnikowi Wałbrzych z odległości 600 km.

Drużyna jest symbolem lokalnej więzi między przedstawicielami różnych grup społecznych. Podczas meczu nie ma podziałów. A kiedy potrzebna jest pomoc, kibice wspierają się wzajemnie.
Mecz wyzwala w ludziach wielkie emocje. Adrenalina króluje. Tu można rzeczywiście dać upust swej energii, to nie paskudna korporacja, w której trzeba słuchać szefa. Tu można na moment poczuć się wolnym człowiekiem. I czasami zakląć.

Zresztą klął już mistrz Fredro, w filmach też masa wulgaryzmów …. dlaczego ludzie czepiają się kibiców?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz