środa, 20 marca 2019

Talent się ma

 
P1000448Moja Szkoła Podstawowa nr 4 w Wałbrzychu.. budynku już nie ma .... pozostały wspomnienia... foto z 2008 r. 

tekst z czerwca 2018

Niedawno wdałam się w dyskusję o słabym poziomie polskiego dziennikarstwa. Kolega dziennikarz napisał, że jakość dziennikarzy związana jest między innymi z poziomem kształcenia w szkołach i na studiach. Obecnie uczniowie mało czytają, nauka na lekcjach języka polskiego skupia się na wyrwanych kontekstu fragmentach, niewiele się „dyskutuje, analizuje, poddaje krytyce zastane poglądy, nierzadko wyłożone na tacy do bezrefleksyjnego wkucia, młodzież mało zadaje pytań, więc lenistwo myślowe idzie od przedszkolaka po media”.

W dyskusji zabrała udział koleżanka, która napisała, że „talent się ma albo nie ma”, a szkoła, uczelnia może co najwyżej rozszerzyć horyzonty myślowe, a nie nauczyć dobrego pisania. Poparłam jej zdanie. Kolega nie i tak sobie pogadaliśmy facebooko na temat roli szkoły w życiu człowieka.

A potem na serio zaczęłam się zastanawiać nad rolą szkoły w moim życiu. Były dwie – podstawówka i średnia oraz studia wyższe. W podstawówce oczywiście byłam jedną z najlepszych. Sporo już wówczas pisałam i marzyłam, żeby zostać …. dziennikarzem. Lub nauczycielem języka polskiego – skromniej. Nauczycieli od tego przedmiotu miałam całkiem normalnych. Dużo czytałam, dyskutowałam. W szkole średniej było znacznie gorzej.

Mimo że były to owe stare, dobre czasy, zmuszona byłą już wówczas do wkuwania regułek zgodnie z kluczem nauczyciela. Zupełnie nie kręciły mnie „Dziady” Mickiewicza, ale twardo twierdziłam, że to arcydzieło literatury polskiej. Kiedy próbowałam udowodnić wyższość Słowackiego nad właśnie Adasiem, pani kazała mi usiąść i zamilknąć. Ponoć gadałam głupoty, a przecież „Słowacki wielkim poeta był” - jak pisał Gombrowicz. Najbardziej nagrabiłam sobie broniąc postaci Liesel Sonnenbruch z dramatu Kruczkowskiego „Niemcy”. Natychmiast powędrowałam do ustnej odpowiedzi i dostałam tróję.
Dziś, jako były nauczyciel wiem, że belfer jak chce postawić uczniowi słabą ocenę, zawsze może to zrobić, kwestia zadawania  odpowiednich pytań.

Nie było więc żadnych dyskusji, żadnych własnych interpretacji. Wszystko pod sławetny dzisiaj „klucz”. Człowiek więc pod ten klucz wkuwał i pisał. Zdarzało mi się, że i kolegom pisałam wypracowania. Ot tak, cztery na jeden temat. Nie za darmo. Nie napiszę, co dostawałam w zamian. Niepedagogicznie by było.
Na studiach też ode mnie nikt własnego zdania nie oczekiwał. Miałam znać twórczość literatów, gramatykę w wersji staropolskiej i współczesnej, poglądy filozofów, wiedzieć co to trochej i jamb.
Z której strony by nie patrzył, nikt pisać felietonów i reportaży mnie nie uczył. O opowiadaniach, powieściach i wierszach nie wspomnę. Nauczyłam się sama. Szczerze mówiąc znam niewielu dziennikarzy po filologii polskiej. W latach 90-tych współpracowałam z katowickim „Sportem” ( taka gazeta – dla wiadomości niesportowców). Okazało się, że w całej ówczesnej redakcji, oprócz mnie, nikt nie posiadał wykształcenia polonistycznego ani dziennikarskiego! Ktoś był po studiach rolniczych, ktoś po ekonomii... a jednak artykuły ludzie pisali!

Największym dowcipem moich ostatnich lat była przedziwna prośba dorosłej osoby o nauczenie jej … pisania powieści. Do dziś prośby nie kumam. Potem dowiedziałam się, że są jakieś szkoły pisania. Do żadnej nie chodziłam i nie znam ludzi, którzy do niej chodzili.

I oczywiście teraz parę słów o sobie jako byłym nauczycielu... Oczywiście, że spotykałam uczniów o zacięciu literackim. Ostatnio rok temu. Dwie dziewczyny (na 50 osób) miały tzw. lekkie pióro. Pozwalałam im się „wypisać” ale w ramach określonej formy. Jeśli to ma być rozprawka, to niech nie będzie to nowela.

Przez nasz portal społecznościowy przemknął niedawno wpis o durnej nauczycielce polskiego, która nie doceniła ucznia. Ten zamiast zalecanych ośmiu zdań, napisał znacznie więcej i prawdopodobnie nie na temat. Nauczycielkę zhejtowano okropnie, bo ponoć tekst był wyśmienity. Ja osobiście nie widziałam w nim nic specjalnego. Ot, poniosło dzieciaka, być może nie wiedział co napisać na temat właściwy albo po prostu nie uważał na lekcji i zapomniał, o czym ma być praca domowa. Bo to najczęstsza przyczyna odrabiania zadań domowych „nie na temat”. Ja belfer wam to mówię.

Oczywiście swoich uczniów zachęcałam, żeby czytali, dużo pisali, szukali własnego stylu, może to będzie szyk przestawny, może neologizmy, może udowodnienie, że jednak Słowacki wielkim poetą nie był?
Bo talent się ma albo nie ma. Czas pokaże.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz