niedziela, 17 marca 2019

Miniatury - Kartki z pamiętnika żywego nietrupa

 P1230494

Niedziela

Obudziłam się w mrocznym pokoju. Przez brudne okno przenikały ślady światła. Był dzień. Przy trzech drzewach rosnących na trawniku stało kilka osób. Rękawem wytarłam szybę. Rozpoznałam swoich znajomych, z którymi zabalowaliśmy z soboty na niedzielę. Kiedy powoli wracała mnie ostrość wzroku, zauważyłam, że jednak coś z nimi nie tak. Brudni, z ranami na ciele, szarpanymi, ciętymi i obtartymi patrzyli białymi oczyma w niebo. Wydawali bliżej nieokreślone dźwięki. Co chwilę wykonywali ruchy znane mi z horrorów.... Rety, oni byli tymi, co starszą, oni stali się zoombi!
Wcisnęłam się w kąt pokoju. Próbowałam myśleć. Co się wczoraj wydarzyło? Nie pamiętam. Przerwa w życiorysie. Urwany film. Jeśli ucharakteryzowali się i robię sobie ze mnie jaja, to w porzo i spoko. Ale jeśli naprawdę stali się żywymi trupami.... Wiem, cokolwiek by nie było, muszę się do nich dostosować. Najpierw charakteryzacja.... gdzie moja torebka? Nie mam. Muszę zdobyć jakiś puder, cienie, tusze i szminki.

Poniedziałek

Udało się! Odważyłam się otworzyć drzwi. Było tam drugie pomieszczenie, przypominające miejsce naszej imprezy. Wyglądało okropnie! Krew i butelki po alkoholu. Na szczęście znalazłam torebki koleżanek i swoją. Zrobiłam odpowiednią charakteryzację. Wystraszyłam się samej siebie.
Zoombi wrócili pod drzewo i zaczęli wyć. Poczułam się głodna. Oni też. Jak wynika z posiadanej przeze mnie wiedzy, żywe trupy najchętniej jedzą ludzie mózgi. Muszę ocalić swój mózg!
I wreszcie coś zeżreć!

 Wtorek

Znowu się udało. Dostałam się do kuchni i lodówki. Żołądek otrzymał porcję odpowiedniej strawy i poprosił o łazienkę. Tam znalazłam folię aluminiową. Przypomniałam sobie, że w jakimś filmie czapka z folii chroniła mózg. Trzeba zaryzykować. Czepek włożyłam na głowę. Wyjrzałam przez okno. Zoombi stali, wyli i ruszali się w sobie znanym rytmie. Rozpoczął się u nich proces gnicia. Koledze odpadł nos, koleżance ucho. Ciekawe czy mój chłopaka ma wszystko?

Środa

Postanowiłam opuścić kryjówkę. Potrafiłam już chodzić jak zoombi, wyć jak zoombi i ruszać się jak zoombi. Wyszłam na zewnątrz. Dostrzegli mnie. Zaczęli się powoli zbliżać. Zawyłam. Stanęli. Zawyłam ponownie. Ruszyli. Pierwszy szedł mój chłopak. Już zauważyłam. Nie miał wszystkiego. Chwycił mnie za ramię. Zawył. Odpowiedziałam odwyciem. Zabrali mnie na parking, gdzie stały samochody. Wsiedliśmy do jednego. Samochód zawył. Odwyliśmy. Samochód ruszył. Dojechaliśmy do wielkiego domu. Tam też były zoombi. Wszędzie żywe trupy, wszędzie kawałki ich odpadającego i gnijącego ciała, wszędzie smród.

 Sobota

Nadal jestem z nimi. Rozpadają się. Temu odleciały policzki, tamtemu kawałek dupy. Wyją z rozpaczy. Mózgów nie jedzą. Są wegetarianami. Zapewne liczą na dobroczynny wpływ roślin na ich wygląd, gdyż na ścianie wisi plakat roślinki jako produkt zapewniający młody wygląd. Współczuję im.

Niedziela

Zauważyli, że ja się nie starzeję. Nic mi nie odpada, cerę mam ładną. Boję się, żeby nie wydało im się to podejrzane.

Poniedziałek

Wydało im się podejrzane. Otoczyli mnie kręgiem i zawyli pytająco. Nie miałam wyjścia. Pokazałam szminki, pudry, cienie. Wymalowałam twarz jednej z byłych dziewczyn, znaczy się zoombi – dziewczynie. Zabrałam ich na spacer po mieście. Pokazałam sklepy kosmetyczne. Zajrzeliśmy do budowlanych i z artykułami plastycznymi. Z dostępnych materiałów wykonaliśmy kilka nosów, uszu, pośladków. Poprzyczepialiśmy je w wiadomych miejscach. Zoombi zawyli radośnie.
Swemu chłopakowi kupiłam wiadomą rzecz w sexshopie. Przyczepiłam na stałe. Zrobiłam zapas baterii.
No i teraz mogę sobie spokojnie tu żyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz