niedziela, 24 marca 2019

A w szkole - po staremu....


uizktkpTURBXy85NWM3YzZlNDVlODdkYzc3MDk0MmZiZjU5NDQwMjU0NS5qcGeSlQLNA8AAwsOVAgDNA8DCww

tekst z września 2018


Ponownie trafiłam do szkoły. Powierzono mi zadanie wykończenia gimnazjum. Niektórzy mówią – wygaszenia, mnie bardziej odpowiada pierwsze słowo na „w”. Bardziej obrazowe. Ktoś kiedyś powołał gimnazjum, do tego ręki nie przyłożyłam, teraz ktoś je wykańcza, a ja biorę w tym udział.

Jakiego by słowa nie użył, wróciłam w szkolne mury, mam lekcje polskiego i przygotowuję ostatni, historyczny rocznik do ostatniego, historycznego egzaminu gimnazjalnego.

Jakby nie patrzył, swoje zarobię, pracę lubię, czyli wszystko w należytym porządku. Minął właśnie pierwszy tydzień mojej pracy, czas na pierwsze refleksje.

Oczywiście śledząc w mediach rozmowy o dobrej zmianie w szkolnictwie, spodziewałam się co najmniej trzęsienia ziemi. Tymczasem, według mnie oczywiście, z reform zrobiły się stringi. Pojawiła się co prawda kontrowersyjna sprawa oceniania pracy nauczyciela, związki zawodowe tradycyjnie były przeciwko (taka rola związków, muszą być w opozycji do dyrekcji), ale dyrekcja stwierdziła, że skomplikowane przepisy to przede wszystkim jej problem.

Poza tym – w szkole po staremu, a nawet bardzo po staremu. Zatem zacznijmy od budynku.

Powstał w 1988 roku, na potrzeby ówczesnego wyżu demograficznego, jest dwupiętrowy, z dwoma tzw. skrzydłami, salą gimnastyczną i basenem. Słowem marzenie epoki końca PRL. Liczba uczniów liczona była w nim w tysiącach, albo ponad jeden albo ponad dwa.

Kiedy dziś zapytałam, ilu uczniów uczy się w szkole, koleżanka machnęła ręką. „Lepiej nie pytaj” - odpowiedziała wzdychając. Kiedy jest przerwa, mam wrażenie, że ponad trzy tysiące, bo większość, zwłaszcza młodszych latorośli robi wrzask za kilka osób. Tym się jednak nie przejmuję. Pracowało się przecież w szkołach zwanych, ze względu na ilość uczniów, kombinatami i przemierzający szkolne korytarze wrzeszczący tłum nowością dla mnie nie jest nie jest. Wprost przeciwnie – czuję się jak za młodu. Stare wróciło.

Za czasów gimnazjum budynek podzielono ścianami na dwie części, bo dwie szkoły były. Reforma szkolnictwa w tym wypadku polegała na wyburzeniu ścian działowych. W obu częściach było ciszej. Teraz wszystko po staremu.

Zniknęło natomiast zjawisko charakterystyczne dla „gimbazy” - siedzący pod klasą milczący ludzie wpatrzeni w ekrany smartfonów. Ile to się człowiek nasłuchał, ile nagadał, że dzisiejsza młodzież to nic, tylko komputery, nie pogada ze sobą, nie wymieni poglądów, nie porusza się podczas przerwy, okropne pokolenie.

No więc tak już nie jest. Usiąść pod klasą raczej nie można, bo młodsze roczniki, poruszające się po korytarzach z prędkością światła, skutecznie uniemożliwiają spokojny relaks starszym w pozycji siedzącej. Pogadać też raczej nie można, bo wrzask. Poruszać się – owszem. Na przemieszczanie się z lekcji na lekcję z jednej części szkoły do drugiej dziesięciominutowa przerwa wystarczy.

Mnie udało się nawet w pięć minut! Tyle tylko że na lekcji to było. Miałam tzw. dyżur nauczycielski na parterze w jednym tzw. skrzydle, a lekcję na drugim piętrze w drugim tzw. skrzydle. Po drodze należało wziąć klucz w tzw. dyżurce. Na szczęście do tzw. pokoju nauczycielskiego po dziennik już nie musiałam zachodzić. W szkole obowiązuje tylko tzw. dziennik elektroniczny. I to jest nowość. I to jest element reform, znaczy się stringi.

A poza tym – bez zmian.

Uczę języka polskiego, przedmiotu, który nie zmienia się od lat. No dobrze, lektury się zmieniają w zależności od ustroju i ministra. W sumie jednak napisane tym samym językiem. Jeśli jakieś słowo wyszło z użycia, mówi się o nim „archaizm”, jeśli jest nowe „neologizm”. „Treny” Kochanowskiego nadal są niezmienne, podobnie jak z omawianymi przeze mnie na ostatniej lekcji obrazami Picassa czy Salvadora Dali. Nikt im niczego nie domalował. Zauważyłam, że rzeczownik nadal jest rzeczownikiem, a czasownik czasownikiem. Nikt nie wprowadził nowej części mowy. Ba, nawet litery są takie same jak ongiś bywały. I cyfry arabskie w obiegu pozostały, mimo nieciekawej atmosfery wokół, wokół... oj, wiecie kogo czego, jak pytanie w dopełniaczu.

Co prawda ostatnio ktoś tam na jakiś tam użytek poprawił Żeromskiego, bo mu się „Przedwiośnie” nie podobało, ale to nie mój problem. To lektura szkoły średniej. Niech tam się martwią.

Ja wracam w poniedziałek do gimbazy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz