środa, 20 marca 2019

Hotelowe opowieści


P1260367

 tekst z maja 2018

Dziś kilka słów o moich oświadczeniach hotelowych. Rok szkolny właśnie zmierza ku końcowi, zatem posumuję czas, w którym wyjątkowo dużo podróżowałam po naszym kraju. Mieszkałam w różnego typu miejscach.

Zaczynamy od miejsc pozytywnych.

W tym roku zwiedziłam Opole. Noclegu szukałam poprzez internet. Tradycyjnie sprawdzałam nie tylko cenę, ale również lokalizację hotelu. Wybrałam jeden. Sprawdziłam cenę na portalu hotelowym, gdzie ponoć ma być taniej. Już miałam rezerwować, kiedy coś mnie tknęło. Zadzwoniłam. Przez telefon okazało się, że …. jest jeszcze taniej. Dlaczego? W ofercie portalu była cena razem z parkingiem, a ja jestem turysta kolejowo – autobusowy.

Potem było też całkiem nieźle. Remontowano hotelową restaurację. Bez zakłócania ciszy. Obsługa - super. Z czasem opuszczenia pokoju też nie było problemu.

Bo to niestety, problem jest.

Doba hotelowa trwa do 10 lub 12.00. Głównie po to, by pokój posprzątać dla nowych gości. Człowiek ze mnie wyrozumiały, ale zawsze mam z tym problem. Chciałoby się jeszcze po mieście pospacerować, muzeum jakieś zwiedzić, często pociąg do miejscowości docelowej jest znacznie później... ale co zrobić z plecakiem, w którym są rzeczy pierwszej potrzeby typu majtki na zmianę, kawałek ręcznika czy kosmetyczka ze specjałami mającymi opóźnić proces starzenia?

W Opolu nie miałam z tym większego problemu. Postanowiono, że mój pokój będzie posprzątany na końcu, czyli ok. 13.00. Fajnie, bo pociąg miałam właśnie o 14.00.

Powiedziałam również, że śniadanie zjem niewielkie, żeby nie szykowano owych cudów, co dostaję każdego ranka. Dostałam mniej, ale …. przygotowano mi jedzenie na drogę! Kiedyś nazywało się to suchym prowiantem, teraz „lunch box”. Kiedy otworzyłam papierową torbę w pociągu zaniemówiłam z wrażenia. To było lunch, obiad i kolacja.

Przyjemnie było w Gdyni. Malutki pokój na głównej ulicy miasta był idealnie wyciszony. Problem opuszczenia go o określonej godzinie też rozwiązano. Tym razem miałam autobus o 16.00. Ponownie posprzątano go jako ostatni, a plecak zostawiłam w …. schowku z różnościami. Dostałam klucz, który miałam wrzucić do wskazanej mi skrzynki na listy. Dzięki temu miałam czas na wizytę w muzeum i super naleśnikarni.

W Białymstoku nocleg w hoteliku przy prawosławnej parafii należy zawsze do przyjemności. Czysto, bezpiecznie, serdecznie. Fakt, że w niedzielę budzi człowieka dzwon z cerkwi, ale ma całkiem fajne brzmienie. Po opuszczeniu pokoju plecak zawsze można zostawić w recepcji.

I przyjemności póki co koniec. Teraz trochę dziegciu.

Zacznijmy od Włocławka. Dwa lata temu byłam w tym hostelu. Już wówczas moje wątpliwości budziła kuchnia: zepsuta kuchenka elektryczna i niewielka ilość naczyń... Niby czysto, niby ludzie się starają, ale …. W tym roku ponownie tam zawitałam.

Cena podskoczyła o całe 20 zł. Warunki …. chyba jeszcze gorsze. Przyjechałam zimą, w pokoju było chłodno mimo gorących kaloryferów. Po prostu było ich za mało. Czajnika w pokoju już nie było, a w kuchni ciągle tylko działała kuchenka mikrofalowa. Brak już jakikolwiek sensownych naczyń. Hostel opuściłam o wyznaczonej porze. Czas oczekiwania na autobus spędziłam w kinie.

I wreszcie Łowicz.

Zamawiam przez telefon pokój w ponoć najlepszym hotelu w miasteczku. Okazuje się, że czeka na mnie luksusowy pokój. Miał być inny, ale co tam, mogę i w luksusie. Targuję pobyt w pokoju do późniejszej godziny, bo pociąg mam dopiero o 16.30. Oczywiście, że mogę – za dopłatą 50 zł. Wyliczam pani, że zajmując pokój dwuosobowy płacę prawie tyle, co za dwie osoby i chyba coś mi się należy. Pani coś o słynnym portalu z hotelami, że musi, bo nie wolno... Dobra. Niech jej będzie. Pytam, czy po opuszczeniu pokoju będę mogła zostawić plecak, bo czeka mnie jeszcze sześć godzin zwiedzania miasteczka. „Nie, to nie przechowalnia bagażu”.

Wyszłam i poszłam, gdzie mnie oczy i nogi poniosły. Nagle zobaczyłam napis „ Informacja turystyczna - Miejsca noclegowe”. Weszłam do środka. Od razu powiało łowickim klimatem, stroje, wycinanki, wzory. Jest może pokój dla starszej pani? Jasne, że jest. Tyle tylko że malutki, ale z prywatną łazienką. Winda też jest. Dobrze wyposażona kuchnia - oczywiście. Rowery też można wynająć. A plecak z majtkami na zmianę? Oczywiście, że można zostawić i zwiedzać miasteczko!

Wszystko za 60 zł, bo sama jestem. Gdybym było nas dwoje, byłoby taniej. Ale do podwyżki ceny za samotność jestem już przyzwyczajona....

Szukam jakiegoś samego na wyprawy po Polsce. Uwaga! To musi być kibic koszykówki, bo moje wyjazdy łączą się z oglądaniem meczy!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz