sobota, 16 marca 2019

A to Polska właśnie....


recenzja filmu ukazała się w "jednodniówce", która powstała z okazji oficjalnej wizyty Piotra Domalewskiego w Łomży

http://600.lomza.pl/wp-content/uploads/2017/12/lomza600-publikacja-piotr-domalewski-a-1.pdf

tekst z 2018

Dlaczego „Cicha noc” reżysera Piotra Domalewskiego zdobyła na 42. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych główną nagrodę? Wiele osób zadawało sobie to pytanie. Mało komu znany debiutujący reżyser, bardzo znani i mniej znani aktorzy, tematyka dość prozaiczna w dobie wielkich produkcji o wielkich ludziach... Czym ujęła gdyńskie jury młodzieżowe i profesjonalne ta kameralna opowieść?

Kiedy obejrzymy film, odpowiedź jest prosta – niezwykłością i zwyczajnością. Inaczej zinterpretuje ją człowiek z wielkiego miasta, inaczej spojrzy na nią ktoś z przesławnej Polski B, która wcale nie leży po prawej stronie Wisły. Ona jest tuż za granicą Warszawy, Wrocławia, Krakowa czy Olsztyna.

Dla widza ze stolicy kraju historia Adama będzie opowieścią z pogranicza science fiction i świata rzeczywistego. Niby realistyczna, a jednak nierealna. Mieszkaniec Warszawy nie musi wyjeżdżać do Holandii, by pracować fizycznie jako „budowlaniec”. Stawia wieżowce na miejscu. W rodzinie głównego bohatera Adama wyjazdy za granicę w poszukiwaniu zarobku to stały element życiorysu niejednego z członków. Wszyscy realizują Sienkiewiczowską wizję wędrówki „za chlebem”, jednak w wydaniu z XXI wieku. Co jeszcze zadziwi wielkomiejskiego obywatela?

Na pewno przyjazd Adama do kraju na jeden dzień. Można wytłumaczyć, że tym dniem jest Wigilia, ale żeby nie zostać na pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia...? Zadziwia sposób bycia bohaterów. Przyjeżdża z Holandii najstarszy syn, a euforii brak, witają się z nim spokojnie, bez entuzjazmu... Wódkę wylewa się za okno, a mężczyźni są pijani, dziadek nadrabia za wszystkich z nawiązką. Przy robieniu wspólnej fotografii zamiast „cziiis”, mówią „Henio”. W obejściu, na gumnie, podwórzu, leży dużo błota, przez które trudno przejść. Wielkomiejski obywatel może zaakceptuje pomysł Adama ręcznego wyrównania rachunków pomiędzy członkami rodziny, bo skojarzy mu się to z rycerskością. Wszyscy powinni bronić kobiety. Czasami się uśmiechnie, bo dojrzy w kadrach i wypowiedziach humor, może i czarny, ale wywołujący śmiech. I będzie zachwycony. Spodoba mu się pomysł sprzedaży starego domu, bo i tak w nim nie mieszka, a interes wydaje się być odpowiednio sfinansowany. Wizja Polski, łączącej różne elementy historii i kultury ze współczesnością sprawi, iż film ten uzna za wybitny.
Kto wie, może tak myślało gdyńskie jury?

Tymczasem ludzie mieszkający na terenach zwanych prowincją, obejrzą film o sobie, o swojej wsi, znajomych, rodzinie. Tak, w tej rodzinie od lat jeżdżą na saksy i nawet domu nowego nie postawili. Tak, to temu, z tej chaty brat podprowadził narzeczoną, tak, to tamta wyjechała do miasta i zasuwa na kasie w sklepie. Na tym podwórku nie położyli bruku, na tamtym szopa, pamiętająca wczesnego Gomułkę. Pijemy wódę?! Jasne, pijemy, przecież święta. Podpici idziemy do kościoła na pasterkę?! Oczywiście, że idziemy, jak nie iść?! Czasami wyglądamy śmiesznie? A jak mamy wyglądać, jeśli ciągle się z nas śmiejecie! Dopiero w dalekiej Holandii ktoś potrafi nas docenić! Dla was jesteśmy tylko „słoikami”, „wieśniakami” z przeszłością umazaną błotem.

To nie science fiction, to polska rzeczywistość. Taka Polska też istnieje. Być może, jest jej nawet więcej niż owej z pierwszych stron portali i newsów telewizyjnych. Tu nie urządza się pikiet w obronie sądów. Mało kogo zainteresuje feminizm i czy umieścić tęczę na pl. Zbawiciela w Warszawie, bo dla tych ludzi tęcza to zjawisko po burzy, a nie symbol. W tej Polsce ludzie walczą o byt, a rodzina nadal jest prawdziwą rodziną, w której nie ma manifestowania uczuć i jest autentyczna więź. Czuć ją, gdy trzeba rozwiązać konflikt. Ten konflikt za daleko poza próg własnej chałupy i najbliższych opłotków nie wychodzi. To zasada.

Reżyser z Łomży broni bohaterów. Nie daje odpowiedzi, co dobre, a co złe, co do naśladowania, a co do potępienia. Idzie w stronę naturalizmu i delikatnie uśmiecha się do widza. To nic, że dziadek zachwyca się „holenderskim” samochodem wnuka i nie dostrzega rejestracji z Suwałk. To nic, że Paweł naprawia auto i nie zaczyna od sprawdzenia bezpieczników. Szybko zapada noc w wigilijny wieczór. Ta cicha i dramatyczna noc najlepiej będzie wyglądała na filmie, kręconym małą kamerą przez najmłodszą bohaterkę, która pięknie fałszuje międzynarodową kolędę. Bo film o nas z Polski B, który śni się na peryferiach stolicy, jeszcze się nie skończył. Trwa na prowincji obok nas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz