sobota, 30 marca 2019

Wielka wyprawa z psem IV – przygody Kulki na nieznanym lądzie

 


tekst z lutego 2019

W większości poradników jest napisane, że pies lubi nowości i trzeba mu życie nimi uatrakcyjniać. Cóż, w przypadku mojej Kulki nie do końca jest to prawdą. Kulka nowości nie lubi. Zwłaszcza nie lubi nowego terytorium. Kiedy próbuje ją wyprowadzić na nieznane tereny, opiera się, „ciągnie” na stary szlak.

Tym razem było podobnie.

Pierwsze wyjścia z kwatery głównej przypominały przysłowiową drogę na szafot. Tym bardziej, że były to wyjścia na udeptaną kostką brukową ulicę. Bardzo bezpieczną, bo to był uzdrowiskowy deptak, bez samochodów, a o tej porze roku bez tłumu ludzi.

Kulka jednak najbezpieczniej czuje się na trawniku. Musiałam zatem trochę ją pociągnąć, zachęcić, by zechciała łaskawie ruszyć dalej i przejść owe 100-150 metrów. Ale wystarczyło kilka spacerów, by sunia załapała, iż na końcu makabrycznej ulicy bez ziemi znajduje się prawdziwy raj – Park Zdrojowy.

I to nie byle jaki park.

Oczywiście wybrukowane alejki spacerowe też były, ale prócz tego w parku znajduje się bardzo duży teren zwany trawnikiem. Tu właśnie biegają dzieci, tu zimą lepią bałwany, tu pieskom rzuca się patyki lub śnieżki.

Jakże żałowałam, że nie zabrałam ze sobą 15-metrowej smyczy treningowej! Pies mógłby szaleć po całym „spacerniaku”. Musiała wystarczyć smycz o długości ośmiu metrów.

Nie, luzem psów w Parku Zdrojowym puszczać nie wolno. Zakaz umieszczony w kilku miejscach.

W pewnym momencie doszło do tego, że zaraz po wyjściu z kwatery głównej, Kulka brała rozpęd i biegła w stronę bramy wejściowej. Jeśli na moment zapomniała, gdzie zmierza, wystarczyło słowo „park”, by z podniesionym do góry ogonem i uśmiechem na … no dobrze, niech będzie - buzi biegła w stronę parku.
Kiedy już zabawa na trawniku znudziła się przede wszystkim mnie, ruszałyśmy w głąb „zaczarowanego ogrodu”. Część zwana spacerniakiem to dopiero początek parku. W dalszej części przypomina, co ja mówię, jest starym lasem z alejkami spacerowymi wyłożonymi nie tylko brukiem. Są alejki z kawałków dziwnych płyt, wysypane żwirem i takie zwykłe, ziemne.

Tu też były atrakcje.

Ale najpierw przeszkody. Do wnętrza parku prowadziła alejka pod górkę. Okazało się, dla Kulki, pieska wychowanego na nizinie wejście na górkę to wejście na K2... Oczywiście nie odpuściłyśmy. Uznałyśmy to za dobry trening i każdego dnia, powoli, dostojnie pokonywałyśmy dzielnie górkę. W leśnej części parku też czekały nie lada atrakcje.

Zaczęło się od biegających po drzewach wiewiórek. Były rude, były czarne i szybko przemieszczały się między drzewami i wskakiwały na gałęzie uciekając na wyższe „piętra”. Kulka podbiegała pod drzewo, opiera się o nie przednimi łapkami i głośno szczekała.

Z gołębiami na „spacerniaku” było podobnie. Też nie dały się złapać.

No i były liście. Zachowując charakter leśny parku, liście sprzątane są wyłącznie z alejek i umieszczane pod drzewami. W miejscach, gdzie rosną drzewa liściaste, było ich nadal pełno. Do tego nie było tam śniegu.

Kulka uwielbia zabawę wśród suchych liści. Trzeba było zobaczyć jej zdziwienie, kiedy po zabawie śnieżkami, zaczęła się zabawa wśród liści!

Okazało się również, że przyzwyczajenie to druga natura. Mój pies poszedł w moje ślady i lubi oglądać telewizję. Programy z kotami lub psami traktuje bardzo emocjonalnie. Prawdziwym idolem Kulki jest oczywiście największa obecnie psia gwiazda – komisarz Alex.

W domu serial oglądamy wspólnie na odbiorniku 42 cale. W kwaterze głównej telewizor był mniejszy i zawieszony dość wysoko. Nie przeszkodziło to mej suni w oglądaniu przygód Alexa.

Aha, powrót do domu...

Niestety, trzeba było wracać, zostawić piękny park z wiewiórkami....

Oczywiście, że wróciłyśmy. Pamiętajcie jednak o jednym – starajcie podróżować z psem wagonem bez przedziałów. W taki z przedziałami jest źle. Przynajmniej nam tak było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz