niedziela, 17 marca 2019

Świętujemy!

 585cf02c002c8_osize1068x623crop0.0000x0.0482x1.0000x0.6724q71he1d31a

tekst z marca 2018

Święta, jak to mówią, za pasem, czas zatem na kilka refleksji o tym, jak je spędzamy. Oczywiście powinni się tym zająć socjolodzy, ale ciocia Grażynka też może dorzucić kilka uwag.
Podstawowy podział świętowiczów, znaczy się nas, to grupa, która na święta wyjeżdża z rodzinnego domu i grupa, która w nim zostaje.

Pierwsza jest mniej liczna, ale uwaga – coraz liczniejsza. Naród nam się przemieszcza i pojęcie domu rodzinnego staje się coraz bardziej abstrakcyjne. Taka ja nigdy nie wyjeżdżałam na święta, teraz, wraz z powiększeniem rodziny , na czas świąteczny wyruszam w Polskę.

Jeśli jedziemy do rodziny, zabieramy oczywiście ze sobą swoje własne reprezentacyjne produkty. W moim przypadku jest to pasztet, baba, a na miejscu robię sałatkę warzywną, butelka czegoś mocniejszego regionalnego, znaczy się nalewka albo własnej produkcji wino i oczywiście symbolicznie coś dla najmłodszych (choroba, w tym roku kazano mi kupić zajączki, jeszcze nie mam, a wyjazd tuż, tuż). O resztę produktów troszczy się rodzina na miejscu. Konsultując sprawę z innymi wyjeżdżającymi tak to mniej więcej w moim środowisku wygląda.

Są ludzie, którzy wyjeżdżają na tzw. wczasy świąteczne do pensjonatów, hoteli i innych ośrodków. Ci nie troszczą się kompletnie o nic. Świętują, jedzą, spacerują, bo z reguły wyjazd jest do ciekawej turystycznie miejscowości.

Wyjazdy na święta mają swoje dobre strony. Nie trzeba stać w kolejkach po produkty do przetworzenia na wielkanocne przysmaki, których i tak po świętach dużo zostaje. Nie trzeba stać przy kuchni, żeby je wykonać, a i tak nie wszystkim wszystko będzie smakować. Nie trzeba przy tym kląć i narzekać, że jajka za drogie, karp za mały... że nigdzie nie można dostać cynamonu w kawałkach, a z ceną karkówki to już przesadzili. Nie trzeba przeliczać ile osób zasiądzie do świątecznego stołu i ile kto zje. Bo, nie daj Boże czegoś zabraknie, obciach dla pani domu. Lepiej więcej i potem wywalić, niż mniej i być obgadanym przez ciocię Zosię.

Mieszkanie też trzeba generalnie posprzątać, gdyż ciocia Marysia lubi białą rękawiczką sprawdzać stan kurzu na szafce w łazience i lustruje wnętrze toalety.

I to co powyżej zostało zapisane, dotyczy tych, co nie wyjeżdżają. Nazywa się to przedświąteczną gorączką, o której już pisać nie będę.

Ci co zostają albo goszczą ludzi u siebie albo goszczą się u innych. Z reguły następuje wymiana. Pierwszy dzień świąt tu, drugi tam.

I teraz mamy problem.

Niektórzy stosują zasadę barteru. Dziś jemy u nas, jutro u was. Każdy stara się jak może, by stół uginał się pod ciężarem potraw, których oczywiście nikt nie zje w ciągu jednego wieczora. Nazywa się to gościnność.

Ale ja poznałam inną zasadę. Otóż do domu, w którym odbywa się gościna przychodzący ludzie przynoszą swoje potrawy. Na stole pojawia się różnorodność potraw od chińszczyzny świątecznej po wykwintne kiełbasy domowej produkcji. Stół też się ugina pod ciężarem potraw i też nie wszystkie zostają zjedzone. Ale... kiedy goście opuszczają miejsce spotkania, otrzymują w pojemnikach potrawy, których nie przygotowali. Klasyczny barter.

Mnie się to podoba. Moim znajomym niekoniecznie. Uważają, że jest to brak gościnności.
Czyli jedzenie mamy za sobą. Co robimy oprócz jedzenia? Powinniśmy iść do kościoła. I idziemy! Wierzący i niewierzący w święta chodzą do kościoła! Zaczyna się od pasterki, święcenia palm, potem jajek. Szkoda, że Kościół Katolicki zlikwidował rezurekcję – mszę o szóstej rano w Niedzielę Wielkanocną. Tam dopiero były tłumy, zwłaszcza tych, co to raz koło Wielkiej Nocy do świątyni trafiają. W święta rośnie średnia statystyczna osób odwiedzających miejsce religijnego kultu.

Czyżby nawrócenie? Nie kochani, nie. Obrzędy związane ze świętami traktujemy jako tradycję. Przeszczepiamy je dzieciom jakże często bez religijnej otoczki. Bo co mamy współczesnemu pokoleniu powiedzieć, że Wielkanoc dziwnie splata się z pełnią księżyca , Boże Narodzenie z rzymskim obrzędami ku czci Saturna, a prawosławni obchodzą święta kiedy indziej, bo w ich religii jest inny kalendarz? 
I dobrze, najważniejsze jest świętowanie. Zawsze to dni wolne i przynajmniej szefa człowiek pracy nie widzi.

Kochani, osobnym tematem jest spędzanie świąt przez młodzież.... ale to zagadnienie zostawię na Boże Narodzenie....

Wesołych Świąt! Niech kac was nie pokona, a wątroba wytrzyma!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz