poniedziałek, 25 marca 2019

Kampania wyborcza po raz siódmy - bony i fotografie


P1270599foto - pozostałość po kopalni złota w Złotoryi

tekst z października 2018

Dzisiaj postaram się nieco poważniej, wszak czas wyborów zbliża się siedmiomilowymi butami. Losy miast, miasteczek, gmin i wsi niedługo się rozstrzygną. Kto się dorwie do koryta, sorry, do urzędu, kto kogo wykosi, kto z kim przejmie władzę i zgarnie darmowe bony, takie edukacyjne na przykład.
Bo z tymi bonami w Ł. to bardzo poważna sprawa. Jeden z kandydatów wyborcom obiecał, a kandydującą obecną władze postraszył, że po wygraniu wyborów ujawni tajną listę najbliższych współpracowników, którzy otrzymali owe bony i podnosili swe kwalifikacja za państwowe (a może unijne – nie pamiętam już ofiarodawcy) pieniądze. Ot, taka tradycyjna kiełbasa wyborcza.

Akurat jeśli chodzi o edukację to jako emerytowany nauczyciel nie mam nic przeciwko nauce. Niech się uczą, po co ten szum. I dlaczego ujawnienie nazwisk po wyborach? Moje pokolenie pamięta człowieka, który w kampanii na prezydenta kraju łaził z czarną teczką i gadał podobnie. Wyborów nie wygrał, teczki nie otworzył i porządku nie zrobił.

Kandydaci – nie powielajcie jego błędów! Wszak chodzi o dobro miasta! Ujawniajcie afery, przekręty, tudzież inne ciemne strony mocy!

No dobra, przejdźmy do kandydatów. W sumie w każdym mieście są tacy podobni. W Ł. mamy dwóch przedstawicieli partii rządzącej. To znaczy niby oficjalnie jest jeden. Ale drugi partii, która go cztery lata temu poparła, nie wyrzeka się. Do tego popiera go druga partia tzw. współrządząca. Mieszkańcy Ł. mają zatem problem, bo jak tu wybierać między mlekiem i mlekiem, skoro różnią się tylko opakowaniem? Jedno i drugie smakuje tak samo, różnice widać być może pod mikroskopem, ale kto z wyborców posiada taki przedmiot w domu?

Oczywiście dzierżący w państwie władzę obiecują, iż w przypadku wygrania tronu przez ich kandydata, na miasto spadnie róg obfitości, nawet jak znana unia obetnie dotacje. Ale co będzie, kiedy straci władzę? Wtedy ów róg może dostać się w ręce opozycji i może warto zagłosować na kandydata właśnie z innej opcji politycznej.

W każdym mieście jest bowiem kandydat z opozycji. Występuje tradycyjnie przeciwko obecnej władzy, bo inaczej nie byłby opozycją.

Słowem – ryzyko wyborów jest.

Również w każdym miasteczku czy gminie na najwyższe urzędy kandydują osoby nie związane z obecnie urzędującymi na Wiejskiej w stolicy posłami. Jakie szanse mają? I tu trudno powiedzieć. Tacy kandydaci mogą sprawić niespodziankę. W kampanii przedwyborczej nie są nerwowi. Nie straszą, nie rzucają kiełbasą wyborczą. Nie mają wielkich banerów. Biorą udział we wszelakich debatach. Słowem – siła spokoju.

Ale jest jeszcze inny typ kandydata. W Ł. tym przykładem jest D. Przypomnijmy - zapowiedź jego kandydowania na tron w mieście początkowo uznano za happening. Sprawa okazał się jednak poważna. Człowiek komitet zarejestrował. Podpisy zebrał i jest na liście. Ostatnio stał się nawet bardzo poważny. Ma za sobą aferę zdjęciową.

Wziął udział w debacie przedwyborczej w miejscowym radio (radiu?) o profilu religijnym ( a jakież inne może być w tym mieście!). Radio posiada również stronę internetową. Tam zamieszcza foto i linki do swych audycji. Początkowo debatę firmowało zdjęcia wszystkich kandydatów. Potem foto zmieniono – na nowym brakuje D.

Dlaczego? Komu zalazł za skórę ten nie mający z żadną partią związku kandydat?

W każdym razie co poniektórzy postanowili na D. głosować. W większości są to ludzie, którzy mają głęboko w pewnej części ciała partyjne rozgrywki i są zmęczeni wzajemnymi oskarżeniami. Słowem przerzucili się na wegetarianizm, odrzucają kiełbasę.

Wyraz buntu przeciwko wszelkim formom ucisku jakichkolwiek rządzących? Sprzeciw wobec jakimkolwiek systemom zniewolenia przez władzę? A może rzeczywiście konieczność zmian?
W każdym mieście tak D. na pewno się znajduje. Jak sobie poradzą w wyborach?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz