środa, 20 marca 2019

Parkowanie tyłkiem do budynku


parkowanietylem

tekst z lipca 2018

Moja znajoma rencistka Zofia zatelefonowała do mnie z problemem. Kolejnym zresztą. Chociaż ciągle to ten sam problem.

Jest w konflikcie z jednym z sąsiadów. On też jest z nią skonfliktowany. O co poszło przed wieloma laty, może nawet było to przed potopem, Zofia już nie pamięta. W każdym razie sąsiad jest zły i nieustannie robi jej na złość. Nie szanuje, nie popiera, nie współczuje.

Tym razem, po raz kolejny, poszło o samochód.

Zofia mieszka na parterze w tzw. starym budownictwie, jeszcze przedwojennym. Za sanacji budujący czynszowe kamienice nie uwzględnili długiego czasu ich wykorzystania, a tym samym faktu, iż w XXI wieku ludzie będą posiadali samochody. Niekiedy dwa w rodzinie. W okolicach starych kamienic brakuje więc miejsc parkingowych. Ludzie parkują gdzie się da, gdzie można i gdzie przepisy pozwalają.
Przed budynkiem Zofii można postawić dwa, no może trzy auta. Pod trzema kolejnymi stojącymi w szeregu – tak samo. A samochodów więcej. Biedni ich właściciele zaczęli zatem parkować na czymś, co się w przepisach zowie pasem zieleni, którego jest wyjątkowo dużo.

Już dawno twierdziłam, że właśnie ową część trawnika powinno przekształcić się w miejsca parkingowe, ale Zofia powiedziała, że są jakieś kłopoty z księgami wieczystymi, bo nie wiadomo, kto jest właścicielem gruntu.

Akurat w tej sprawie jej wierzę, ponieważ nikt nikomu jeszcze nie wystawił mandatu za parkowanie na tym „pasie zieleni”. Jest po prostu ciche przyzwolenie na obecność aut. Samo życie je wymusza.
Oczywiście skonfliktowany sąsiad w tym miejscu parkuje. Mało tego. Ustawia swój samochód tyłem do budynku. I Zofii śmierdzi, kiedy odpala silnik. Odpala go często, bo jeździ po byle co, zamiast przejść się pieszo dla zdrowia. Do tego silnik stary i dym wydobywający się z niego nie do wytrzymania. Na pewno sąsiad dał w łapę, żeby mu zaliczono przegląd techniczny.

W to akurat nie wierzę. „Drogówka” może bowiem w każdej chwili sąsiada zatrzymać i zmierzyć ilość i jakość spalin. Nie jest to przecież jedna z wad ukrytych pojazdu. Możliwe zatem, że jakość spalin mieści się w granicach normy. Przepisowej, ale nie normy Zofii.

Oczywiście teoria spiskowa idzie dalej. Sąsiad odpala silnik wtedy, kiedy rencistka wietrzy mieszkanie. Najgorzej jest zimą. Auto zanim ruszy, długo się rozgrzewa i wydziela dużo dymu. Oczywiście na złość. 
Zofia postanowiła więc raz na zawsze sprawę zakończyć. Zadzwoni do Straży Miejskiej i poinformuje, że sąsiad parkuje na pasie zieleni. Niech przyjadą, postawią znak zakazu parkowania i finito!

Starałam się uświadomić rencistce, że postawiony znak będzie obowiązywał na całej długości, wzdłuż szeregowych kamienic. Nie będą mogli parkować również inni. I co się wtedy stanie? „Zlinczują ciebie! - krzyknęłam do telefonu - Zlikwidujesz kilkanaście miejsc parkingowych. Ludzie ci tego nie darują”.
„No to powiem o tym parkowaniu tyłem!” - oznajmiła zdenerwowana. Właśnie ostatnia awantura była o to. Sąsiad nawet nie chciał rozmawiać. Zostawił zaparkowany dup... samochód i poszedł na obiad do domu.
Włączyłam internet i znalazłam wiadomości o takim sposobie parkowania. Okazuje się, że nie jest ono sprzeczne z prawem. Problem jednak jest. Na kilku stronach poruszano ten temat i na wszystkich była podana podstawowa zasada w stylu: „Poproś grzecznie człowieka, żeby tak nie parkował”.
Tego Zofia już nie mogła przetrawić. Nikogo o nic nie będzie prosiła. Konflikt jest konflikt! Będzie interweniowała. Zapytałam, czy ma jakiekolwiek poparcie któregokolwiek sąsiada w powyższej sprawie. Oczywiście, że nie. Nikomu to nie przeszkadza, bo większość ma auta. Albo …. teoria spiskowa …. boją się powiedzieć.

Co mam porazić rencistce? Macie jakiś pomysł?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz