czwartek, 28 marca 2019

RODO czyli bezpiecznik

28896567e0b6b7cd6156af9acafb8006

tekst ze stycznia 2019

Dziś będzie o bezpieczeństwie. Takim naszym i takim ogólnym. O przepisach, wcale nie ruchu drogowego, tylko takich, co mają zapewnić nam spokój. Nie, nie wieczny, taki na jakiś czas. Czyli o sławetnym RODO.

Czym jest RODO, każdy wie, ale przypomnijmy – jest to błędnie utworzony skrót od „rozporządzenia o ochronie danych osobowych”. Prawidłowo powinno być ROoDO. Ale co tam, wiadomo o co chodzi i i o to właśnie chodzi, żeby było wiadomo.

RODO bardzo się w życiu przydaje. Oto do nauczyciela przychodzi wnerwiony rodzic i mówi, że pani postawiła jej córce ocenę dopuszczającą, a Krysia z tej samej klasy za coś takiego samego dostała ocenę dobrą. Nauczyciel uśmiecha się od ucha do ucha i mówi z tym sadystycznym uśmiechem: „Nie ma upoważnienia od opiekunów Krysi, by rozmawiać z panią na temat jej ocen. Mogę rozmawiać tylko i wyłącznie na temat ocen pani potomstwa”.

Jakże pięknie uśmiechają się obecnie pracownicy różnych instytucji, kiedy zjawia się u nich telewizja realizująca reportaż interwencyjny. Na pytanie „Co instytucja wie na temat rodziny Z, w której była przemoc domowa?”, instytucja odpowiada „RODO”.

W sumie więc dziennikarze mają przerąbane. Ale ci bardziej kreatywni, szukają chętnych do rozmowy świadków. Czasami są ludzie, którzy albo mają parcie na szkło, albo chcą pomóc komuś czemuś w czymś.

RODO ma zapewnić nam poczucie bezpieczeństwa poprzez zachowanie naszej prywatności. W porządku, nigdy nie lubiłam, kiedy ktoś mi zaglądał do portfela, garnków czy łóżka. Staram się też nikomu nie zaglądać. Sąsiadom zwłaszcza. Bo RODO wymyślono w naszym kraju, kiedy zaczęły powstawać blokowiska. Więzy sąsiedzkie zanikły. Ludzie znali się jedynie z widzenia. I tak jest do dziś. RODO zalegalizowało zastały stan rzeczy.

Ale patrząc trzeźwym okiem słynne RODO to taka przysłowiowa góra, która urodziła mysz. Mamy na przykład chronić swoje dane, w tym słynny numer PESEL. Tymczasem podajemy go przy każdej możliwej okazji pokazując dowód osobisty: podczas rejestracji do lekarza, zameldowania w hotelu, ba – telefonując do naszego operatora kablówki, bo tylko tak odnajdzie nas na liście klientów. W sumie, gdzie się człek nie obróci i chce coś załatwić, musi się uwiarygodnić czyli wylegitymować.
Oczywiście, że to normalne. Po co więc owe RODO? Pic na wodę, fotomontaż?

Byłam swego czasu na szkoleniu z antyterroryzmu, znaczy się tacy spece od zapobiegania przyjechali i nawet ciekawie mówili o pladze XXI wieku. I ci właśnie spece wyjaśnili, iż w momencie zagrożenia bezpieczeństwa RODO to nam wisi i powiewa dużym kalafiorem. Mamy prawo tworzyć listy wchodzących i wychodzących z instytucji i legitymować obcych chodzących po korytarzach. Zawsze taki obcy może stanowić zagrożenie terrorystyczne. Podejrzany jest też ten, co wylegitymować się nie da. Też kandydat na bombiarza.

Co prawda panowie powiedzieli, ze w Polsce zagrożenie aktami terroru jest zerowe, bo nigdy zamachu na Pałac Kultury nie było, ale porwania – owszem. Są.

W każdym razie nasza prywatność chroniona wcale nie jest.

Kochani, otacza nas permanentna inwigilacja. Kamery na osiedlu. Kamery w sklepach. Kamery w miejscu pracy. Złe kamery. Pokazują jedynie obraz. Powinny nagrywać głos. Żeby było słychać, co mówi włamywacz do ekspedientki. Żeby go rozpoznać po głosie. Bo teraz to wszędzie włamywacze i terroryści. A jeśli przez przypadek kamera uwieczni pana Zdzisia obmacującego panią Zosię z regałem z pieczywem, to zawsze może być to dowód dla sądu w sprawie rozwodowej.

Nie, nie mam nic przeciwko inwigilacji. Nawet ją popieram. Na trasie mego spaceru z psem są też kamery. Sprzątam kupkę po piesku. Co będzie jak mnie kamera przyłapie i wlepi mandat za zanieczyszczanie środowiska?

Sama mam czasami ochotę zainstalować kamerę przy drzwiach wejściowych do klatki, żeby zobaczyć, kto z sąsiadów nie zamyka drzwi oraz ilu kumpli przychodzi do sąsiada posiadającego niezarejestrowany pub w piwnicy...

Każdego dnia siedząc przy kompie, klikam w kilka lub nawet kilkanaście stron w sieci informujących mnie, że zapoznałam się z regulaminem dostępu moich danych, czyli co najmniej numeru IP....
W sumie więc nie wiem, czy moja prywatność jest obecnie bardziej chroniona niż kiedyś... Ale jak powiedział mój kuzyn; „ Coraz mniej jest pracy fizycznej dla człowieka. Wypierają go maszyny. A człowiek pracować musi. Wymyśla więc sobie różne formy zatrudnienia”. Takie siedzenie przed monitorami i śledzenie ludzi wychodzących na spacer z psem na przykład.

Właśnie pracuję w szkole, w której nie ma papierowych dzienników. W każdej klasie stoi komputer, każdy nauczyciel ma swój własny kod dostępu do dziennika elektronicznego. Podoba mi się to. A najważniejsze, ze dzięki takiemu dziennikowi, w szkole powstał etat informatyka.

I jeden człowiek ma pracę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz