środa, 20 marca 2019

Niemedialna sportowa radość


 
19146168_1791498584513905_3250171306899677134_nUczestnicy koszykarskiego turnieju kibiców Łańcut 2017

Nigdy nie ukrywałam, że jestem kibicem sportowym. Ponad wszystkie dyscypliny uwielbiam koszykówkę. I o niej będzie dziś mowa. Zacznijmy jednak od piłki nożnej.
W momencie kiedy piszę ten felieton, prawie cała sportowa Polska i pół niesportowej przeżywa kontuzję piłkarza. Wszystkie portale, wszystkie telewizje przedstawiają, omawiają, dyskutują na temat stanu zdrowia zawodnika.

Nie da się ukryć. Współczuję człowiekowi. Przeżywa dramat. Już za kilka dni najważniejsza impreza, znaczy się Mundial, a on, jak wszystko wskazuje, nie weźmie w niej udziału. Jest jednym z najlepszych i niestety, pozostanie w „domu”, a raczej w szpitalu.

Drugie niestety wiążę się jednak z tym, że ryzyko kontuzji w przypadku zawodowego sportowca, jest zawsze wkalkulowane w jego pracę. Ba, co ja mówię, w każdą pracę. Taki były nauczyciel jak ja, ma na starość nieustanne kłopoty z krtanią. Zimne piwko w upały muszę ograniczyć. Jeśli uda mi się załapać na jakąś fuchę w szkole, od razu wyciągam inhalator. Gadać dużo i głośno już nie mogę. Jako kibic też nie krzyczę. Takie życie.

Kontuzja piłkarza miała prawo się wydarzyć. Może to zły los, takie starogreckie fatum, może przypadek, może przeznaczenie. W każdym razie jako wiadomość medialna świetnie się sprzedaje, bo dziennikarze lubią dramaty. Można zrobić grafikę przedstawiającą rodzaj kontuzji, zaprosić do studia fachowców, by wyjaśnili widzom co jest grane, przeprowadzić kilka wywiadów... słowem tworzy się taki samograj. Temat jest, trzeba go drążyć, póki jest. Wiem coś na ten temat, byłam dziennikarzem.

Inaczej z pokazywaniem radości. Tu zaczynają się poważne schody.

Oto niedawno zakończyły się rozgrywki ligi koszykówki. Tytuł Mistrza Polski zdobyła drużyna Anwilu z Włocławka. Stoczyła zaciętą walkę ze Stalą z Ostrowa Wielkopolskiego. Oglądałam w telewizji wszystkie finałowe mecze. Kibicowałam obu drużynom (dlaczego wyjaśnię na końcu). Widziałam radość wygranych i …. przegranych.

Oto bowiem „Stalówka” zdobyła srebrny medal, to największy sportowy sukces Ostrowa Wielkopolskiego! Kiedy piszę te słowa w niewielkim mieście na styku Dolnego Śląska i Wielkopolski trwają przygotowania do wielkiej fety na ostrowskim rynku. Podobnie jak rok temu – brązowy medal – tak teraz mieszkańcy będą cieszyć się z wielkiego sukcesu swojej drużyny. To dzięki nim Polacy dowiedzieli się, gdzie leży Ostrów.

Ciekawe, gdzie będą dziennikarze wielkich portali, wielkich telewizji... Jak to, cieszyć się, że się przegrało walkę o złoto? Gdyby płakali, a kibice rzucali się z okien z rozpaczy, byłby to temat. Radość nie ma wzięcia. Dramat górą! Będzie kolejny dzień o kontuzji.

Przenieśmy się do Włocławka. Gdyby nie internet, człowiek by nie wiedział, że takie zwyczajne miasto na Kujawach świętuje.

Kiedy koszykarze wracają z ostatniego meczu do Włocławka, w malutkiej Izbicy Kujawskiej zatrzymują autokar uradowani kibice. Zobaczcie jak wygląda radość

Ale media wolą dramaty...

Nocą przed halą na swoich idoli czekają kibice. Teraz jest czas na race. Na radość. Na łzy wzruszenia.
Ale dziennikarze wolą łzy rozpaczy.

Następnego dnia przez miasto przejeżdża odkryty autobus z bohaterami miasta.

Jak jeszcze można nazwać radość?

Byłam we Włocławku dwa razy. Miasto, jak wiele innych w naszym kraju.... Podobnie jak mój rodzinny Wałbrzych, swoje przeszło. Kiedy wybrałam się na pieszą wędrówkę, dostrzegłam ślady dawnej świetności i próby jej reaktywacji. Pewnie dlatego od razu poczułam się we Włocławku jak u siebie w domu. Takie miasta jak Włocławek, Ostrów Wielkopolski i Wałbrzych potrzebują sukcesów. W momencie, kiedy je osiągają, potrafią się cieszyć jak żadne z naszych wielkich miast.

Mój ukochany Górnik Wałbrzych awansował w tym roku do I ligi. O wielkiej radości w centrum miasta na Placu Grunwaldzkim dowiedziałam się od koleżanki tam mieszkającej. Zadzwoniła, kiedy usłyszała przez szczelnie zamknięte okna fetę kibiców.

Ale czy wielkie telewizję pokażą nam radość? W ogóle jak pokazać radość? Przecież to nie temat... 
Rozpacz jest bardziej medialna.

Swojemu Górnikowi kibicuję zawsze i wszędzie. Dlaczego kibicowałam drużynom grającym w finale Mistrzostw Polski w koszykówce?

Przez kilka lat w Łańcucie spotykali się kibice kilku koszykarskich klubów na turnieju organizowanym przez Bartka Detkiewicza. Ten sezon należał do ekip z turnieju. Żadna z nich nie poniosła klęski. W Łańcucie kibice grali oczywiście w koszykówkę i integrowali się w każdy możliwy sposób. Byłam na trzech turniejach. Było super. Efektem turniejów było wręcz wzorcowe zachowanie kibiców podczas finałowych meczów w tegorocznych rozgrywkach.

A ja... cóż, mam wyrzuty sumienia w stosunku do kibiców z Ostrowa Wielkopolskiego... obiecałam, że przyjadę, nie przyjechałam... Przepraszam...

Co dalej... cóż, pewnie dziś, gdy włączę telewizor, ponownie usłyszę o dramacie piłkarza...

O radości Wałbrzycha, Włocławka i Ostrowa Wielkopolskiego nie usłyszymy... 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz